Czy aksjomatyka ateisty jest najlepsza?
Godne uwagi jest spojrzenie na Boga jak na aksjomat w światopoglądzie teisty, w którym to światopoglądzie Bóg stanowi swoisty punkt startowy dla wszelkich rozważań o człowieku i Wszechświecie. Osobiście przyznam, że bardzo podoba mi się takie ujęcie koncepcji Absolutu i stanowisko takie zarazem całkiem nieźle rokuje na przyszłość z punktu widzenia apologetyki teistycznej. Aksjomatów się bowiem nie udowadnia, jak wiemy, co samo w sobie jest już wystarczająco interesujące gdyż stanowi dodatkowo nieprzezwyciężalny problem dla filozofii „naukowych ateistów” udających, że niby na wszystko jest potrzebny jakiś „dowód”. Aksjomaty istnieją nie tylko w matematyce ale w zasadzie każdy system ludzkich przekonań musi być oparty o jakąś aksjomatykę. Nawet pozornie najprostsze postrzeżenia percepcyjne oraz logika i „metoda naukowa” również muszą zostać zaksjomatyzowane. Dlaczego tak jest? Powód jest dziecinnie prosty: jeśli odrzucimy wszelką aksjomatykę to będziemy musieli zacząć cofać się bez końca w łańcuchu naszych uzasadnień i w ten sposób nigdy nic nie uzasadnimy. Trzeba się więc gdzieś zatrzymać i przyjąć na wiarę jakieś założenia światopoglądowe, czyli po prostu aksjomaty. Aksjomatów nie da się również dowieść za pomocą powołania się na nie same ponieważ wtedy skończymy w klasycznym błędnym kole, zostaje nam więc po prostu przyjęcie ich na wiarę, czyli aprioryzm (jest to tak zwany trylemat Münchhausena, nazywany czasem również trylematem Agryppy). Teista przyjmuje więc Boga jako swój aksjomat i od niego wyprowadza resztę swych wniosków światopoglądowych.
Ateista oczywiście nie przyjmuje wspomnianego aksjomatu teisty i twierdzi, że Bóg jest postulatem „zbędnym i nadmiarowym”. Pozornie wydaje się to „niezwykle inteligentną” odpowiedzią ale tak naprawdę odpowiedź ta nie ma zbyt wiele wspólnego z „inteligencją”. Stanowisko takie wpędza bowiem ateistę w cały szereg bardzo poważnych niekonsekwencji skoro w tym momencie powinien on jakoś uzasadnić dlaczego odrzucając jedne aksjomaty jako niedowodliwe, przyjmuje zarazem inne niedowodliwe aksjomaty. W rzeczywistości ateista nie jest w stanie w ogóle tego uzasadnić i kończy na arbitralnym wyborze jednych niedowodliwych założeń (swoich), równie arbitralnie odrzucając inne niedowodliwe założenia (teisty). Nie jest to niczym innym jak po prostu chciejstwem ateisty, które jest oparte wyłącznie na mocno zwodniczym i subiektywnym poczuciu „oczywistości”. Zagadnienie to rozwinę niżej.
Myliłby się jednak ten, kto stwierdziłby, że ateista nie będzie jakoś próbował „uzasadniać” wyższości swoich aksjomatów nad aksjomatami teisty. Takie próby oczywiście jak najbardziej istnieją i są forsowane w polemikach. Pojawiają się więc różne kulawe i banalne z punktu widzenia bardziej zaawansowanej epistemologii pseudoargumenty w stylu „widzę stół, a Boga już tak nie widzę” i tak dalej. Jeden z polemizujących ze mną kabotynów stwierdził nawet, że jego ateistyczny światopogląd jest „lepszy” niż światopogląd dowolnego teisty gdyż wierzy on w niezapadalność chodnika po którym codziennie chodzi. Jego zdaniem ta wiara jest właśnie „lepsza” niż światopogląd dowolnego teisty ponieważ opiera się ona rzekomo na „powtarzalności testu” związanego z tym chodnikiem. Nie był jednak w stanie już odpowiedzieć jak ze swej wiary w niezapadający się chodnik wyprowadził on swój ateizm. W takim samym ślepym zaułku i bez jakiejkolwiek odpowiedzi skończyło (i wciąż kończy) moje pytanie o to jak wyprowadzić ateizm ze zdania typu „widzę stół”.
Wiara w niezapadający się chodnik jest z kolei oparta na błędnokołowym wnioskowaniu indukcyjnym, bezpodstawnie ekstrapolującym przeszłość na przyszłość. Nawet milion poprzednich „powtarzalnych testów” niezapadającego się chodnika nie jest żadną gwarancją, że następnym razem chodnik nie zapadnie się, podobnie jak w słynnym przykładzie z białymi i czarnymi łabędziami. Wyrzucenie symetryczną monetą nawet 1000 razy z rzędu reszki nie oznacza bynajmniej, że „bardziej prawdopodobne” będzie wyrzucenie orła w 1001 rzucie (tak zwane „prawo serii”), czy też znowu reszki (przełamanie serii). Szacowanie prawdopodobieństwa na przyszłość jedynie na podstawie przeszłości jest zatem wadliwe już u samej podstawy, również dlatego, że przynależy to do kategorii sądów syntetycznych a posteriori. Sądy a posteriori nie są zaś ani pewne, ani powszechne. Próby uczynienia zasady indukcji sądem analitycznym a priori (Carnap) nie udały się i zostały zdemaskowane przez Karla Poppera i Thomasa Nagela.
Nie ma też żadnej gwarancji, że „prawa” obowiązujące dziś w przyrodzie będą obowiązywać również jutro. Każda próba udowodnienia, że „prawa” obowiązujące w przeszłości będą obowiązywać w przyszłości jest logicznie niepoprawna, bez względu na liczbę powtórzeń czegoś w przeszłości. Nie wiemy nic o przyszłości. Przeszłość wcale nie musi powtórzyć się w przyszłości więc każda próba uzasadnienia, że przeszłość powtórzy się w przyszłości, skoro do tej pory niby tak było, będzie siłą rzeczy odwoływać się do tego co ma dopiero zostać uzasadnione i w efekcie skończy się błędnym kołem w rozumowaniu (słynny problem niemożności udowodnienia indukcji). Tym samym wszelkie „powtarzalne testy” na jakich buduje swój pogląd ateista nie upoważniają go do orzekania o „wyższości” jego poglądów nad dowolnym innym poglądem, z wszelkimi możliwymi zabobonami włącznie. Bez względu na ilość powtórzeń jakiegoś „testu” w przeszłości nawet dowolna teoria naukowa będzie mieć wciąż prawdopodobieństwo równe zeru, jak wszystkie inne hipotezy naukowe, włącznie z tymi hipotezami, które również dziś uważamy za „pewne” i „oczywiste”.
Tak samo aksjomatyka matematyki została odłączona od pojęcia pewności po tym gdy słynny piąty „pewnik” w geometrii euklidesowej został zakwestionowany pod względem swojej „oczywistości”. Ostateczny gwóźdź do trumny wbił tu niejaki Kurt Gödel, który wbrew wszelkim tradycyjnym oczekiwaniom wykazał, że nie można dowieść spójności matematyki oraz kompletności arytmetyki w ramach pojedynczego systemu formalnego pierwszego rzędu. Gödel udowodnił, że w matematyce zawsze będą istniały twierdzenia, których poprawności czy niepoprawności nie da się uzasadnić na podstawie aksjomatów arytmetyki, co oznacza, że arytmetyka zawsze będzie niekompletna. Po prostu niezupełny jest każdy system aksjomatyczny, który jest na tyle bogaty, że można zdefiniować w nim pojęcia arytmetyki liczb naturalnych. Zawsze będzie w nim przynajmniej jedno zdanie, którego prawdziwości nie da się udowodnić przy pomocy środków dowodowych tego systemu. Nie będzie możliwe udowodnienie również zaprzeczenia takiego zdania przy pomocy środków dowodowych tego systemu. Gödel wykazał też razem z P. J. Cohenem, że nie da się udowodnić ani obalić cantorowskiej hipotezy continuum, co oznacza, że nasze aksjomaty nie są kompletnym opisem zbioru liczb rzeczywistych. Jeszcze większe problemy są z aksjomatem wyboru w teorii mnogości, który okazał się od niej niezależny i do tego problematyczny. Prowadzi on do znanego paradoksu Banacha-Tarskiego o rozkładzie kuli. Teoria mnogości jest fundamentem współczesnej matematyki i rezygnacja z aksjomatu wyboru prowadziłaby do istotnego zubożenia matematyki i konieczności jej gruntownej przebudowy. Aksjomatyka teorii mnogości siedzi tu na prawdziwej bombie. To zresztą nie jedyne przykłady aksjomatów, które „odkleiły” się od teorii mnogości. Jest ich dużo więcej. A zatem również matematyka stała się ostatecznie niedowodliwa formalnie oraz niepewna wraz ze swoją aksjomatyką. Niewiele lepiej pod tym względem jest z aksjomatyką logiki, są bowiem różne logiki, które zaprzeczają swoim postulatom. Podstawową cechą tak zwanej logiki intuicjonistycznej jest na przykład założenie, że prawdziwość zdania jest oparta na istnieniu dla niego dowodu, a nie na wartościowaniu poszczególnych jego składowych, jak przyjmuje się w logice dwuwartościowej. Z tego powodu logika intuicjonistyczna odrzuca między innymi prawo wyłączonego środka, silne prawo podwójnego przeczenia, silne prawo kontrapozycji, jedno z praw transpozycji czy pierwsze prawo de Morgana, będące zasadami innej logiki niż logika intuicjonistyczna.
Nie jest nawet do końca prawdą pozornie oczywista i powszechnie znana reguła logiki, zgodnie z którą rozumowanie dedukcyjne prowadzi zawsze do wniosków pewnych. Zbiór przesłanek może bowiem zawierać zdania fałszywe i nigdy nie jest on pełny. Ponadto zdania dedukcyjne wyglądają jakby były uzyskiwane indukcyjnie. Weźmy choćby takie pozornie pewne założenie będące klasycznym przykładem ilustrującym podstawę dla wnioskowania dedukcyjnego: „wszystkie ptaki mają skrzydła”. W rzeczywistości zdanie to wydaje się być indukcyjnym uogólnieniem pewnej skończonej liczby obserwacji ptaków.
W zasadzie bez problemu można zakwestionować każdy dowolny przykład jaki ateista poda „na dowód” wyższości aksjomatyki ateistycznej od teistycznej. Wątpliwe jest nawet wyżej wspomniane pozornie proste postrzeżenie stołu, którego ateista często używa jako przykładu, pomimo tego, że przykład ten i tak nie ma nic wspólnego z „dowodem” na „wyższość” ateizmu nad teizmem. Ateista nie doświadcza bowiem stołu a jedynie wrażenia stołu. A to, czy wrażenia są tożsame z tym czego dotyczą jest już tylko nieudowodnioną teorią, choćby nie wiem jak „oczywista” wydawała się ateiście ta teoria. „Poczucie oczywistości” nie jest jednak dowodem na nic i będąc jedynie kategorią umysłu przynależy wyłącznie do świata czysto subiektywnych doznań, niczym nie różniących się od dowolnych doznań fantazyjnych. Ateista nie ma więc nic ponad fantazyjne doznania w tym miejscu, nawet jeśli odwołuje się do swojego (i przy okazji naszego) subiektywnego poczucia „oczywistości”. Owo poczucie „oczywistości” niczym nie różni się bowiem pod względem zasadności choćby od równie subiektywnych gustów kulinarnych ateisty. Nie ważne jest dla nas to, co ateista uważa za „oczywiste”, ważne jest tylko to, co może on dowieść. Spróbuj spytać ateistę jak dowiedzie swej tezy, że to co wydaje mu się „oczywiste” jest zarazem pewne. Ateista skończy tu nieuchronnie w regresie do nieskończoności lub w błędnym kole, próbując bezskutecznie uzasadnić tę tezę.
Startując z pozycji solipsyzmu widzimy więc, że wszystkie aksjomaty są sobie równe, bez względu na to czy mówimy o aksjomatach matematyki, logiki, nauki, ateisty, czy teisty. Jedyne co ateista posiada to subiektywne poczucie „oczywistości”, do którego będzie się on sofistycznie odwoływał próbując zwodniczo uzasadnić „wyższość” swojej aksjomatyki nad dowolną inną aksjomatyką. Jak już jednak wspomniałem wyżej, samo takie poczucie nie dowodzi niczego poza istnieniem wyłącznie tego poczucia. Wystarczy w tym miejscu choćby przypomnieć, że w średniowieczu „oczywiste” dla wszystkich wydawało się również to, że Słońce krąży wokół Ziemi. Do niedawna tak samo oczywiste wydawało się też zdanie: „Słońce wschodzi i zachodzi co 24 godziny w każdym miejscu globu”. Tymczasem zdanie to okazało się fałszywe gdyż wystarczy znaleźć się na dowolnym z biegunów aby obserwować Słońce niezachodzące przez całą dobę (tak zwany dzień polarny). Fałszywy okazał się również traktowany do niedawna jako pewnik osąd, zgodnie z którym wszystko co żywe musi umrzeć, gdyż wiemy już, że komórki rakowe nie umierają. Nie umierają też bakterie, których podział nie jest śmiercią.
Niektórzy traktują też Boga jako hipotezę, w tym ateiści, z czym można powiązać kilka ciekawych wniosków. Ateista Victor Stenger zatytułował nawet swoją książkę Bóg – hipoteza, która się nie sprawdziła - Jak nauka pokazuje, że Bóg nie istnieje. Już sam ten tytuł jest idiotyzmem i dobitnie obnaża ignorancję „naukowych ateistów”. Żadna hipoteza, w tym naukowa, nie jest bowiem ani do końca falsyfikowalna, ani do końca udowodniona (patrz wyżej rozważania o indukcji). Nauka nie mogła więc „pokazać, że Bóg nie istnieje”. Wszystkie hipotezy i właściwie wszystkie możliwe twierdzenia naukowe na zawsze pozostaną więc tylko przypuszczeniami i domysłami. Wyłącznie od preferencji konkretnej osoby zależy to, czy uzna ona Boga za kolejną hipotezę. Wziąwszy pod uwagę okoliczność, że nawet w samej fizyce istnieje coraz więcej hipotez, w tym takie, co do których nawet ich twórcy przyznają, że są one z natury nieweryfikowalne (na przykład teoria strun), życzliwszym okiem można spojrzeć na koncepcję hipotezy Boga. Hipoteza ta może niektórym tłumaczyć całkiem dużo rzeczy, na przykład występowanie układów nieredukowalnie złożonych w przyrodzie ożywionej, takich jak silnik bakteryjny, który posiada wręcz elementy konstrukcyjne występujące w przypadku zwykłego silnika (silnik bakteryjny zawiera nie tylko rotor, turbinę i łożyska, ale nawet sam się naprawia). W tym miejscu wszystko zależy jednak od otwartości i elastyczności poszczególnych umysłów więc ewentualne wnioski w tej kwestii pozostawiam już czytelnikom, samemu nie zajmując tu zdecydowanego stanowiska.
Jan Lewandowski, czerwiec 2017