Niespełnione obietnice wysłuchiwania modlitw
Tutaj Fjałkowski przytacza oczywiście takie fragmenty jak:
J 14:13-14 bt5 (13) A o cokolwiek prosić będziecie w imię moje, to uczynię, aby Ojciec był otoczony chwałą w Synu. (14) O cokolwiek prosić Mnie będziecie w imię moje, Ja to spełnię.
Mt 7,7-8 (7) Proście a otrzymacie, szukajcie a znajdziecie, pukajcie a otworzą wam. (8) Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a temu, kto puka, otwierają.
Oraz wiele innych z poniższego zestawu, których wcale nie jest tak mało:
Łk 11,9-13; Mt 18,18-20; Mt 21, 20-22; J 14:13; J 15,7; J 15,11-17; J 16:24-27.
W pierwszej kolejności chciałbym się zająć tymi fragmentami z Ewangelii św. Jana. Wszystkie te fragmenty pochodzą z tego najdłuższego epizodu z tej księgi - a mianowicie z ostatniej wieczerzy, pożegnalnej mowy Jezusa, która rozciąga się od 13 rozdziału, a kończy dopiero na rozdziale 17-tym. W tym właśnie długim fragmencie Jezus spotyka się ze swoimi wszystkimi uczniami i rozpoczyna z nimi rozmowę w atmosferze wielkiej zażyłości i serdeczności i przyjaźni, podczas której zapewnia swoich uczniów o tym, że jak odejdzie do Swojego Ojca, to nie opuści ich zupełnie, ale będzie z nimi na zawsze. I właśnie w tym długim fragmencie Jezus zapewnia swoich uczniów kilkakrotnie o tym, że będzie gotowy spełnić wszystko to, o co będą Go prosić.
Niestety problem w podejściu ateistów jest taki, że oni traktują tę całą Ewangelię jako zbiór ogólnych reguł i zasad, które są skierowane do wszystkich czytelników na zasadzie jakiejś ustawy, formalnego dokumentu, albo kodeksu prawnego. Otóż nie koniecznie. Oczywiście w tym miejscu chciałbym uprzedzić obawy sceptyków, którzy w tym momencie być może myślą, że ja chcę powiedzieć, że ta obietnica dotyczyła tylko i wyłącznie tych 12 osób wybranych bezpośrednio przez Jezusa. Otóż spokojnie, nic takiego nie będę postulować. Jednak chciałbym zwrócić uwagę, że ten fragment powinien być czytany z właściwej perspektywy. Żeby zobrazować problem właściwej perspektywy, to wyobraźmy sobie taką hipotetyczną sytuację, w której spotykają się dwaj najlepsi przyjaciele, lub dwoje bardzo kochających się małżonków i jeden z nich chciałby zapewnić drugiego, że jest gotowy zrobić dla tego drugiego wszystko co zechce. W jakiej formie byśmy się spodziewali tego oświadczenia?
Posłuchaj, jeśli staniesz się moim przyjacielem, będę dla ciebie kimś ważnym, to zrobię dla ciebie wszystko, co zechcesz, pod warunkiem jednak, że nie będzie ci zależało na czymś, co by mnie zraniło.
Czy może bardziej naturalne by było powiedzieć:
Zrobię dla ciebie wszystko co zechcesz.
??????
Moim zdaniem ta pierwsza wersja jest totalnie bez sensu. Przecież ja wiem, że on jest moim najlepszym przyjacielem, a on też o tym bardzo dobrze wie. I nikt z nas nie ma wątpliwości, że ja jestem dla niego kimś ważnym i że on nie zrobiłby niczego, co by mnie zraniło. Dlatego nie muszę przytaczać tego durnego warunku w jego obecności, bo to by było zwyczajnie żałosne i totalną żenadą. Dlatego też z perspektywy spotkania dwóch wielkich przyjaciół i ich naturalnej rozmowy o wiele bardziej poprawną i naturalną wersją jest właśnie ta druga opcja
"Zrobię dla ciebie wszystko co zechcesz".
Dlatego też zanim zaczniemy czytać ten długi fragment ostatniej wieczerzy opisany w rozdziałach 13-17 św. Jana trzeba spojrzeć na to z trochę innej perspektywy - jako spotkanie i serdeczna rozmowa Jezusa i jego uczniów, których uważa za swoich przyjaciół, do których ma zaufanie, wie, że jeszcze ich miłość nie osiągnęła szczytu doskonałości, w pewnym momencie może towarzyszyć im jeszcze niepewność, zachwianie i zwątpienie, lecz ma świadomość, że to właśnie oni wyjdą na zewnątrz i będą głosić Ewangelię aż do przelania swojej krwi. Tym samym nie można oczekiwać, ze Jezus na takim spotkaniu ze swoimi uczniami w atmosferze serdeczności będzie używał języka formalnego i dokładnie precyzował takie kwestie jak:
- jakie warunki muszą spełnić apostołowie, aby ich modlitwy były wysłuchane
- wypunktowanie o co mogą prosić, a o co lepiej nie prosić.
- na czym polega wiara, kiedy uznać, ze jest ona właściwa, a kiedy za mała
- kogo będzie wysłuchiwał, a kogo nie będzie wysłuchiwał itp.
Jednym słowem szczegółowa dokumentacja z listą paragrafów, wyłączeń, adnotacji i zakończona spisaniem formalnego protokołu...
Dlatego też ten fragment zmusza nas do refleksji nad tym, jaka ta relacja pomiędzy Jezusem, a apostołami była, bo to że Jezus ich zapewnił, że o cokolwiek będą prosić, to im spełni, to nie oznacza przecież, że ja takie zapewnienie mogę ot tak stosować od razu do siebie i odebrać to jako gwarant, że Jezus zacznie spełniać wszystkie moje zachcianki. Czy Jezus w swoich uczniach (po za Judaszem) widział takich typów, którzy to zapewnienie potraktują jak złotą rybkę, aby wykorzystać to do swoich prywatnych celów? Myślę, że nie. To właśnie o nich powiedział, że już są czyści (J 15,3), że uwierzyli, że są Jego przyjaciółmi (J 15,15), że nie są z tego świata (J 15,19), że ich tak samo będą prześladować (J 15,20n; 16,33), a nawet zabijać (J 16,2-3)
Warto też zwrócić uwagę, że w tej scenie Jezus kilka razy zapewnia o tym, że te modlitwy będą wysłuchane (J 14,14; J 15,7; J 15,16; J 16,24) z czego jeden z nich dodaje, że z tym wiąże się jakiś warunek:
J 15,7 (7) Jeśli będziecie trwać we Mnie i jeśli moja nauka będzie w was trwać, proście, a spełni się wszystko, cokolwiek tylko pragniecie.
Natomiast w pozostałych przypadkach nie ma takiego warunku. Lecz pamiętajmy, że jeśli sami znajdujemy się w takich okolicznościach, to też zwyczajnie robimy sobie ciche założenia mając w świadomości, że nie ma sensu mówić i powtarzać tego co dla wszystkich jest przecież oczywiste.
Właśnie w taki sposób powinniśmy czytać tę Ewangelię św. Jana, ponieważ tego typu płytkie czytanie absolutnie nieuprawnione, bo może nas doprowadzić do wielu absurdów. Dla przykładu, Jezus mówi takie słowa:
J 15,5 Ja jestem krzewem winorośli, a wy gałązkami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi obfity owoc, gdyż beze Mnie nic nie możecie uczynić
Czy to oznacza, że bez Jezusa absolutnie nic nie możemy uczynić? Gdyby mi przyszło do głowy na przykład taki nikczemny czyn, jak wyrwać jakiejś staruszce w autobusie torebkę i uciec z nią w siną dal. Czy to oznacza, że bez Jezusa nie jestem w stanie uczynić nawet tego? Owszem, uważam że byłbym w stanie to uczynić zupełnie sam bez Jego pomocy...
W nauce Jezusa możemy również znaleźć wypowiedzi, które są skierowane do wszystkich ludzi, które też mówią o tym, że Bóg wysłuchuje modlitw. Są to dwa równoległe teksty z Mateusza i Łukasza:
Mt 7,7-11 (7) Proście a otrzymacie, szukajcie a znajdziecie, pukajcie a otworzą wam. (8) Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a temu, kto puka, otwierają. (9) Czy jest wśród was ktoś taki, kto swojemu synowi, proszącemu o chleb, poda kamień? (10) Albo gdy poprosi o rybę, czy poda mu węża? (11) Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, to tym bardziej wasz Ojciec, który jest w niebie, da to, co dobre, tym, którzy Go proszą.
Łk 11,9-13 I Ja wam mówię: Proście, a otrzymacie; szukajcie, a znajdziecie; pukajcie, a otworzą wam. (10) Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a temu, kto puka, będzie otwarte. (11) Czy jest wśród was taki ojciec, który, gdy go syn poprosi o rybę, zamiast ryby poda mu węża? (12) Albo gdy poprosi go o jajko, czy poda mu skorpiona? (13) Jeśli więc wy, chociaż źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, to tym bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą”
Tutaj Jezus zapewnia, że każdy kto prosi, ten otrzymuje, a z życia wiemy, że o wiele częściej ludzie nie otrzymują tego, o co proszą. I temu nie da się zaprzeczyć.
Lecz warto spojrzeć dokładniej zarówno na te fragmenty jak i na ich najbliższy kontekst. To co mnie uderza w tych fragmentach, to jakieś odczucie, że to stwierdzenie nie jest do końca precyzyjne: "każdy kto prosi, otrzymuje". Tutaj jest powiedziane, że otrzymuje, ale jakoś tak mimowolnie nasuwa mi się pytanie, czy na pewno "otrzymuje" to, o co prosi, czy po prostu "otrzymuje" - co mogło by oznaczać, że otrzymuje coś, lecz nie koniecznie to, o co dokładnie prosił. W dalszej części mamy informację, że Bóg nie daje złych rzeczy, gdy ktoś prosi o dobro. Ale na dobrą sprawę możemy to również sparafrazować w taki sposób, że Bóg również nie daje złej rzeczy, jeśli o złe rzeczy prosimy. Czy Bóg da węża lub skorpiona jeśli będziemy go prosić właśnie o tego węża lub skorpiona? Ja bym powiedział, że nie. Zwróćmy uwagę na symbolikę tego opisu. Jajko może się kojarzyć z życiem, a skorpion ze śmiercią. Ryba może kojarzyć się nie tylko z pokarmem, ale też z symbolem chrześcijaństwa i dobrem, a wąż z szatanem i grzechem. W tym fragmencie Bóg zapowiada swoją gotowość do dawania tylko tego co dobre:
Mt 7,11 [...] tym bardziej wasz Ojciec, który jest w niebie, da to, co dobre, tym, którzy Go proszą.
Łk 11,13 [...] tym bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą”
Nasuwa się pytanie, czy jesteśmy w stanie ocenić, co jest dobrem, a co nie. Otóż nie zawsze, to co nam się wydaje dobre to musi być koniecznie dobre w oczach Boga. Ostateczna ocena o tym, czy coś jest dobre, czy nie jest dobre, niestety zawsze należy tylko do Niego, a nie do nas. W ew. Łukasza Jezus poucza nas, co jest dobrem z punktu widzenia Boga - jest to Duch Święty - i tylko co do tego nie ma wątpliwości, że jest to pewne i oczywiste dobro w oczach Boga! Co do reszty pewności mieć nie możemy.
Niestety praktyka jest taka, że dla nas ludzi wyznacznikiem dobra jest to, co sprawia, że nasze życie staje się przyjemniejsze, łatwiejsze, wolne od trosk, w dobrobycie i dobrym zdrowiu, w sławie, zaspokojeniu emocjonalnym i erotycznym. Prawie nikt z nas nie jest w ogóle zainteresowany darem Ducha Świętego - no bo przecież "do czego to potrzebne komu"? Lecz z perspektywy Bożej sytuacja może wyglądać trochę inaczej. Jezus wielokrotnie nas pouczał zarówno słowami, jak i swoim własnym przykładem, że jednym z największych zagrożeń dla zbawienia jest bogactwo i chciwość pieniędzy (Łk 6:24, Mt 19:24, Łk 12:15), a jedną z największych wartości jest Duch Święty (Łk 11:13) oraz - co może wielu z nas zdziwić - nasz krzyż (Mt 10:38, Mt 16:24, Łk 14:27; błogosławieni ci, którzy się smucą, łakną, pragną itp. Mt 5,1-12), bo to właśnie on prowadzi nas do zbawienia i chwały, która będzie trwać nie 80 lat, tylko całą nieskończoność.
Ks. Dominik Chmielewski wspomina o pewnych badaniach, w których badano wiarę u tych ludzi, niegdyś byli ludźmi ubogimi i zarazem wierzącymi, po czym stali się ludźmi zamożnymi. Okazuje się, że z takiej grupy osób jedynie 5% zachowało wiarę, a reszta odwróciła się od Boga1.
I wydaje mi się, że ten fragment stanowi wyjaśnienie tego zagadnienia. Czasem ludziom się wydaje, że Bóg to jest taka złota rybka. Ciach, pomodlę się o samochód i zaraz go wymodlę. Potem się pomodlę o podwyżkę, albo żebym szybko wyzdrowiał - i mam. Niestety tak to nie działa - i co więcej, Bóg wcale tego nie obiecywał, ponieważ zapewnił nas, że da nam tylko to co dobre. Niestety, tak się składa, że nie dysponujemy pełnym wykazem tego, co w oczach Bożych jest dobrem, a co nim nie jest. Znamy jedynie kilka punktów z tej listy - wiemy, że dobrem np. jest Duch Święty, oraz wiemy, że złem jest np. przesadne bogactwo. Oczywiście do tej listy można by było dopisać kolejne punkty, które wynikają wprost z Ewangelii, nie mniej jednak chciałem w ten sposób zwrócić uwagę na istotę tego problemu.
Jednak nie można zaprzeczyć, że Bóg zupełnie odwraca się od próśb dotyczących takich kwestii jak np. uzdrowienie - już na kartach samej Ewangelii znajdujemy niezliczone przykłady tego typu łask. I takie uzdrowienia mają miejsce również w dzisiejszych czasach. Lecz oczywiście dla ateistów ten argument się nie liczy, bo ile razy im się nie powie o uzdrowieniu, to dla nich jest to oczywiście zmyślona bajeczka. Tym samym dla nich nauka o wysłuchiwaniu modlitw jest oczywiście fikcją, a jak się poda im przykłady uzdrowień, to oczywiście nic to nie zmienia, bo tego typu rewelacje są niewiele więcej warte, niż historia o krasnoludkach.
Na zakończenie chciałbym przytoczyć jeszcze jeden fragment o wysłuchiwaniu modlitw przez Boga:
Mt 21, 20-22 (20) A uczniowie, widząc to, pytali ze zdumieniem: Jak mógł figowiec tak od razu uschnąć? (21) Jezus im odpowiedział: Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli będziecie mieć wiarę, a nie zwątpicie, to nie tylko z figowcem to uczynicie, ale nawet gdy powiecie tej górze: „Podnieś się i rzuć w morze!”, [tak] się stanie. (22) I otrzymacie wszystko, o co z wiarą prosić będziecie w modlitwie.
Kiedyś zastanawiałem się, co oznacza tutaj "mieć wiarę". Przyznam się, że do dzisiaj nie chyba nie wiem i obawiam się, że w tej kwestii również ocena, czy ta nasza wiara jest wielka, czy za mała należy do Boga, a nie do nas. Jednak czytając podobny ustęp w Ewangelii św. Łukasza, przyszła mi jednak ciekawa myśl do głowy. Spójrzmy na ten fragment:
Łk 17:5-10 Apostołowie prosili Pana: Wzmocnij naszą wiarę! (6) Pan zaś rzekł: Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy i powiedzieli tej morwie: Wyrwij się z korzeniami i przesadź się w morze - będzie wam posłuszna. (7) Czy kto z was powie swojemu słudze, który orze lub pasie i zszedł z pola do domu: Siadaj zaraz do stołu? (8) Czy nie powie mu raczej: Przygotuj mi posiłek i przepasawszy się usługuj mi aż się najem i napiję, a potem sam zjesz i napijesz się? (9) Czy dziękuje słudze za wykonanie rozkazu? (10) Tak i wy, kiedy wykonacie wszystko, co wam polecono, mówcie: Jesteśmy nieużytecznymi sługami, zrobiliśmy, co trzeba było zrobić.
Przez długi czas zastanawiałem się, o co może chodzić z tym sługą w tym ustępie - co to ma wspólnego z kontekstem? Otóż jest tu zwrócenie uwagi, że to sługa ma służyć swojemu panu, a nie odwrotnie! Niestety nasza postawa jest ukierunkowana na to, że to Bóg ma służyć nam swoją mocą i swoimi znakami, aby spełniać nasze zachcianki. Tymczasem Jezus wskazuje, że to my mamy służyć Bogu Jego mocą, a nie na odwrót!
I tym samym znowu - można przywołać postać chociażby ojca Pio - który zasłynął z niezliczonych cudów, jakie dokonał mocą Bożą. I właśnie dlatego je dokonał, że tymi cudami służył Bogu, a nie sobie, oraz ten krzyż, który z ludzi zdejmował, to brał na samego siebie!
Kochani ateiści - spokojnie! Dobrze sobie zdaję sprawę, że przykład ojca Pio nie powalił Was na kolana, bo przecież nie zostało to naukowo udowodnione, oraz nie udowadnia prawdziwości twierdzenia, że dzięki wierze możemy działać cuda i góry przenosić. Tak więc zdaję sobie sprawę, że przecież niczego tutaj nie udowadniam, a dla Was nauka o przenoszeniu gór, czy też czynieniu jakichkolwiek cudów jak była bzdurą, tak bzdurą już zostanie, no bo przecież nie znamy ani jednego przypadku, aby czyjaś wiara dokonała czegokolwiek niezwykłego…
1 https://youtu.be/93e5__51f4k?t=1676