Jakie mają być racje, aby móc coś twierdzić? Komentarz do debaty Wojtysiak vs. Fjałkowski cz. 2
Link do poprzedniego artykułu (wraz z nagraniem z omawianej debaty).
Na początku swego drugiego przemówienia pan Fjałkowski przyznaje, że z istnienia motywów do wiary w daną tezę, nie wynika jej fałszywość. Broni się tutaj, że stosuje metodę Hume’owską pytając: co jest bardziej prawdopodobną przyczyną wiary w Boga wśród społeczeństw, motywy, czy racje stojące za tą wiarą? Zwraca przy tym uwagę, że wielu ludzi owe racje nie przekonują. Gdybym był w jury to przyznałbym tutaj panu Fjałkowskiemu punkty za błyskotliwe odniesienie się do Hume’a. Jednakże i tak chciałbym dodać pewne uwagi i zastrzeżenia. Ogólnie Hume to reprezentant dość skrajnego sceptycyzmu, z którego też wynikają moim zdaniem pewne sprzeczności, o czym za chwilę. Co więcej w sposobie formułowania odpowiedzi pan Fjałkowski znów wraca w jakimś stopniu do błędnej dychotomii racje vs. motywy. Dodaje jednak słusznie moim zdaniem, że owe racje są dla wielu nieprzekonujące, a zatem w domyśle mogą one być jedyne jakąś próbą (usilnej choć skazanej na porażkę) racjonalizacji wiary przez teistów. To jest często podnoszona kwestia w sporach teizmu z ateizmem, brak dostatecznych racji. W tym artykule nie chciałbym szczegółowo opisywać, co sam na ten temat uważam. Chciałbym zaś, dla osób nie znających się na filozofii, przedstawić szerszy kontekst dostateczności racji.
Nawiążę tutaj do tzw. widelca Hume’a. Otóż zdaniem Hume’a ogół sądów można podzielić na (1) sądy o relacjach między ideami – logika, matematyka itp., i (2) sądy o faktach – postrzeżenia zmysłowe. Pierwsze są pewne, ale nie wiadomo czy w ogóle dotyczą świata. Drugie dotyczą świata, ale nie są pewne, [Ziemińska, 2013, s. 249] są zaś bardzo zmienne i nieraz wręcz sprzeczne ze sobą. W takim ujęciu dla Hume’a przykładowo nie mamy dostatecznych racji, by twierdzić, że rzeczywiście istnieje coś takiego jak przyczyna, czy stałość/jednorodność w przyrodzie. Nie ma dostatecznych racji, by uważać, że jutro Słońce wzejdzie, a to, że tak uważamy to jedynie kwestia naszego przyzwyczajenia. Podobnie kategoria przyczynowości wynika, zdaniem Hume’a, z przyzwyczajenia do częstej obserwacji zachodzących po sobie analogicznych zdarzeń (jak strzał pistoletu i huk, czy ruchy palcami po klawiaturze fortepianu i dźwięk). Co istotne Hume wyznawał sceptycyzm jedynie w formie teoretycznej, przyznając, że w praktyce konieczność życiowa wymusza przyjęcie jakichś poglądów. Tym samym w praktyce przyjął poglądy naturalistyczne (oczywiście bez żadnych teoretycznych racji, wszak odrzucał możliwość ich istnienia). Co dla mnie osobiście jest bardzo zabawne w zestawieniu z głoszeniem przez niego niepewności co do stałości praw przyrody, ten sam Hume obadał istnienie cudów z definicji, ze względu na stałość praw przyrody (sic!). Ponieważ jeśli z definicji cud jest złamaniem praw przyrody, a prawa przyrody są stałe, to żadne cuda zaistnieć nie mogą. Moim zdaniem popadł tutaj w sprzeczność, choć można go bronić, że wszak obalał cuda jedynie na poziomie praktycznie przyjętego przez niego naturalizmu. Jednak jeśli przyjęcie przez niego naturalizmu odbyło się bez żadnych racji, to i obalenie przez niego cudów ostatecznie nie wydaje się być uzasadnione. Warto jeszcze tutaj dodać, że Hume w wyniku swojego sceptycyzmu doszedł do wniosku iż "nauka nie dostarcza wiedzy o świecie, lecz jest zbiorm przesądów opartych na przyzwyczajeniach," [Grobler, 2006, s. 30] a żył on w czasach rozwijającego się Newtonizmu.
Ciekawymi formami współczesnego sceptycyzmu, o których chciałbym jeszcze wspomnieć jest sceptycyzm znaczeniowy Kripkego-Wittgensteina, który polega na tym, że:
„Niemożliwe jest, by jakiekolwiek słowo miało jakieś znaczenie” (Kripke, 2007: 93). To teza sceptycyzmu znaczeniowego. Oczywiście teza ta obala samą siebie [jak każdy sceptycyzm głoszony konsekwentnie]. Przyznaje to Kripke: „Czy nie został właśnie udowodniony niesamowity i samoobalający się wniosek, iż wszelki język jest pozbawiony znaczenia? (Kripke, 2007: 117). Rzecz jasna, nie można głosić tezy o nieistnieniu znaczeń, nie narażając się na zarzut, że sama ta teza jest pozbawiona znaczenia.” [Ziemińska, 2013, s. 344].
oraz sceptycyzm odnoszący się do danych samoświadomości:
„Za sceptyków co do samoświadomości można uznać Patricię i Paula Churchlandów oraz Daniela Dennetta. Paul Churchland ogłosił nieistnienie przekonań (Paul Churchland 1981:262). (…) Odrzucenie istnienia przekonań odbywa się za pomocą aktów asercji, które zakładają jeśli nie wiedzę, to przynajmniej przekonanie. Sceptyk co do przekonań ma przekonanie, że nie ma przekonań. Akt jego przekonania jest niezgody z jego treścią (chyba, że nie ma żadnej treści).” [Ziemińska, 2013, s. 353-354.]
To co chciałem tu ukazać, to pewne paradoksy, które pojawiają się również w momencie skrajnego sceptycyzmu oraz stawiania nieprzekraczalnej poprzeczki dla dostateczności racji. Sam mam poglądy bliskie klasycznemu, cycerońskiemu, sceptycyzmowi, a zatem uważam, że wiedza pewna nie istnieje. Mimo to uważam też, że rzetelnie podchodząc do dyskutowanych tematów – jak kwestia istnienia Boga – należy konsekwentnie trzymać się zajętej przez siebie pozycji. Pan Fjałkowski na omawianej debacie twierdzi, że nie ma dostatecznych racji, aby uznać dość podstawowe dla ludzkiego myślenia przesłanki proponowane przez prof. Wojtysiaka. (Nomen omen, główną z tych przesłanek jest właśnie posiadanie przez wszystkie zjawiska dostatecznej racji swojego zaistnienia, w skrócie zatem można powiedzieć, że pan Fjałkowski twierdzi, że nie ma dostatecznej racji poznawczej, aby uznać konieczność dostatecznych racji odnośnie istnienia zjawisk). Natomiast na innej debacie kpił lub dziwił się, że pan Michał Prończuk uznaje, że logika klasyczna nie działa wszędzie. Tymczasem logika klasyczna to właśnie modelowe ujęcie pierwotnych ludzkich intuicji, metod myślenia, do których zalicza się też zasada racji dostatecznej. Wchodząc w dygresję w fizyce kwantowej ponoć nie jest spełnione prawo rozdzielności koniunkcji względem alternatywy [Heller, 2018, s. 82]:
(p ∧ (q ∨ r)) ⇔ ((p ∧ q) ∨ (p ∧ r))
co w jakimś stopniu sprzyja twierdzeniu pana Michała Prończuka o niepełnym modelowaniu rzeczywistości przez logikę klasyczną. Nie zamierzam zajmować tu stanowiska w kwestii logiki klasycznej, chciałem jedynie zwrócić uwagę na pewną niekonsekwencję, a wręcz przyjmowanie różnych stanowisk w zależności od tego, co trzeba skrytykować, przez pana Fjałkowskiego. Jeszcze bardziej moim zdaniem wyłania się niekonsekwencja gdy podaje on argumenty z nauk przyrodniczych, których znaczna część działalności opiera się na zasadzie szukania racji dostatecznej dla zjawisk. Odrzucając zasadę racji dostatecznej ciężko moim zdaniem utrzymywać jakiś realizm w związku z naukami. Utrzymując zaś instrumentalizm – pan Fjałkowski parę razy przyznawał się do pragmatyzmu, a to pokrewne stanowiska – naukowe twierdzenia nie odnoszą się do rzeczywistości, a jedynie dają skuteczne metody działania w czymś niepoznanym.
Czy wiedza pochodzi tylko z doświadczenia?
Dalej pan Fjałkowski narzeka na to, że hipoteza Boga jest zagadnieniem nieempirycznym, choć prof. Wojtysiak wcześniej mówił, że zdaje sobie z tego sprawę wspominając o Kole Wiedeńskim. Co ciekawe w Kole Wiedeńskim, tym wyprysku XIX-wiecznego zabobonu scjentystycznego, usiłowano stworzyć solidne podstawy nauki, która byłaby czysto empiryczna. Zdaniem członków tego koła, zdania, które nie da się przełożyć na sprawozdanie z empirycznego doświadczenia, nie mają znaczenia, w sensie nic nie znaczą. Oczywiście program Koła Wiedeńskiego okazał się porażką i współcześni filozofowie to przyznają, choć sama działalność jego członków dużo wniosła do filozofii nauki ukazując dobitnie właśnie jej nieempiryczne aspekty. Możemy oczywiście narzekać na nieempiryczność Boga, jednak w tym samym czasie narzekając na nieempiryczność znacznej części problemów, w tym naukowych, z którymi się stykamy i które w jakiś sposób, przynajmniej na poziomie swoich uczynków, musimy rozstrzygnąć. A sama kwestia empiryczności – empiryzm – też ma swoje problemy, o czym trzecim artykule.
Następnie pan Fjałkowski krytykuje argumenty ontologiczne, których sam nie jestem fanem, głównie dlatego, że nie wgłębiłem się w nie jeszcze na tyle, aby je dobrze zrozumieć. Polegają one na tym, że najpierw definiuje się Boga określając pewne jego przymioty, a następnie dowodzi, że byt o takich przymiotach istnieje realnie. Pan Fjałkowski kpiąco odpowiada: „Skąd mamy wiedzieć, że tak mamy rozumieć istnienie Boga? Z definicji! Otóż definiowanie nie jest poznaniem niczego.” I na poziomie potocznym twierdzenie to wydaje się być słuszne. Jednak w matematyce, logice, czy filozofii już tak nie jest. Warto zauważyć, że z definicji chociażby „kwadratowego koła” niektórzy wysnuwają tezę, że taki byt na pewno nie istnieje. A zatem mamy poznanie negatywne, zaprzeczające czemuś, na podstawie samej definicji. Pytanie pozostaje, czy na podstawie definicji można coś poznać pozytywnie, a zatem przekonać się o istnieniu czegoś. Znaczna część matematyków sądzi, że tak, wyznając w mniejszym lub większym stopniu tzw. platonizm matematyczny [Hohol i Kwiatek, 2013]. Do tego grona zalicza się chociażby Roger Penrose, twierdząc, że zbiór Mandelbrota istnieje obiektywnie [Penrose, 2000, s. 116]. Jak zaś wspominał prof. Wojtysiak wcześniej, co do argumentu modalnego za istnieniem Boga, toczą się aktualnie spory o przesłankę jego możliwości istnienia. Reszta przesłanek (z definicji) przez większość jest uznana. To po pierwsze. Po drugie zabawne wydaje mi się pytanie p. Fjałkowskiego – parafrazując – „skąd mamy wiedzieć jakie cechy przypisać słowu Bóg?”. Hmm, tak samo, jak to się dzieje w przypadku każdego innego słowa? Przykładowo słowo „jabłko” to skrót dla opisania wielu CECH właśnie, takich jak słodki smak, kulisty kształt, czerwono-zielona skórka itp., które pojawiają się raz w ogródku raz sklepie wszystkie naraz razem. Analogicznie z wieloma innymi słowami. Słowo „bóg” – pojęcie „Boga” – jest słowem ludzkim i co ciekawe po angielsku brzmi ono inaczej! To jakie cechy „włożymy” w to słowo – słowo w sensie zbiór dźwięków i liter – jest kwestią umowy, kultury, języka, dopiero sprawdzanie czy te cechy „włożone” w to słowo gdzieś występują w rzeczywistości, czy może współwystępują (jak bzyczenie i żądlenie schowane pod słowem „pszczoła”) jest sprawą dociekania, dowodzenia, argumentu. W tym kontekście rzeczywiście z definicji wiemy, jak mamy rozumieć pojęcie Boga, tak samo jak z definicji wiemy jak mamy rozumieć pojęcie atomu, czy genu. No chyba, że te trzy litery „g”, „e” i „n” połączone razem w tej kolejności powinniśmy inaczej rozumieć?! Skąd mamy to wiedzieć? Czy cała biologia przez to może okazać się fałszywa? No nie.., słowa nie są przyspawane do świata..
Profesor Wojtysiak w swoim argumencie korzystał z intuicji tego, że wszystko, co się wydarza w rzeczywistości ma ku temu jakieś swoje racje (racja jest pojęciem szerszym niż przyczyna). Pan Fjałkowski stwierdza jednak, że pozytywną cechą jest podważanie swoich intuicji poznawczych. Nie sposób temu w pełni zaprzeczyć, jak zwykle jednak w szczegółach tkwi problem. Owe szczegóły nie mają szansy być dokładnie poruszone na takich debatach i z tego też wynika mój obszerny komentarz między innymi. Otóż przede wszystkim kluczowe jest tutaj rozumienie pojęcia „intuicji”. W rozumieniu potocznym „intuicja” może brzmieć jako coś, co komuś się jedynie wydaje, coś do czego ktoś się przyzwyczaił itp.. W filozofii zaś jest cały nurt zwany „intuicjonizmem”, którego jeszcze niestety nie zdążyłem zgłębić, w nim intuicja jest rodzajem wiedzy a priori, a zatem przed doświadczeniem/bez doświadczenia. Zdarzyło mi się zaś pewnego razu rozmawiać o intuicjoniźmie z pewnym specjalistą. Niestety, dokładnej definicji intuicji w intuicjonizmie, którą przytoczył, nie potrafię sobie przypomnieć. Póki co mogę polecić jedynie jego książkę w związku z tym tematem: Artur Szutta, Intuicje moralne. O poznaniu dobra i zła. wraz z książką, którą mi polecił Chudnoff, Intuition. Tyle z czystej filozofii.
Poza tym warto jeszcze zauważyć, że pójście za intuicją racji, jest jak opowiedzenie się za racjonalnością w myśleniu. Stwierdzenie, że rozum może do czegoś wartościowego nas zaprowadzić jest pewną intuicją. Jeśli ją podważymy zdaje się, że nie dojdziemy za daleko. Przyjmując zaś racjonalność możemy obserwować czy prowadzi nas ona w wartościowe miejsca, tym samym w jakiś sposób – choć nigdy na 100% – utwierdzając nas w dobrym wyborze. Samo opowiedzenie się zaś za intuicją racjonalności jest decyzją moralną. Jako rozwinięcie tego tematu dla zainteresowanych polecam tutaj Moralność myślenia ks. Michała Hellera. Podobnie jak racjonalność, intuicja racji dostatecznej jest nieustannie stosowana zarówno w filozofii, nauce, jak i w poznaniu potocznym. Choć oczywiście w każde przekonanie można wątpić – również w posiadanie znaczenia przez słowa jak i w samoświadomość, co ukazałem wyżej – to dla tak powszechnie i z powodzeniem wykorzystywanego przekonania potrzeba dobrego uzasadnienia, aby je kwestionować – parafrazując Charlesa Peirce’a [Ziemińska, 2013, s. 290]. Pan Fjałkowski, po Hume’owsku stwierdził zaś jedynie kolejny raz, że po prostu nic nie wiemy na pewno – z czego nie wynika jednak w żaden sposób, że Bóg został wymyślony, co miało być tezą przez niego bronioną.
W kolejnym artykule dokończę komentarz do drugiej przemowy pana Fjałkowskiego przy okazji rozważając pytanie skąd się bierze postęp w nauce. Ponadto przedstawię swoje argumenty podważające skrajny empiryzm jak i scjentyzm.
Źródła:
Chudnoff, E., 2013, Intuition, Oxford University Press.
Grobler, A., 2006, Metodologia nauk, Kraków: Wydawnictwo Aureus, Wydawnictwo Znak .
Heller, M., 2016, Moralność myślenia, Kraków: Copernicus Center Press
Heller, M., 2018, Elementy mechaniki kwantowej dla filozofów, Kraków: Copernicus Center Press
Hohol, M., Kwiatek, Ł., 2013, Matematyka: język przyrody i program wszechświata?
https://www.granicenauki.pl/matematyka-jezyk-przyrody-i-program-wszechswiata-25956?language=pl
Penrose, R., 2000, Nowy umysł cesarza, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN
Szutta, A., 2018, Intuicje moralne. O poznaniu dobra i zła, Lublin: Wydawnictwo Academicon
Ziemińska, R., 2013, Historia sceptycyzmu, Toruń: Fundacja na rzecz nauki polskiej