P. S. L. Johnson – jego życie i opinie o C. T. Russellu
P. S. L. Johnson – jego życie i opinie o C. T. Russellu
Na początku informujemy, że artykuł nasz składa się z następujących rozdziałów:
Epizody z życia P. S. L. Johnsona
Stan emocjonalny i psychiczny P. S. L. Johnsona
Jak P. S. L. Johnson opisywał wygląd C. T. Russella
Jak P. S. L. Johnson opisywał zarządzanie C. T. Russella
Porównanie C. T. Russella i J. F. Rutherforda przez ich współpracownika
Epizody z życia P. S. L. Johnsona
Paul S. L. Johnson (1873-1950) był zaufanym współpracownikiem C. T. Russella (1852-1916), prezesa Towarzystwa Strażnica. Przyznaje to nawet dziś organizacja Świadków Jehowy, co opisujemy poniżej.
Był on dzieckiem polskich emigrantów pochodzenia żydowskiego. Wprawdzie nie pełnił żadnej funkcji urzędniczej ani redakcyjnej w Towarzystwie Strażnica, ale od roku 1904 był pielgrzymem (dołączył do Russella w 1903 r.), czyli wysłannikiem Towarzystwa wygłaszającym kazania w zborach (ang. Strażnica 01.06 1901 s. 2829 [reprint; dopisek o pielgrzymach z 1919 r.]).
W roku 1916 został skierowany do Anglii celem wprowadzenia tam porządku w korporacji IBSA (Międzynarodowe Stowarzyszenie Badaczy Pisma Świętego), w której nie przestrzegano wszystkich wytycznych Towarzystwa („zwolnił on dwóch przedstawicieli Towarzystwa”, patrz poniżej). Jego nadzorowanie odpowiadało pracy dzisiejszego „Przedstawiciela Biura Głównego”. Po odwołaniu z tej misji i sporach z J. F. Rutherfordem (1869-1942), następcą Russella, rozstał się z Towarzystwem Strażnica zaraz po roku 1917.
Johnson był jednym z 17 mówców na pogrzebie Russella (ang. Strażnica 01.12 1916 s. 6006-6008 [reprint]). W wyborach do siedmioosobowego zarządu Towarzystwa w styczniu 1918 roku zajął dopiero 15 miejsce, i to w dużym stopniu zadecydowało o jego odejściu (ang. Strażnica 15.01 1918 s. 6202 [reprint]). Co było później?
Świadkowie Jehowy tak go opisali:
„P. S. L. Johnson utworzył grupę z siedzibą w Filadelfii, gdzie wydawał pismo Teraźniejsza Prawda i Zwiastun Epifanii Chrystusowej. Pozostał tam aż do śmierci, nazywając siebie »wielkim arcykapłanem ziemi«. Od roku 1918 kolejne rozbieżności spowodowały dalszy podział, aż wreszcie pierwotna grupa dysydentów, którzy się odłączyli od Towarzystwa Strażnica, rozpadła się na kilka poróżnionych ze sobą odłamów” (Dzieje Świadków Jehowy w czasach nowożytnych. Stany Zjednoczone Ameryki. Na podstawie Rocznika Świadków Jehowy na rok
Mikołaj Kostyn (1888-1971), niezależny od Towarzystwa badacz Pisma Świętego, tak po wielu latach opisywał Johnsona i podziały, które nastąpiły po śmierci Russella:
„Za życia pastora Russella, za wyjątkiem kilku drobnych nietaktów, przez lat 40 była jedność między poświęconymi. Po jego zgonie w jesieni 1916, już przy jego zwłokach zaczął się ferment, kto będzie większy. Innymi słowy, kto z dyrektorów lub mówców zajmie miejsce kierowania pracą, którą przez lat 40 prowadził ulubiony przez wszystkich pastor Russell?
Po pogrzebie zaczęły się sprzeczki, kłótnie i tak ten ferment trwał aż do 19917 [błąd; powinno być: 1917]. W New Yorku nastąpiło rozerwanie. Odeszło około 10 tysięcy osób, a jakieś 80 tysięcy pozostało z sędzią Rutherfordem, jako prezesem. Ale na tym nie koniec. Wśród tych 10.000 w roku 1918 nastąpił rozłam. Odeszło dwa tysiące osób z profesorem Paulem Johnsonem, a 8.000 pozostało z sekretarzem pastora Russella Sturgeonem. Grupa z Johnsonem nazwała się ruchem »Epifanii«, zaś druga grupa ze Sturgeonem nazwała i zainkorporowała się (zarejestrowała u władz – dop. red.) jako »Pastoralna Biblijna Instytucja«. Na tym jednak nie pozostało i w dalszym ciągu odbywały się podziały” (Świt Królestwa Bożego i Wtórej Obecności Jezusa Chrystusa Nr 5, 1966 s. 41-42, wyd. przez Stowarzyszenie Badaczy Pisma Świętego).
Życiorys Johnsona opublikowano w czasopiśmie epifanistów (Teraźniejsza Prawda i Zwiastun Chrystusowej Epifanii Nr 258 i 259, wrzesień-grudzień 1971 s. 77-83). Oto kilka zdań z niego:
„Paweł Samuel Leon Johnson, znany w świecie jako profesor Johnson, autor, wykładowca, biblista, pastor, wydawca, uczony, profesor i kaznodzieja, urodził się w Titusville, Pa., 4 października 1873 r., zmarł 22 października 1950 r.; 3 stycznia 1905 r. ożenił się z Emmą B. Mc Cloud, córką kontraktora z Columbus. Dzieci z tego małżeństwa nie było. Pozostała po nim żona. Oboje rodzice byli pochodzenia żydowskiego. Wpływy oddziaływujące na matkę przed jego urodzeniem przyczyniły się wielce do jego pracy, jako sługi Boga. Jego ojciec i on odziedziczyli ogromną siłę fizyczną od jego dziadka, który był bardzo silnym mężczyzną. Ojciec jego był piekarzem w Polsce, który mając mniej więcej dwadzieścia lat, przybył do Ameryki, gdzie z wyjątkiem sabatu, w którym odpoczywał, pracował przez sześć miesięcy po 20 godzin dziennie, ażeby móc sprowadzić swoją żonę i dzieci do Ameryki” (Teraźniejsza Prawda i Zwiastun Chrystusowej Epifanii Nr 258 i 259, wrzesień-grudzień 1971 s. 77).
Johnson musiał nieźle zajść za skórę Towarzystwu Strażnica i Rutherfordowi skoro pisano o nim aż w kilku, nawet niedawno wydanych, publikacjach:
Rocznik Świadków Jehowy 2017 s. 174-175;
Świadkowie Jehowy – głosiciele Królestwa Bożego 1995 s. 627-628;
Dzieje Świadków Jehowy w czasach nowożytnych. Stany Zjednoczone Ameryki. Na podstawie Rocznika Świadków Jehowy na rok
1973 Yearbook of Jehovah’s Witnesses s. 101-106;
Jehovah’s Witnesses in the Divine Purpose 1959 s. 69-71.
Johnson był podobno impulsywny, co opisano w relacji z rozdania w jadalni w Betel siódmego tomu Wykładów Pisma Świętego. Tom ten opublikowano w tajemnicy przed wszystkimi członkami zarządu i pielgrzymami Towarzystwa Strażnica:
„Oto dalszy ciąg relacji brata Bowina: »Jak zwykle podziękowaliśmy Bogu. A wtedy się zaczęło! (...) Rozpoczęła się demonstracja przeciw drogiemu bratu Rutherfordowi, (...) której przewodził P. S. L. Johnson. (...) Głośno wykrzykując złośliwe oskarżenia, chodzili tam i z powrotem – przystawali przed stołem brata Rutherforda, wygrażali mu pięściami i obsypywali go zarzutami. (...) Wszystko to trwało jakieś 5 godzin. Potem wszyscy wstali od stołów, na których pozostały wszystkie dania i mnóstwo nietkniętego jedzenia, a bracia musieli posprzątać, choć nie mieli już na to sił«” (Dzieje Świadków Jehowy w czasach nowożytnych. Stany Zjednoczone Ameryki. Na podstawie Rocznika Świadków Jehowy na rok 1975 s. 35).
Oto opinie Towarzystwa Strażnica o Johnsonie zamieszczone w polskich publikacjach:
„Krótko przed swoją śmiercią brat Russell postanowił, że Paul Johnson ma zostać wysłany do Anglii jako podróżujący przedstawiciel organizacji. Miał tam głosić dobrą nowinę, odwiedzać zbory i sporządzić sprawozdanie z działalności na tym terenie. Kiedy w listopadzie 1916 roku przybył do Anglii, bracia przyjęli go bardzo serdecznie. Niestety, ich podziw wypaczył jego osąd, przez co nabrał przekonania, że powinien zostać następcą brata Russella. Johnson bez upoważnienia usunął z angielskiej rodziny Betel kilka osób, które się mu sprzeciwiały. Próbował też przejąć kontrolę nad kontem bankowym organizacji w Londynie. Wtedy brat Rutherford wezwał go z powrotem do Stanów Zjednoczonych. Johnson wprawdzie wrócił do Brooklynu, ale zamiast pokornie przyjąć skorygowanie, wielokrotnie próbował przekonać brata Rutherforda, żeby pozwolił mu wrócić do Anglii i kontynuować tam działalność. Ponieważ mu się to nie udało, próbował wpłynąć na członków zarządu. Czterech z nich stanęło po jego stronie. Brat Rutherford spodziewał się, że mogą spróbować przejąć kontrolę nad środkami pieniężnymi organizacji w Stanach Zjednoczonych – tak jak wcześniej Johnson w Anglii. Podjął więc działania, by usunąć ich ze stanowisk” (Rocznik Świadków Jehowy 2017 s. 174-175).
„Ponad 20 lat później, krótko przed swą śmiercią, brat Russell wspomniał o zamiarze wysłania do Wielkiej Brytanii bardzo zdolnego mówcy, Paula S. L. Johnsona, w celu pokrzepienia tamtejszych Badaczy Pisma Świętego. Towarzystwo uszanowało to życzenie i w listopadzie 1916 roku wysłało Johnsona do Wielkiej Brytanii. Jednakże po przybyciu na miejsce zwolnił on dwóch przedstawicieli Towarzystwa. Miał wysokie mniemanie o sobie i przekonywał w przemówieniach i listach, jakoby jego działalność została zobrazowana w Piśmie Świętym przez Ezdrasza, Nehemiasza i Mardocheusza. Utrzymywał, iż jest szafarzem, czyli rządcą z przypowieści Jezusa zanotowanej w Ewangelii według Mateusza 20:8. Zamierzał przejąć pieniądze Towarzystwa i w tym celu wniósł sprawę do Sądu Najwyższego w Londynie. Nic nie wskórawszy, Johnson wrócił do Nowego Jorku. Tam próbował zyskać poparcie członków zarządu Towarzystwa. Ci, których przeciągnął na swoją stronę, usiłowali przeforsować rezolucję o unieważnieniu regulaminu Towarzystwa, upoważniającego prezesa do kierowania jego działalnością. Pragnęli sami podejmować wszelkie decyzje. Brat Rutherford poczynił kroki prawne w obronie interesów Towarzystwa, a wichrzycieli poproszono o opuszczenie Domu Betel. Na kolejnym dorocznym spotkaniu akcjonariuszy Towarzystwa, kiedy odbyły się wybory członków zarządu i prezydium na rok następny, oponenci zostali zdecydowanie odrzuceni. Może niektórzy byli przekonani o swej racji, ale ogromna większość ich duchowych braci wyraźnie pokazała, iż się z nimi nie zgadza. Czy przyjęli to skarcenie? Po tych wydarzeniach P. S. L. Johnson pojawiał się na zebraniach Badaczy Pisma Świętego i sprawiał wrażenie, że zgadza się z ich wierzeniami i działalnością. Ale pozyskawszy zaufanie niektórych, zasiewał w ich umysłach wątpliwości. Gdy ktoś chciał zerwać kontakt z Towarzystwem, obłudnie go od tego powstrzymywał, dopóki lojalność danej grupy nie została całkowicie podkopana. Wysyłał listy, a nawet odbywał podróże, usiłując wywrzeć wpływ na braci nie tylko w USA, ale też w Kanadzie, na Jamajce, w Europie i Australii. Czy mu się powiodło? Mogło się tak wydawać, gdy większość zboru głosowała za zerwaniem powiązań z Towarzystwem. Ale przypominało to gałąź odciętą od drzewa – jeszcze krótko jest zielona, a potem więdnie i obumiera. Na zgromadzeniu zorganizowanym przez oponentów w roku 1918 ujawniły się wśród nich różnice poglądów i doszło do podziału. Potem nastąpił dalszy rozpad. Część z nich jakiś czas działała w małych sektach, którym przewodziły podziwiane jednostki” (Świadkowie Jehowy – głosiciele Królestwa Bożego 1995 s. 627-628).
Patrz też obszerny opis zamieszczony w publikacji pt. Dzieje Świadków Jehowy w czasach nowożytnych. Stany Zjednoczone Ameryki. Na podstawie Rocznika Świadków Jehowy na rok 1975 s. 34-36 (1975 Yearbook of Jehovah’s Witnesses s. 88-93).
Stan emocjonalny i psychiczny P. S. L. Johnsona
Wyznanie, które po sobie pozostawił Johnson, to znaczy Świecki Ruch Misyjny „Epifania” (ang. Laymen’s Home Missionary Movement), kilka razy wspominało o stanie zdrowia swego lidera:
„Jego gorliwość i ciężar pracy w walce z przesiewaniem były powodem, że w dniu 22 maja 1910 r. zachorował na wyczerpanie nerwowe [„brain fag”], lecz Pan wkrótce wynagrodził go za stałość w tej służbie, dając mu wniknąć w znaczenie figur pięciu przesiewań żniwa (...) Po temu powrócił na zachodnie wybrzeże i przez około 3 miesiące wykonywał ciężką pracę fizyczną, ażeby w ten sposób pozbyć się wyczerpania nerwowego. Obawiał się, że umysł jego będzie na zawsze zrujnowany i że nie będzie mógł zachować w pamięci tak licznych swoich wykładów” (Teraźniejsza Prawda i Zwiastun Chrystusowej Epifanii styczeń 1951 s. 7).
„Gdy później J. zachorował na wyczerpanie nerwowe (brain fag) i gdy ci niedoświadczeni bracia widzieli go chorego, wywnioskowali, iż cierpiał na pomieszanie zmysłów, będąc owładnięty demonami i w taki sposób rozgłosili to pomiędzy zborami na północnym zachodzie” (Teraźniejsza Prawda i Zwiastun Chrystusowej Epifanii listopad 1949 s. 62).
„W Glasgow (25 czerwca [1946]) zachorowaliśmy na atak nerwowego wyczerpania. (...) W skutek ataku utraciliśmy zupełną władzę w całej lewej ręce i nodze, a w następstwie tego uczuliśmy krótkie i ostre bóle w głowie na wierzchu mózgu. Porada u osteopaty, dała po kilku godzinach nieco ulgi. (...) To zmęczenie odczuwaliśmy przez następne kilka tygodni, tak jak w roku 1910, kiedy nadmiar pracy, utrata snu i pewne wewnętrzne zaburzenia były powodem zmęczenia mózgu (brain fag).” (Teraźniejsza Prawda i Zwiastun Chrystusowej Epifanii wrzesień-listopad 1946 s. 83).
Johnson był w pewien sposób niedowiarkiem, bo nie chciał uwierzyć, że Russell zmarł, gdy go o tym powiadomiono:
„Gdy go zawiadomiono o śmierci Br. Russella nie chciał wierzyć, ale powiedział: »to nieprawda – kler zmyślił takie kłamstwo by zwieść publiczność!« Bardzo opłakiwał śmierć »onego sługi«.” (Teraźniejsza Prawda i Zwiastun Chrystusowej Epifanii styczeń 1951 s. 10).
Nadmieniamy, że Wikipedia w haśle Paul S.L. Johnson podaje następujące informacje o jego chorobie:
22 maja 1910 roku w wyniku nadmiernego wysiłku i wytężonego wypełniania obowiązków w trakcie wygłaszania wykładu publicznego na oczach słuchaczy przeszedł silne załamanie nerwowe i przez kilka miesięcy przestał wykonywać posługi pielgrzymskie. Wiązało się to z przeciwstawianiem się Johnsona oponentom C.T. Russella – Ernestowi C. Henningesowi oraz głównie Matthew L. McPhailowi, którzy w roku 1909 odrzucili zmiany doktrynalne dotyczące Nowego Przymierza i wystąpili z ruchu Badaczy Pisma Świętego. Wydarzenie to przeciwnicy Johnsona uznali później za początek rozwijającej się u niego choroby psychicznej.
W haśle tym podano, że Johnson w młodych latach związany był z judaizmem, metodyzmem oraz pełnił funkcję pastora luterańskiego (do 1903 r.). Jeszcze wcześniej miał epizod związany z poprawczakiem:
4 stycznia 1886 roku gdy Johnson miał 13 lat zmarła jego matka. Ojciec wkrótce ożenił się po raz wtóry, co stało się powodem wielu nieporozumień rodzinnych. W ich wyniku w 1887 roku Paul kilka razy uciekał z domu. Podczas ostatniej takiej ucieczki w 1887 roku, trafił do Filadelfii, gdzie znalazł pracę przy czyszczeniu butów. Nieco później znalazł Biblię na śmietniku i trafił na nabożeństwo do Kościoła metodystycznego o ustroju episkopalnym. Wtedy też przyjął chrześcijaństwo. Po powrocie do domu, ojciec uznał Paula za niepoprawnego i 8 lutego 1889 roku wysłał go do poprawczaka. Po pięciu miesiącach ze względu na dobre zachowanie Johnson został zwolniony. Miał wówczas 16 lat, więc rząd stanowy wyznaczył mu kuratora do opieki.
Jak P. S. L. Johnson opisywał wygląd C. T. Russella
W opisie Johnsona na pierwszy rzut oka daje się zauważyć podziw, a wręcz uwielbienie, jakim darzył pastora Russella:
„Pastor Russell nigdy nie był fizycznie silnym i zdrowym człowiekiem. Nawet przy urodzeniu jego wątpiono przez dłuższy czas czy w ogóle będzie żył; pomimo to jednak, był on obdarzony wielkimi zaletami fizycznymi. Był on wysokiego wzrostu (pięć stóp i jedenaście cali) i zawsze był wyprostowany; co więcej, ciało jego było symetrycznie zbudowane. Wyższa część jego głowy była wyjątkowo wysoka, co wskazywało na wyjątkowo rozwinięte uczucie religijne, jak również wysokie było jego czoło, świadczące o wielkich zdolnościach intelektualnych, podczas gdy przestrzeń od ucha do ucha była rozległa co wskazywało znowu na wyjątkowe talenty administracyjne. Miał on brwi wybitnie zaznaczone, okazujące jego zdolności postrzegania, oraz nos długi, prosty i ostry mówiący o jego bystrości. Wyjątkowo szeroka przestrzeń pomiędzy oczami i ponad nosem wskazywała na jego pojmowanie formy i szczegółów. Usta miał raczej szerokie i mocne o wargach cienkich, świadczące o zdolności porozumiewania się z ludźmi, czystość i stanowczość. Oczy jego były pełne blasku, policzki zaś pełne i różowe. Tylna część jego głowy, gdzie społeczne i niektóre egoistyczne skłonności są ulokowane, była jakby ścięta od góry do dołu. To było też jedną z przyczyn iż nosił on długie włosy, które spływały zakrywając tył głowy. Ręce miał normalnej wielkości, a były one tak delikatne jak ręce kobiety, która nie pracuje fizycznie. Długie jego palce nadawały wyrazistość jego gestom, gdy przemawiał publicznie. Cerę miał jasną. Miał on jedną z najpiękniejszych i najbardziej wzniosłych twarzy, które uszlachetniały kiedykolwiek członka upadłego rodzaju ludzkiego. Spojrzenie na niego było błogosławieństwem. Przechodnie widząc go na ulicy zatrzymywali się, by się mu przyjrzeć. Nie nosił on wąsów, lecz miał brodę, która szczególnie w późniejszym wieku, gdy posrebrzała, nadawała mu wygląd patriarchalny. Tak więc fizycznie wygląd jego był bardzo piękny. Jego znajomość medycyny i własnego ciała przyczyniała się do tego, że tak delikatny organizm uczynił on instrumentem, który dokonał tyle pracy” (Teraźniejsza Prawda i Zwiastun Chrystusowej Epifanii lipiec 1954 s. 57-58).
„Pod koniec swego życia tzn. tam gdzie brakowało mu zdolności wytrwania rozwinął się guz o pół cala większy od innych części mózgu, w których mieściły się inne zdolności; dowód w mózgu jego starań o kultywowanie wytrwałości, która jest głównym elementem biblijnej cierpliwości. Spowodował to pewnie Pan, rozszerzając mózg br. Russella by dać mu pełniejsze religijne i intelektualne organa i większą ilość masy mózgu dla jego zdolności do walki i udzielić mu władz wykonawczych, by tym lepiej przystosować go do jego pracy” (Teraźniejsza Prawda i Zwiastun Chrystusowej Epifanii lipiec 1954 s. 58-59).
Te informacje Johnsona uzupełniamy opisami Towarzystwa Strażnica.
Towarzystwo Strażnica o wyglądzie C. T. Russella
Wcześniej wygląd pastora opisywało Towarzystwo Strażnica:
„Czoło jest symbolem mądrości. Człowiek z wysokim czołem, jakie miał Pastor Russell, jest nadzwyczaj inteligentnym” (Dokonana Tajemnica 1925 [ang. 1917] s. 426).
„Nie było żadnego mężczyzny w tym wieku, aby dorównał naszemu Pastorowi. Był On szczególną postacią wśród ludzi. Obojętnie, czy siedział w pociągu, czy był w autobusie, czy spacerował po ulicy, ludzie zatrzymywali się i odwracali głowy, aby lepiej zobaczyć tę znaną postać. Wiele razy słyszałem, jak mówiono, że wyglądał, jak Pan, jeżeli jakikolwiek człowiek mógł tak wyglądać. Sam Jego wygląd powiększał chwałę Bożą. (…) On służył nam w różny sposób. Jego zdjęcie także służyło nam w przeszłości w różny sposób. Jestem pewny, jeżeli zwiększymy współdziałanie, które będziemy mogli teraz okazać, to z łaski Pana możemy nadal używać Jego osobistego autorytetu i zdjęcia, bardziej niż w przeszłości” (ang. Strażnica 01.12 1916 s. 6008 [reprint]).
Towarzystwo Strażnica o zdrowiu C. T. Russella
Oto kilka fragmentów o stanie zdrowotnym Russella:
„W dwudziestym roku jego życia pewien właściciel nie chciał zrobić z nim kontraktu na wynajęcie pewnego lokalu, ponieważ mniemał, że on umrze pierwej niż skończy się termin kontraktu. Przez 50 lat cierpiał na ustawiczny ból głowy, spowodowany upadkiem, gdy był młodzieńcem a przez 25 lat cierpiał na hemoroidy, wskutek czego w najwygodniejszym nawet krześle nie mógł należycie odpocząć...” (Dokonana Tajemnica 1925 [ang. 1917] s. 65).
Jak P. S. L. Johnson opisywał zarządzanie C. T. Russella
Johnson był nie tylko zafascynowany wyglądem Russella, ale także jego stylem zarządzania Towarzystwem Strażnica i współpracownikami:
„Później po oddaniu praw druku na Towarzystwo, on także wyraził się do zarządu, że on musi kontrolować sprawy tomów, Strażnicy itd., aż do śmierci, a po śmierci Towarzystwo miało być kontrolowane i poddane pod jego testament i przepisy, na co zarząd się zawsze zgadzał. Zgodnie z tem on kontrolował aż do śmierci. Aktualnie kontrolował aż do roku 1908, do którego to czasu posiadał większość głosów w Towarzystwie, on sam wybierał dyrektorów i współpracowników i kierował sprawami; a od tego czasu, gdy już nie posiadał większości głosów, dał zarządowi do zrozumienia, że będąc »onym sługą« Pan chce ażeby on kontrolował. Dlatego po 1908 roku on również sam wybierał dyrektorów i żądał zaraz po ich wyborze ich własnego podpisu pod ich rezygnacjami z wyjątkiem dat nad rezygnacjami, nadmieniając im, że jeżeli będzie wolą Bożą, to on wypełni datę, która zakończy ich dyrektorstwo. Takie rezygnacje były podpisane przez braci Ritchie, Rockwell, Hoskins i innych. Kogokolwiek chciał zwolnić z jakiego oddziału służby, zwolnił bez dorady i potwierdzenia zarządu. Czasami radził z dyrektorami osobno i w zgromadzeniach i choć czasem głosowali nad rzeczami, to tak jak on sobie życzył; ponieważ on kontrolował wszystkiem, o czem dyrektorzy i inni dobrze wiedzieli. Mówił o pielgrzymach, najprzód jako o Pańskich, a potem jako jego przedstawicielach. (...) Te fakty dowodzą, iż ani akcjonarjusze ani dyrektorzy nie organizowali ani kontrolowali dziełem żniwa. Nieorganizacyjne zbory i bracia osobiście jakoteż akcjonarjusze popierali finansowo dzieło żniwa (...) Lecz co, jak, kiedy, gdzie lub przez kogo miało co być wykonane, nie było zadecydowane ani przez dyrektorów, ani przez akcjonariuszy, ale przez »onego sługę« zgodnie co on uważał za wolę Bożą. A choć pisemnie lub ustnie on mówił, że Towarzystwo tak i tak uchwaliło, to czynił to »z skromności i pokory«, zakrywając się pod tą nazwą, gdy zaś przy innej okoliczności wyraził się do jednego z ludu Pana: »Ja jestem Towarzystwem!«” (Teraźniejsza Prawda i Zwiastun Chrystusowej Epifanii [Nr 79] listopad 1935 s. 103).
Por. prawie identyczne teksty Teraźniejsza Prawda i Zwiastun Chrystusowej Epifanii [Nr 3] marzec 1923 s. 22 i 29.
Aby było jasne, dlaczego wymieniony jest rok 1908, w którym Russell stracił swoją większość udziałów w zarządzaniu, przypominamy, że właśnie wtedy nastała prawna separacja z żoną i pastor zapewne w tym czasie musiał podzielić się z nią udziałami w Towarzystwie Strażnica:
„W czerwcu 1903 roku pani Russell wniosła do sądu okręgowego w Pittsburghu w stanie Pensylwania sprawę o separację prawną. Rozprawa odbyła się w kwietniu 1906 roku. Prowadził ją sędzia Collier oraz ława przysięgłych. Prawie dwa lata później, 4 marca 1908 roku, wydano orzeczenie” (Dzieje Świadków Jehowy w czasach nowożytnych. Stany Zjednoczone Ameryki. Na podstawie Rocznika Świadków Jehowy na rok 1975 s. 22).
Widzimy zatem, że choć nie raz pisano o wiodącej roli Russella w Towarzystwie Strażnica, to jednak Johnson najbardziej ją uwypuklił. On pisał o bezpośrednim zarządzaniu, żądaniach, zwalnianiu dyrektorów i całkowitym utożsamianiu się Russella z Towarzystwem.
Porównanie C. T. Russella i J. F. Rutherforda przez ich współpracownika
Ludzie, którzy poznali Russella, uważali go za człowieka dobrotliwego, wyważonego i wsłuchującego się w to, co inni mają do powiedzenia, w odróżnieniu od jego następcy prezesa Rutherforda. Ten ostatni bywa określany autokratą i osobą szorstką, co sugeruje nawet Towarzystwo Strażnica:
„Kiedy dostrzegał, że ktoś bardziej się troszczy o samego siebie niż o dzieło Pana, potrafił być dość szorstki” (Świadkowie Jehowy – głosiciele Królestwa Bożego 1995 s. 220).
Jeden z dawnych Świadków Jehowy wyraził różnice między tymi dwoma prezesami, pisząc, że różnili się usposobieniem „jak dzień i noc” oraz „powierzchownością”:
„Pewien sługa Jehowy z Kanady napisał w związku z tym do brata Rutherforda: »Drogi Bracie, nie zrozum źle mojego listu. Pod względem usposobienia różnicie się z naszym kochanym bratem Russellem jak dzień i noc. Wielu, doprawdy bardzo wielu lubiło go za jego osobowość, za sposób bycia etc. I mało kto mu się sprzeciwiał. Niejeden przyjmował prawdę, ponieważ usłyszał ją właśnie od niego. W ten sposób wielu zaczęło czcić człowieka (...) Pewnie przypominasz sobie to zgromadzenie, na którym brat Russell w swym wykładzie otwarcie mówił o tej słabości wielu szczerych braci, ilustrując to przykładem Jana i anioła (Objawienie 22:8, 9). Wszyscy wiemy, co się stało po jego śmierci.«
»A Ty, Bracie Rutherford, masz zupełnie inne usposobienie niż brat Russell. Różnicie się nawet powierzchownością. Przecież nie ma w tym Twojej winy. Z tym się urodziłeś i nie mogłeś się na to nie zgodzić. (...) Odkąd kierujesz sprawami TOWARZYSTWA, stałeś się obiektem krzywdzącej krytyki i najgorszych oszczerstw, a wszystko to spotyka Cię ze strony braci. Mimo to pozostajesz lojalny i oddany umiłowanemu Panu oraz zleconemu przez Niego zadaniu, o którym jest mowa w Księdze Izajasza 61:1-3. Czy Pan wiedział, co robi, gdy wybrał Cię do zawiadywania Jego sprawami? Z całą pewnością. W przeszłości wszyscy byliśmy skłonni oddawać cześć bardziej stworzeniu niż Stwórcy. Pan był tego świadomy. Dlatego postawił na czele albo raczej wyznaczył do prowadzenia dzieła, dzieła żniwnego, stworzenie o zupełnie innej osobowości. Nie pragniesz niczyjego uwielbienia. Wiem o tym. Pragniesz natomiast, żeby wszyscy mający podobnie silną wiarę cieszyli się światłem, które teraz oświeca drogę sprawiedliwych w takiej mierze, w jakiej Pan uznaje to za stosowne. I właśnie tego chce Pan«” (Świadkowie Jehowy – głosiciele Królestwa Bożego 1995 s. 625-626).
Choć nie podano nazwiska osoby, która wyraziła tę opinię o obu prezesach, to jednak odnaleźliśmy przytaczane źródło. Jest to list opublikowany w angielskiej Strażnicy z 1 sierpnia 1927 roku. Napisał go Reginald T. Taylor z Kanady.
We fragmentach, które Towarzystwo Strażnica pominęło, padają takie oto słowa:
„[W ten sposób wielu zaczęło czcić człowieka(...)] a nie Tego, który wybrał brata Russella, aby rozdawał »pokarm we właściwym czasie«” (ang. Strażnica 01.08 1927 s. 238).
„[Z tym się urodziłeś i nie mogłeś się na to nie zgodzić (...)] Nie mógłbyś być taki jak brat Russell, choćbyś próbował.Natura zrządziła inaczej” (ang. Strażnica 01.08 1927 s. 238).
Widzimy, że Johnson miał bardzo zróżnicowane życie religijne. Przez judaizm, protestantyzm (metodyzm i luteranizm), przynależność do Towarzystwa Strażnica oraz epizod łączenia się z niezależnymi badaczami Pisma Świętego, po założenie swojej grupy badackiej Świecki Ruch Misyjny „Epifania”. Będąc osobą schorowaną, był zarazem zafascynowany pastorem Russellem, którego stał się zaufanym posłańcem. Bardzo eksponował wygląd Russella, jak i jego formę zarządzania Towarzystwem Strażnica. Jego fascynację wyglądem pastora podzielali też inni badacze Pisma Świętego. Mówili, że „wyglądał jak Pan”, a Rutherford różnił się od niego jak noc od dnia. Pomimo tego Russell był osobą schorowaną i żył tylko 64 lata. Johnson zmarł w wieku 77 lat.
Składam podziękowanie J. Romanowskiemu i K. Kozakowi za pomoc w tworzeniu tego tekstu.