Paweł Bloch, czyli pogrzeb Richarda Dawkinsa po polsku
W 2011 roku pojawiła się na polskim rynku wydawniczym kolejna książka polemizująca z Richardem Dawkinsem, czołowym światowym propagatorem ateizmu. Książka nosi tytuł Urojony Bóg Richarda Dawkinsa i jej autorem jest Paweł Bloch (wydawnictwo Flavius, Warszawa 2011). Po publikacjach Alistaira McGratha, którego książki zostały już przetłumaczone u nas w Polsce, jest to to kolejna pozycja podejmująca polemikę z Dawkinsem, a właściwie niemal wyłącznie z jego otwarcie ateistyczną książką Bóg urojony (I wydanie polskie 2007 rok). Wcześniej polemiki takie podejmował wspomniany już wyżej Alistair McGrath, którego książki też już szczegółowo recenzowałem i który dość solidnie wykazywał, że książka Dawkinsa jest mocno wadliwym gniotem z punktu widzenia jakiegokolwiek rzetelnego podejścia metodologicznego, nie mówiąc o uprawianiu jakiejkolwiek poważniejszej filozofii.
Książka Bóg Urojony Richarda Dawkinsa jest prostackim i pozbawionym głębi uproszczeniem teizmu chrześcijańskiego, skrajnie wykoślawiającym jego ideę i założenia. Bloch wykazał to wyjątkowo obszernie jak na rozmiary jego niepozornej książeczki, której najciekawsze spostrzeżenia i kontrargumenty postaram się tu szerzej zaprezentować czytelnikom. Być może powinienem już kilka lat wcześniej napisać niniejsze streszczenie pracy Blocha ale sądzę, że czas nie ma w tym miejscu znaczenia i po prostu lepiej zrobić to później niż wcale.
Już na samym początku swej książki Bloch uświadamia nas, iż podjął się dość przekrojowej analizy wywodów Dawkinsa. O ile bowiem McGrath skupił się na pewnych wybranych zagadnieniach, to z kolei Bloch stara się jak najszerzej skomentować antyteistyczną argumentację Dawkinsa i na stronie 12 raczy czytelnika spostrzeżeniem, iż książka Dawkinsa tak naprawdę nie zajmuje się kwestią istnienia czy nieistnienia Boga, poza dokonaniem zaledwie kilku fragmentarycznych odniesień w stosunku do tego zagadnienia. Na stronie 18 swej książki Bloch dokonuje kilku kolejnych ciekawych spostrzeżeń gdy odnotowuje, że Dawkins myli się twierdząc, iż wyjaśnianie świata bez odwoływania się do Boga przeczy Jego istnieniu. Tymczasem jedno z drugiego logicznie tu nie wynika, pominąwszy to czy ateistyczne „wyjaśnianie” świata w ogóle jest zasadne. Bloch zauważa też, że Dawkins jest w błędzie sądząc, iż jeśli uznamy Boga za hipotezę naukową a następnie odniesiemy się do tej hipotezy ze sceptycyzmem to wtedy również „obalimy” Jego istnienie. Nie ma tu znowu żadnego takiego wynikania. Nawet hipotezy o bardzo niskim stopniu prawdopodobieństwa mogą bowiem okazać się prawdziwe i na odwrót (wykazał to zresztą już Popper). Dawkins nie rozumie podstawowych zagadnień z zakresu filozofii, rachunku prawdopodobieństwa i metodologii nauki.
Bloch wskazuje też na fakt, że nawet obalenie przez ateistę tak zwanych dowodów na istnienie Boga nie jest równe obaleniu teizmu. Jest to prawdą ponieważ od siebie dodam, że coś może z powodzeniem istnieć nawet wtedy gdy nie istnieją dowody na to (powiedzmy, że będzie to jakaś nieznana nam galaktyka, nieznany gatunek zwierzęcia, czy rośliny). Ciekawym spostrzeżeniem Blocha jest również wniosek, że także darwinizm nie obala teizmu. Bloch cytuje nawet samego Darwina, który o tym pisał (Bloch, strona 18 i przypis nr 18). Bloch odnotowuje również fakt, że aż cztery rozdziały w książce Dawkinsa nic nie mówią o nieistnieniu bądź istnieniu Boga i w zasadzie cała książka Dawkinsa nie obala w sumie nigdzie zasadności teizmu, chociaż do tego właśnie pretenduje w tytule. Tymczasem, jak zauważa Bloch, książka Dawkinsa dotyczy jedynie socjologicznych problemów wiary i nie narusza jej natury.
Na stronie 20 i na kolejnych stronach swej książki Bloch przeprowadza poprawne wywody odnoszące się do tak zwanego ciężaru dowodu. Ateiści twierdzą, że ciężar dowodu spoczywa tylko na teiście gdyż to teista wychodzi z twierdzeniem o istnieniu Boga. Nie jest to prawdą, jak słusznie zauważa Bloch, bowiem pojęcie dowodu wywodzi się z prawa i dotyczy każdego kto przez swe twierdzenia chce wywołać odpowiednie skutki. Dowód spoczywa na każdym kto coś twierdzi a więc na obu stronach sporu o Boga w tym wypadku. Ateista wcale nie jest nic nie twierdzącym w tej sytuacji i na jego twierdzeniach też spoczywają ciężary dowodu. Jedynie agnostyk nie zajmuje żadnego stanowiska w kwestii istnienia Boga i tym samym na nim nie spoczywa obowiązek uzasadniania tez. Ateista natomiast twierdzi bardzo wiele, o nieistnieniu lub o stopniu prawdopodobieństwa nieistnienia Boga i tak dalej, więc na nim tak samo jak na teiście spoczywa obowiązek dowodzenia swych tez, niezależnie od faktu, że ateista uważa się tu jedynie za zaprzeczającego twierdzeniom teisty. Za pomocą dyskusji o istnieniu życia po śmierci, odbywającej się pomiędzy teistą i ateistą, Bloch pokazuje, że obarczanie jedynie teisty ciężarem dowodu prowadzi do wewnętrznej sprzeczności w wywodach ateisty (strona 23). Twierdzenie, że teista ma udowadniać swe twierdzenia a ateista rzekomo nie musi tego robić już samo przez się domaga się dowodu, którego Dawkins jednak nigdzie nie dostarcza, jest więc ono twierdzeniem samowywrotnym. Bloch sprytnie odnotowuje w przypisie nr 21 na stronie 23, że Dawkins sam kontynuuje swą książkę po tym jak kończy wywody o ciężarze dowodu, potwierdzając w ten sposób niejako milcząco, że ateista również chce i musi dowodzić swych tez.
Na stronie 24 Bloch polemizuje z twierdzeniem Dawkinsa, który twierdzi, że nie dowodzi się nieistnienia. Okazuje się, że również i to twierdzenie Dawkinsa jest błędne. Mikrobiolog może dowieść, że w wodzie nie istnieją zarazki i jest ona zdatna do picia. Inżynier może dowieść, iż nie istnieje zagrożenie zawalenia się mostu przy określonych ruchach sejsmicznych. Nawet na gruncie nauk prawnych adwokat może dowieść, iż nie istnieje związek między przestępstwem a jego klientem. Może także stwierdzić, iż w przepisach prawa nie istnieją artykuły, na bazie których można by skazać oskarżonego. Dowodzenie „nieistnienia” jest zwykłą procedurą badawczą, akceptowaną w gronie naukowym, uzasadnia Bloch.
Na kolejnych stronach (25 do 26) Bloch polemizuje z absurdalnym argumentem Dawkinsa, który doszedł do dziwacznego wniosku, że skoro Bóg zaprojektował świat jako złożoność, to sam musiałby być nieskończenie złożony, co ma rzekomo prowadzić do regressu ad infinitum i wykazania, że „Bóg jest bardzo nieprawdopodobny”. Bloch odpiera ten absurdalny zarzut wskazując, że gdy w argumencie Dawkinsa podstawimy Dawkinsa za Boga, zaś za Wszechświat podstawimy książkę Dawkinsa, to wtedy okaże się, że Dawkins też nie mógł napisać swej książki bo jest „bardzo nieprawdopodobny” i dodatkowo wpadliśmy w regress ad infinitum. Słusznie też Bloch zauważa na stronie 36, że nawet brak odpowiedzi na pytanie Dawkinsa „kto zaprojektował projektanta” nie sprawia, że Projektant nie istnieje. Nawet naukowcy nie są w stanie odpowiedzieć na wiele pytań, co nie sprawia, że istnienie czegoś jest z tego powodu zanegowane.
Na stronie 27 Bloch słusznie zauważa, że porównywanie Boga do „latającego czajniczka” przez Bertranda Russella i Dawkinsa jest manipulacją ponieważ chrześcijaństwo opiera się w swej zasadności na określonych wydarzeniach historycznych z I wieku, czego w żadnym wypadku nie można powiedzieć o jakimś abstrakcyjnym czajniczku. Ateiści dokonują fałszywych analogii, dokonują też prostackich uproszczeń i wykazują się brakiem zrozumienia dla zagadnień jakie próbują krytykować.
Na stronie 28 Bloch dokonuje trafnych spostrzeżeń w zakresie tematyki rachunku prawdopodobieństwa, którego Dawkins również używa przeciwko Bogu, twierdząc, że istnienie Boga chrześcijańskiego jest bardzo mało prawdopodobne. Tymczasem okazuje się, że zagadnienie rachunku prawdopodobieństwa nie może być odniesione do Boga skoro poprawne wyliczenia w tej kwestii domagają się określenia zbioru podstawowego Ω, będącego zbiorem wszystkich możliwych zdarzeń elementarnych danego doświadczenia losowego, jak i określenia zbioru zdarzeń elementarnych sprzyjających zajściu danego zdarzenia. W przypadku Boga nie da się określić żadnego z obu tych zbiorów a więc tym samym nie da się również stwierdzić, że istnienie Boga jest obarczone małym prawdopodobieństwem (patrz też Bloch, s. 174). Sugerując, że istnienie Boga jest mało prawdopodobne Dawkins opiera się więc wyłącznie na swojej subiektywnej intuicji i niczym co jest poparte jakimś obliczeniem w tym miejscu. Na stronie 36 Bloch słusznie zresztą dodaje, że nawet gdyby się udało ustalić, że istnienie Boga jest bardzo mało prawdopodobne, to i tak nie wykluczałoby to Jego istnienia. Od siebie dodam, że jest to prawdą gdyż zdarzenia o bardzo niskim prawdopodobieństwie zdarzają się nawet wokół nas (na przykład wygrane na loterii, istnienie każdego z nas z osobna jako wyjątkowego indywiduum, czy nawet wyjątkowe istnienie świata, który też jest jednorazowym wydarzeniem).
Na stronie 29 swej książki Bloch dokonuje dość istotnych spostrzeżeń w kwestii zagadnienia relacji pomiędzy nauką i religią. Czy nauka zaprzecza istnieniu Boga? Nie, nauka zajmuje jedynie stanowisko agnostyczne w tej kwestii, które jako całkowite zawieszenie sądu odnośnie Boga nie może negować (ani potwierdzać) Jego istnienia. Bloch zauważa, że niektórzy interpretują milczenie nauki w temacie Boga na korzyść ateizmu ale jest to logicznie nieuprawniony wniosek gdyż milczenie zawsze pozostanie tylko i wyłącznie zawieszeniem sądu i nieopowiedzeniem się po żadnej ze stron. Brak stanowiska w jakiejś sprawie nie może być jednocześnie negacją tej sprawy, co jest oczywiste samo przez się.
Na stronie 30 Bloch odnosi się do pewnego często powtarzanego przez ateistów argumentu naturalistycznego. Ateiści bowiem twierdzą, że nawet jeśli nie są w stanie w danej chwili wytłumaczyć jakiegoś zjawiska nadnaturalnego (cudu), to z czasem i tak okaże się, że da się je zredukować do wyjaśnienia naturalistycznego. Bloch odpiera ten pseudoargument w dość oryginalny sposób, a mianowicie zauważa, że tak samo można by też zneutralizować każdy argument ateisty przeciw teizmowi. Jeśli tylko ateista próbuje wykazać gdzieś teiście jakąś domniemaną sprzeczność, tajemnicę lub brak sensu, to teista też może odpowiedzieć, że teraz nie umiemy tego czy tamtego wyjaśnić ale w przyszłości będziemy w stanie to zrobić, gdy tylko nasza wiedza poszerzy się. Ponadto stwierdzenie Dawkinsa, że w przyszłości wszystkie cuda będzie można wyjaśnić naturalistycznie, opiera się jedynie na wierze tego autora a nie na dowodach (Bloch, s. 174). Na stronie 39 swej książki Paweł Bloch ciekawie odnotowuje, że nawet fizycy dopuszczają wniosek, iż istota z tak zwanego alternatywnego wymiaru byłaby w stanie przenikać przez ściany, przemierzać ogromne odległości w ułamku sekundy, operować bez narzędzi chirurgicznych i tak dalej, co pokazuje, że żadne prawo w naszym świecie nie jest absolutne i w zasadzie nic nie jest niemożliwe. Argumentowanie przeciw nadnaturalnej naturze teizmu z tak zwanych „praw natury” nie ma więc sensu bo rzeczywistość jest dużo bardziej tajemnicza i niejednoznaczna niż nam się wydaje.
Na stronie 31 do 32 swej książki Bloch dokonuje trafnego spostrzeżenia odnotowując, że Dawkins myli się próbując wykazać nieistnienie Boga za pomocą ewolucji darwinowskiej, która ma rzekomo sprawiać, że Bóg jako wyjaśnienie świata przestaje być potrzebny w tym wypadku. Bloch tymczasem kontrargumentuje, że Bóg mógł jedynie stworzyć warunki początkowe świata lub natchnąć życiem jedynie pierwszą formę materii nieożywionej i tylko przez samo to można by nazwać Go Stwórcą. Dalej wszystko mogło się już odbyć zupełnie przypadkowo, wraz z całą ewolucją darwinowską, myli się więc Dawkins twierdząc, że ewolucja darwinowska zaprzecza istnieniu Boga jako Stwórcy. Bloch cytuje (strona 32) słowa samego Darwina, który również dopuścił możliwość, że Stwórca natchnął życiem tylko pierwszą formę lub kilka pierwszych form. Na stronie 35 Bloch cytuje również fragment przedmowy do książki Dawkinsa pt. Ślepy zegarmistrz, w której to przedmowie nawet sam tłumacz tej książki na język polski Antoni Hoffman zauważa, że ewolucja wcale nie dostarcza pewnego wyjaśnienia na temat pochodzenia świata ożywionego.
W rozdziale drugim Bloch szeroko omawia zagadnienie moralności w etyce ateistycznej na podstawie wywodów Dawkinsa. Okazuje się, że ateista jest relatywistą i moralność rozumie w sposób czysto oportunistyczny, związany głównie z osiąganiem jakichś korzyści. Bloch analizuje wypowiedzi Dawkinsa na temat ateistycznego kodu postępowania i ów kod sprowadza się w zasadzie wyłącznie do egoistycznego dbania o własny interes. Bloch wytyka również Dawkinsowi niekonsekwencję gdy ten nazywa Jezusa jednym z największych myślicieli etycznych wszechczasów (Bloch, strona 48), odrzucając jednocześnie chrześcijańską etykę jako bezsensowną.
Na dalszych kartach swej książki Bloch polemizuje z Dawkinsem w temacie aborcji i eutanazji i zauważa, że ateista nie jest w stanie wywieść idei człowieczeństwa z niczego, ani z darwinizmu, ani z Boga, w którego nie wierzy, ani z wartości absolutnych, których nie posiada (Bloch, s. 55n). Bloch dodaje jednak, że gdyby darwiniści byli trochę bardziej konsekwentni to za ewolucją uznaliby, że stojący na szczycie ewolucyjnej hierarchii człowiek posiada swoją wyjątkowość w ten właśnie sposób. Bloch pokazuje również jak słabo osadzone w rzeczywistości są argumenty Dawkinsa na rzecz aborcji. Na przykład według Dawkinsa wystarczającym argumentem za dokonaniem aborcji jest fakt, że płód nie posiada do końca wykształconego układu nerwowego, który uzdolniłby płód do odczuwania cierpienia. Jednak to kryterium jest bardzo płynne bo posiadanie układu nerwowego nie oznacza automatycznie, że ktoś odczuwa cierpienie. Dziewięciomiesięczny płód posiada już układ nerwowy ale w stanie utraty przytomności nie odczuje bólu. W tej sytuacji konsekwencjonalista darwinowski pokroju Dawkinsa mógłby uznać, że można uśmiercić taki płód. Nie tylko zresztą płód ale każdego człowieka na dowolnym etapie rozwoju, w tym dorosłego, który po prostu traci przytomność i nie odczuwa cierpienia, można by zdaniem Dawkinsa uśmiercić. Od siebie dodam, że w sytuacji znieczulenia farmakologicznego dorosły człowiek też może nie odczuwać cierpienia i czy wtedy też można go uśmiercić? Argumenty Dawkinsa są jak widać mocno wybrakowane.
Tak samo wybrakowane jest rozumowanie Dawkinsa próbujące stopniować cierpienie. Odwołuje się on do faktu, że cierpienia płodu zawsze będą „mniejsze” niż cierpienia matki więc to właśnie bezbronny płód należy uśmiercić. Bloch pyta więc o to kto w ogóle jest w stanie dokonać stopniowania cierpienia? Gdzie jest jego granica? Czy cierpienia matki, której nie chce się na przykład odprowadzać codziennie dziecka do szkoły, są wystarczająco duże na tyle aby być powodem zabicia tego dziecka? Relatywista pokroju Dawkinsa odpowie na to pytanie prawdopodobnie „nie”, niemniej jednak ten sam relatywista nie posiada tak naprawdę żadnego kryterium, które pozwoliłoby mu przeprowadzić stopniowanie cierpienia dziecka względem matki lub odwrotnie.
Tak samo niekonsekwentne, pogmatwane i bezzasadne jest argumentowanie Dawkinsa na rzecz legalizacji eutanazji. Dawkins uważa na przykład, że jeśli ktoś ciężko choruje to można skrócić jego cierpienia bo i tak wkrótce umrze. Bloch kontrargumentuje, że rozumowanie to jest bez sensu gdyż ci co nie chorują (na przykład ludzie starzy ale zdrowi) też wkrótce umrą i czy ich też należy zabić? Poza tym pojęcie „wkrótce” jest po prostu względne i może oznaczać dowolny okres w skali rozciągniętej na miliony lat ewolucji darwinowskiej (Bloch, strona 60). Innymi słowy nasze życie, bez względu na to czy umrzemy szybciej, czy później, zawsze można sprowadzić do „wkrótce” ale w żaden sposób nie umniejsza to jednocześnie naszego prawa do tegoż życia i tym samym Dawkins prezentuje w tej kwestii po raz kolejny bezzasadne myślenie. Warto dodać, że Dawkins oświadcza nawet w pewnym miejscu swej książki, że pozbawienie życia jakiegoś człowieka jest dla niego jak wycięcie wyrostka robaczkowego (Bóg urojony, s. 476). Komentarz jest tu zbyteczny a od siebie dodam, że w tym momencie doskonale widać, iż ateistyczny relatywizm moralny jest pozbawiony w zasadzie wszelkich norm i tym samym może prowadzić nawet do usprawiedliwienia ludobójstwa o dowolnej skali. Ateista Stalin jest odpowiedzialny za zamordowanie kilkudziesięciu milionów ludzi, podobnie jak ateista Hitler, ale nic dziwnego, skoro jak widzimy to po Dawkinsie, dla ateisty zabicie człowieka jest jak usunięcie mu wyrostka robaczkowego.
W rozdziale 3 Bloch analizuje ateizm z perspektywy systemów totalitarnych i na podstawie bogatego materiału źródłowego oraz biograficznego wykazuje, że zarówno Hitler jak i Stalin w dorosłym życiu byli ateistami (niewątpliwy ateizm Stalina potwierdza nawet sam Dawkins w Bogu urojonym, s. 369). Ponadto Bloch wykazuje (s. 78n), że w przypadku komunistów stalinowskich ateizm był wręcz przyczyną ich ludobójstwa, stanowiąc zarazem usprawiedliwienie dla tego ludobójstwa. Warto o tym wspomnieć gdyż ateiści czasem twierdzą, że ateizm nie był przyczyną komunistycznego ludobójstwa w XX wieku. Nie jest to jednak prawdą skoro system komunistyczny w ramach swych założeń programowych ateizował z premedytacją wszystkie możliwe przestrzenie życia państwowego i publicznego. Bloch cytuje (s. 79) Manifest komunistyczny, w którym czytamy, że „komunizm znosi wieczyste prawdy, znosi religię [...]”. Na stronie 82 swej książki Bloch cytuje Lenina, który pisał: „Powinniśmy walczyć z religią. Jest to abecadło całego materializmu, a więc również marksizmu [...] walkę tę należy powiązać z konkretną praktyką ruchu klasowego, który zmierza do usunięcia społecznych korzeni religii. [...] A więc - precz z religią, niech żyje ateizm, naszym głównym zadaniem jest rozpowszechnianie poglądów ateistycznych. [...] Marksista winien być materialistą, tzn. wrogiem religii, [...] stawiającym sprawę walki z religią [...] na gruncie konkretnie toczącej się walki klasowej”.
Na stronie 80 swej książki Bloch podlicza ofiary ateistycznego systemu komunistycznego kraj po kraju i reżim po reżimie, uzyskując ostateczną sumę około 95 milionów ofiar. Od siebie dodam, że liczba ta jest astronomiczna jeśli porówna się ją choćby do liczby ofiar kościelnej Inkwizycji, liczonej w tysiącach ofiar. Sam Mao Tse-tung zgładził jakieś 40 milionów ludzkich istnień (Bloch, s. 80 i tamże przypis nr 88). Na stronie 82 i następnych swej książki Bloch cytuje statystyki tyczące się liczby ofiar wśród duchownych zamordowanych przez ateistów komunistycznych.
Od strony 90 swej książki Bloch przechodzi do analizy ateizmu Hitlera. Przytacza wiele jego historycznych i udokumentowanych źródłowo wypowiedzi, w których wprost deklarował swój ateizm przez stwierdzenia typu „Chrześcijaństwo to jest najgłupsza rzecz, jaka się zalęgła w chorym ludzkim mózgu [...]. Przez chrześcijaństwo przyszło na świat świadome kłamstwo w sprawach religii” (Bloch, s. 91-92). Bloch polemizuje też ze stwierdzeniami tych, którzy pytają czemu Hitler nie został oficjalnie ekskomunikowany przez Kościół skoro przestał być chrześcijaninem. Bloch odpowiada, że oficjalna ekskomunika nie jest jednak wymagana w sytuacji gdy ktoś odchodzi dobrowolnie od wiary i ekskomunika taka następuje niejako z automatu, nosząc miano latae sententiae (Bloch, s. 92 i tamże odnośniki w przypisach do stosownych dokumentów kościelnych w tej kwestii). Nawet cytowany przez Blocha na stronie 92-93 Dawkins przyznaje w pewnym momencie, że jest „całkiem możliwe, że w okolicach roku 1941 Führer przeżył jakieś załamanie wiary albo rozczarował się do chrześcijaństwa”. Dawkins jest w błędzie gdyż Hitler deklarował antychrześcijańskie postawy już w latach 30. XX wieku. Bloch na poparcie tego twierdzenia cytuje na stronie 93 swej książki wypowiedź Hitlera z lat 1933-34, wygłoszoną w kręgu jego najbliższych współpracowników: „Ale wcale mnie to nie powstrzyma, żeby w Niemczech wyplenić chrześcijaństwo z korzeniami do ostatniego włókienka”. Warto też w tym kontekście zacytować za Blochem (s. 93-94) wypowiedź sekretarki Hitlera, która służyła mu 12 lat i powiedziała o nim: „Głosił, że rola człowieka kończy się wraz ze śmiercią [...]. w sposób cyniczny występował przeciwko chrześcijaństwu, którego dogmaty zwalczał z gwałtowną wulgarnością”. Hitler sam przyznawał, że już w wieku 13 lat stał się ateistą: „Mając trzynaście, czternaście, piętnaście lat, nie wierzyłem już w nic, zresztą żaden z moich kolegów nie wierzył już w tak zwaną komunię, poza paroma zupełnie głupimi prymusami!” (za Bloch, s. 102). Hitler odrzucał też chrześcijańską koncepcję życia po śmierci: „Myśli religii chrześcijańskiej o tamtym świecie nie ma czym zastąpić, bo ona jest nie do utrzymania” (Bloch, s. 104). Czy to są poglądy chrześcijańskiego katolika? Nie, są to jak najbardziej poglądy ateisty.
Jeszcze ciekawsze są jednak przytaczane przez Blocha wypowiedzi wspomnianej sekretarki Hitlera na temat jego oficjalnych stosunków z Kościołem. Okazuje się, że dla celów politycznych Hitler chciał do końca wojny udawać poprawne stosunki z Kościołem, o którym powiedział, że „opuści go po zwycięstwie” (Bloch, s. 94). Stąd udział Hitlera nawet na wielu uroczystościach kościelnych, co skwapliwie wykorzystują współcześni ateiści sugerujący bratanie się Kościoła z Hitlerem na podstawie zdjęć z różnych tego typu wydarzeń. Ma rację Bloch gdy stwierdza na stronie 94 swej książki, że Dawkins i wielu mu podobnych dali się naiwnie zwieść tej obliczonej na sprawianie pozorów dyplomatycznej grze Hitlera, udającej poprawne stosunki z Kościołem. Od siebie dodam, że było to zachowanie charakterystyczne dla Hitlera, który od wielu lat zbrojąc się i planując napaść na Polskę potrafił jednocześnie zapewniać, że żadnej wojny nie będzie (w 1934 roku przedrukowywano nawet w polskiej prasie za „Daily Mail” oficjalne zapewnienia Hitlera tego typu, patrz choćby „Ilustrowany Kurier Codzienny” z 7 sierpnia 1934).
Bloch dalej zauważa (s. 96), że taka dyplomatyczna gra pozorów, czerpiąca korzyści z udawania chrześcijanina, była charakterystyczna również dla wielu innych władców europejskich, sprawujących władzę w różnych okresach. W tym kontekście na uwagę zasługuje przytoczony przez Blocha (s. 96) cytat ze słów Hitlera, który powiedział do swego fotografa, ogarniętego wątpliwościami w kwestii czy należy publikować w pewnym albumie zdjęcie wodza III Rzeszy, wychodzącego z kościoła: „A ten krzyż, widoczny przypadkowo nad moją głową, nie szkodzi, jeśli będą uważali mnie za wierzącego”. Nawet do samego Dawkinsa w pewnym momencie pisania jego książki dotarło, że Hitler mógł jedynie sprawiać pozory w kwestii swego niby neutralnego stosunku do Kościoła, co odnotowuje Bloch na s. 97 swej książki. Dawkins napisał: „Niewykluczone też, że niezależnie od własnych deklaracji i opinii współpracowników Hitler wcale nie był człowiekiem religijnym, a po prostu cynicznie wykorzystywał uczucia religijne swoich słuchaczy” (Dawkins, Bóg urojony, s. 373).
Kolejną kwestią, którą omawia Bloch, jest sprawa antychrześcijańskiego nastawienia zbrodniczych podwładnych Hitlera, który chwalił się na przykład, że ma „sześć dywizji SS, które są całkowicie odkościelnione, a przecież z wielkim spokojem duszy idą na śmierć” (cytat za Bloch, s. 97-98). Hitler powiedział też: „O ludzi z mojego otoczenia, którzy wraz ze mną pozbyli się chomąta dogmatów, mogę się nie obawiać, tu Kościół nie ma nic do szukania! [...]. Dobrze się stało, że nie wpuściłem klechów do Partii. [...] Dlatego zawsze trzymałem Partię z dala od kościoła i klerykałów” (za Bloch, s. 100-101).
Bloch przypomina też, że wstąpienie do SS wiązało się z odstąpieniem od religii. Na potwierdzenie swych słów przytacza na stronie 98 swej książki wypowiedź wyższego dowódcy policji SS, Ericha von dem Bach-Zelewskiego, który powiedział: „Oczywiście w czasie, kiedy byłem w SS, od około 1930 roku do końca wojny w 1945 roku, nie mogłem praktykować. [...] Kiedy wstępowałem do SS, napisałem i przedstawiłem zaświadczenie, że odszedłem od Kościoła luterańskiego. [...] Jako dowódca SS musiałem zaprzeczać religii. [...] Było całkowicie niemożliwe abym poszedł do kościoła w mundurze SS”. Wspomnienia te są całkowicie zbieżne z wspomnieniami Waldemara Machola, innego przytaczanego przez Blocha (s. 98-99) gestapowca: „W SS i gestapo już nie chodziłem do kościoła, nie modliłem się, bo tego nikt w tych formacjach nie czynił. [...] Hitler i cała władza Trzeciej Rzeszy byli nastawieni bardzo wrogo do Kościoła katolickiego. Hitleryzmu i katolicyzmu nie można było pogodzić. [...] A więc trzeba go było zwalczać i niszczyć tam, gdzie na to pozwalały warunki”. Na stronie 99-100 swej książki Bloch przytacza też wypowiedź Rudolfa Hössa, komendanta obozu w Auschwitz-Birkenau, odpowiedzialnego za zgładzenie 1,5 miliona ludzi, który również przyznał się po wojnie, że w czasach gdy pełnił tę funkcję był ateistą a z Kościoła wystąpił już w 1922 roku. Na stronie 101 książki Blocha możemy też przeczytać wyznania ateizmu w wykonaniu wielu czołowych nazistów i współpracowników Hitlera, w tym Hermanna Göringa, innego czołowego nazisty, osądzonego w Norymberdze: „Nie wierzę, że po śmierci pójdę do nieba albo do piekła. Nie wierzę w Biblię ani w wiele rzeczy, w które wierzą ludzie religijni”. Tak samo mówił Hitler przytaczany przez Blocha (s. 104, patrz cytat wyżej). Hermann Rauschning, prezydent Senatu Wolnego Miasta Gdańska, który znał osobiście Hitlera, mówił wręcz o „ateistycznych spotkaniach narodowych socjalistów”, na które otrzymywał regularne zaproszenia (za Bloch, s. 104). Ma rację Bloch gdy pisze, że to ateistyczna interpretacja darwinizmu pchnęła nazistów niemieckich ku ogromnym zbrodniom XX wieku. Bloch nawet przytacza wypowiedzi Hitlera, który usprawiedliwia swe ludobójstwo darwinizmem (Bloch, s. 105-106). Nietrudno tu skojarzyć, że współcześnie neoateiści również dokonują ateizacji darwinizmu.
Bloch przypomina też, że Martin Bormann, szef kancelarii NSDAP, przeprowadził kampanię przeciw religii w niemieckich szkołach (Bloch, s. 101-102). Sprawa jest bezsporna, nazizm nie miał nic wspólnego z chrześcijaństwem a od siebie dodam, że zakrawa na niebywałą bezczelność to, że ateiści robią teraz na siłę z Hitlera i nazistów katolików, fałszując historię. Ateiści dokonali ogromnych ludobójstw w XX wieku a następnie przypisali winę za to chrześcijanom, co jest perfidią najwyższej próby i obrazuje nam zarazem skalę niebywałego cynizmu wśród wojujących ateistów.
Jak więc interpretować wypowiedzi Hitlera, w których mówił on o „Bogu”, czy „Opatrzności”? Wyjaśnia to sam Hitler, przytaczany przez Blocha: Bóg był dla niego pojmowany panteistycznie, jako metaforyczna personifikacja przyrody, natury, niemieckiego narodu czy nawet niemieckiej krwi (Bloch, s. 103-104).
Bloch w swej książce przeciwstawia się też demonizowaniu papiestwa okresu II Wojny Światowej, które Dawkins oczywiście również oskarżył o kolaborację z hitleryzmem. Okazuje się, że było wiele wypowiedzi papieża potępiających niemiecką politykę militarną w czasach II Wojny Światowej (cytaty patrz w Bloch, s. 115n). Bloch przytacza w swej książce (s. 116) znaną wypowiedź historyka izraelskiego Pinchasa Lapide, który wyliczył, że papież Pius XII przyczynił się do uratowania przed zagładą z rąk nazistów około 850 tysięcy ludzi. Dlaczego więc papież otwarcie, stanowczo i jednoznacznie nie potępił Hitlera, jak chciałby Dawkins i jemu podobni? Bloch odpowiada Dawkinsowi cytatem (s. 116-117) ze słów samego papieża Piusa XII: „Powstrzymuje nas od tego jedynie świadomość, że zabierając głos, jedynie pogorszylibyśmy sytuację tych nieszczęśników”. Papież miał tu rację. Bloch przypomina, że Rudolf Höss sam napisał w swych wspomnieniach o tym jak Teodor Eicke znęcał się nad Żydami umieszczonymi tuż przed wojną w obozie, co było odwetem na nich za nagonkę propagandową (za Bloch, s. 117, przypis nr 153). Warto tu też przypomnieć fakt represjonowania kościoła holenderskiego przez nazistów po tym gdy episkopat holenderski jawnie potępił niemieckie ludobójstwo. Represje te skończyły się zesłaniem do obozu zakonnicy Edyty Stein, zagazowanej w komorze Auschwitz-Birkenau zaledwie kilka dni później (za Bloch, s. 118, przypis nr 155). Bloch ma rację gdy pisze na stronie 118 swej książki, że domagając się jawnego potępienia Hitlera przez Kościół Dawkins domaga się tak naprawdę eskalacji nazistowskiego terroru i niczego więcej, gdyż nic więcej przez takie potępienie nie zostałoby uzyskane.
Następnie Bloch odpiera ponawiane zarzuty Dawkinsa odnośnie niemoralnego prowadzenia się chrześcijan. Ma rację Bloch gdy wskazuje, że tak zwani nominalni chrześcijanie jedynie z nazwy nie są nimi w rzeczywistości, gdyż nie każdy kto mówi Jezusowi „Panie” wejdzie do Królestwa Bożego. O byciu chrześcijaninem decyduje określone postępowanie a nie jedynie pusta nomenklatura (Bloch, s. 124). Zbrodnie popełniane przez chrześcijan, które wytyka Dawkins, są zbrodniami dokonywanymi tak naprawdę przez tych, którzy dobrowolnie wykluczyli się z wspólnoty chrześcijańskiej (Bloch, s. 125-126). Bloch odnotowuje (s. 127) ciekawą wypowiedź Dawkinsa w Bogu urojonym na stronie 470, gdzie stwierdza on, iż zna wielu ateistów udających chrześcijan w ramach pozorów i pewnych korzyści. Dawkins wręcz twierdzi, że taka hipokryzja nie leży w sprzeczności z ateizmem (Bóg urojony, s. 459). Bloch ciekawie zauważa na stronie 128 swej książki, że jeśli potem taki ukryty ateista udający chrześcijanina dokona jakiegoś spustoszenia lub zbrodni, to wina spada na ogół chrześcijan i wini się za to czasami wręcz samego Chrystusa. Mniej więcej tak właśnie było z Hitlerem, co zostało omówione wyżej.
W rozdziale 5 Bloch broni historyczności chrześcijaństwa przed atakami Dawkinsa i rozprawia się (Bloch, s. 143) z jego zarzutem, iż Kościół chrześcijański ustalił sobie arbitralnie kanon Pisma Świętego. Zdaniem Dawkinsa było wiele Ewangelii niekanonicznych i nie ma żadnego sposobu by odróżnić je od kanonicznych. Tymczasem Dawkins popisuje się w tym miejscu ignorancją gdyż tylko Ewangelie kanoniczne pochodzą z I wieku, od naocznych świadków wydarzeń lub ich uczniów, ewangelie apokryficzne pochodzą zaś z II, III i IV wieku. Łatwo więc odróżnić jedne od drugich. Dawkins popisuje się też ignorancją gdy pisze, że „Nikt nie wie, kim byli czterej Ewangeliści [...]” (Bóg urojony, s. 143), podczas gdy bardzo wczesne przekazy historyczne pozwalają to bardzo dobrze ustalić (Bloch, s. 163).
Od strony 144 Bloch broni Nowy Testament przed kolejnymi zarzutami Dawkinsa o domniemane sprzeczności w rodowodach Jezusa a także polemizuje z Dawkinsem w kwestii wiarygodności opisów ewangelicznych odnośnie dziecięctwa Jezusa. Jeśli chodzi o zagadnienie domniemanej sprzeczności pomiędzy rodowodami Jezusa i pomiędzy opisami Jego dzieciństwa w Ewangelii Mateusza i Łukasza, którą to sprzeczność zarzuca Dawkins, to Bloch odpowiada, że opisy niekompletne nie mogą być sprzeczne (Bloch, s. 157). Ponadto opisy ujmujące coś z innej perspektywy też nie mogą być sprzeczne. Jeden rodowód Jezusa jest prawny a drugi naturalny i odwołując się do znanego żydowskiego prawa lewiratu domniemana sprzeczność w tym miejscu zostaje wyjaśniona, kontrargumentuje Bloch (s. 146).
Dawkins atakuje też opisany w Ewangelii Łukasza spis ludności (2,2n), na który udał się Józef z Marią w czasach Heroda i przed narodzinami Jezusa. Wedle Dawkinsa Łukasz „pomylił się” gdyż spis o jakim mówi odbył się w 6 roku naszej ery, długo po narodzinach Jezusa i gdy Herod już nie żył. Dawkins uważa, nie wiadomo na jakiej podstawie, że skoro Józef Flawiusz napisał o czymś inaczej niż Łukasz to na pewno Łukasz się myli a nie Flawiusz. Pominąwszy to, że Dawkins bierze to założenie całkowicie z sufitu, Bloch kontrargumentuje, że ani Flawiusz ani Łukasz nie muszą się mylić w tym wypadku gdyż obaj mówią o dwóch różnych spisach za czasów Kwiryniusza (Bloch, s. 149). Łukasz pisze o „pierwszym spisie” (Łk 2,2), dokonanym za czasów Heroda Wielkiego, który to spis był spisem ogólnym. Tymczasem Flawiusz napisał o spisie lokalnym, przeprowadzonym przez Kwiryniusza za urzędowania Koponiusza w Judei. Są to dwa różne wydarzenia, zaistniałe w różnych czasach i tym samym między opisem Łukasza i Flawiusza nie może być sprzeczności. Flawiusz nigdzie nie pisze, że spis dokonany w 6 roku naszej ery był „pierwszym spisem”, nie wyklucza też, że Kwiryniusz nie urzędował w Syrii wcześniej. Dawkins w ogóle nie zdaje sobie z tego wszystkiego sprawy i dlatego wychodzi mu tu jakaś urojona sprzeczność, której tak naprawdę nie ma, jak konkluduje Bloch. Nie ma też kompletnych danych historycznych z okresu 4-1 przed naszą erą, nie można więc zweryfikować w tym wypadku, że jakiś Ewangelista pomylił się w tej czy innej kwestii odnoszącej się do tego okresu, jak usiłuje przekonywać swych czytelników Dawkins (Bloch, s. 150-151).
Jedno z trafniejszych spostrzeżeń Blocha w całej książce (s. 152n) dotyczy sposobu w jaki Dawkins próbuje uprawiać historię przeciw Ewangeliom. Dawkins stwierdza mianowicie, że jego zdaniem spis ludności, na który udał się Józef z Marią, nie miał sensu. Bloch zgrabnie odpiera ten zarzut zauważając, że historycy ustalają co się wydarzyło i nie interesuje ich rozstrzyganie czy coś miało sens. Cesarz Kaligula kazał wyrównywać łańcuchy górskie w celu budowy niewykonalnych pałaców, przepuścił ponadto w niegospodarny sposób w ciągu roku 2,7 miliarda sestercjów. Czy to miało sens? Nie miało, a jednak wydarzyło się. Od siebie dodam, że cesarz Kaligula nakazał również swym żołnierzom ciąć i dźgać fale morskie ponieważ uważał, że w ten sposób rozprawi się z bogiem morza Neptunem/Posejdonem. Po tej „walce” żołnierze mieli jeszcze nazbierać muszelek jako łup wojenny. Ten sam Kaligula miał zamiar mianować konia senatorem. Czy nadal Dawkins uważa, że zarządzenia starożytnych władców zawsze musiały być sensowne? Skoro już jesteśmy przy spisach ludności i rodowodach to nie miało również sensu niedawne żądanie przez nazistów aby ludzie dokumentowali swe pochodzenie kilka pokoleń wstecz, a jednak i to wydarzyło się (Bloch, s. 153, przypis nr 214).
Dawkins atakuje też ewangeliczny opis rzezi niewiniątek dokonanej przez Heroda, uważając, że jest to „koloryzowanie”. Tymczasem to samo wydarzenie jest też opisane przez niechrześcijańskiego autora Makrobiusza, poważnego historyka łacińskiego, który nigdy nie uchodził za fantastę, jak kontrargumentuje Bloch w swej książce (s. 157n). Widać po tym wszystkim dość dobrze jak dużym ignorantem w kwestii historii jest Dawkins.
Kończąc to streszczenie głównych argumentów w książce Pawła Blocha chciałbym podsumować, że jest to aktualnie najlepsza znana mi pozycja polemizująca z książką Richarda Dawkinsa pt. Bóg urojony. Na pewno warto zapoznać się z książką Pawła Blocha w całości, do czego zachęcam.
Jan Lewandowski, sierpień 2016