Czy teizm powinien być falsyfikowalny?
Spotyka się niekiedy wśród wojujących ateistów zarzut, że teizm jest „niefalsyfikowalny”. A co w ogóle oznacza pojęcie „falsyfikowalny”? Idea ta jest związana z osobą znanego angielskiego filozofa Karla Poppera (1902-1994), który stwierdził swego czasu, że za naukowe można uznać tylko te teorie, które da się obalić lub przynajmniej podać kryteria przy których takie obalenie mogłoby zajść. Zdaniem niektórych wojujących ateistów teizm nie może być więc uznany za teorię naukową skoro nie da się zdefiniować kryteriów, które by go obalały.
Pierwsza riposta jaka się tu sama ciśnie na usta jest taka, że teizm nie jest teorią naukową, natomiast reguła falsyfikowalności odnosi się z zasady tylko do teorii naukowych i nie dotyczy innych koncepcji. To jednak drobiazg, wziąwszy pod uwagę fakt, że sam falsyfikacjonizm jest koncepcją bardzo problematyczną i ostro krytykowaną. Najwybitniejszym krytykiem falsyfikacjonizmu był o dziwo Imre Lakatos, sam uczeń Poppera. Ciekawostką może być to, że Popper był również promotorem pracy doktorskiej Lakatosa. Zarzuty, które Lakatos wysunął wobec falsyfikacjonizmu Poppera są bardzo mocne i były formułowane na różnych płaszczyznach, głównie na płaszczyźnie metodologicznej i historycznej. Oczywiście należy również dodać, że Lakatos nie był jedynym krytykiem falsyfikacjonizmu Poppera i jest tych krytyków wielu.
Lakatos zauważa przede wszystkim, że pierwszym głównym problemem falsyfikacjonizmu jest to, że nie da się tak naprawdę obalić żadnej teorii naukowej gdyż jej obrońcy mogą w nieskończoność wymyślać hipotezy ad hoc broniące ją przed obaleniem. Jako przykład podaje teorię grawitacji Newtona, która od samego początku była zanurzona w „oceanie anomalii”, niemniej jednak zwolennicy Newtona i on sam wymyślali przeróżne sprytne wybiegi, które neutralizowały te sprzeczne z teorią obserwacje w taki sposób, że rdzeń teorii pozostawał nienaruszony[1]. Lakatos podaje też pewien dość banalny przykład teoretyczny ilustrujący to, że nie będziemy w stanie obalić nawet najprostszych i pozornie najbardziej oczywistych „praw” naukowych. Wyobraźmy sobie mianowicie, że formułujemy „prawo”, że jeśli powiesimy na podwieszonej pod sufitem nitce o wytrzymałości 1 N ciężar większy niż 1 N, to nitka ta zerwie się. Następnie załóżmy, że powiesiliśmy na tej nitce ciężar 2 N a nitka mimo to nie zerwała się. Co wtedy? Czy nasze „prawo” zostało „obalone”? Wcale nie. Tylko naiwni mogą tak sądzić. Można bowiem nadal bronić tego „prawa” przy pomocy wspomnianych hipotez ad hoc. Możemy na przykład stwierdzić, że w suficie był ukryty magnes neutralizujący opadanie ciężaru. Możemy też stwierdzić, że włókna nitki były wilgotne przez co rozciągnęła się ona i osiągnęła wytrzymałość 2 N. Możemy stwierdzić jeszcze wiele innych rzeczy, na przykład to, że nasza waga jest zepsuta i ciężar wynosił w rzeczywistości 1 N, choć nasza waga błędnie wskazywała 2 N. Nitka mogła nie być zwykłą nitką tylko „supernitką”, która nie zrywa się nawet pod ogromnymi ciężarami (takich nitek używają na przykład iluzjoniści). Profesor, który sformułował to „prawo” był w rzeczywistości burżuazyjnym liberałem i choć wszyscy widzieli, że nitka zerwała się, on sam ogłosił, że nie zerwała się[2]. Jak widać, możemy kontynuować w nieskończoność takie wybiegi ad hoc, uniemożliwiające sfalsyfikowanie lub po prostu obalenie nawet dowolnie najprostszego „prawa naukowego”. To uświadamia nam, że falsyfikacjonizm Poppera sam w sobie jest pewną utopią niemożliwą do przeprowadzenia w praktyce a same teorie naukowe nigdy nie są do końca obalalne i można bronić ich w nieskończoność za pomocą dowolnych teoretycznych wymysłów, co w historii nauki było i jest rzeczą powszechnie przyjętą.
Lakatos krytykuje też falsyfikacjonizm z historycznego punktu widzenia gdy pokazuje, że historia nauki nie rządziła się wcale tą regułą. Anomalne peryhelium Merkurego było znane już na długo przed Einsteinem a mimo to nie sfalsyfikowało ono teorii Newtona i było przez długi okres ignorowane jako problem odłożony na półkę[3]. Lakatos podaje też wiele innych podobnych przykładów z historii nauki, gdy jakieś obserwacje wyraźnie nadające się do obalenia danej teorii nie obalały jej w praktyce i zarzuca również falsyfikacjonizmowi Poppera wady metodologiczne: nie możemy uznać, że uczymy się prawdy tylko z tego co jest fałszem ponieważ to nie mówi nam nic o tym co jest prawdą. Lakatos pisał: „nie można wykryć autentycznego epistemologicznego błędu, jeśli nie posiada się teorii prawdy i teorii rozpoznawania rosnącej lub malejącej zawartości prawdy”[4]. Ostatecznie Lakatos sfalsyfikował samą zasadę falsyfikacji Poppera, przynajmniej z historycznego punktu widzenia[5].
Wielu wojujących „ateistów naukowych” i „racjonalistów” próbujących wykorzystywać falsyfikacjonizm przeciw teizmowi nie ma nawet zielonego pojęcia, że falsyfikacjonizm, z którego Popper zasłynął najbardziej, był tak naprawdę smutnym owocem jego porażki na gruncie metodologii nauki i ów falsyfikacjonizm został powołany przez niego do życia tylko dlatego, że Popper ostatecznie zniszczył indukcjonizm, czyli regułę, w której hipotezy naukowe potwierdza się za pomocą „faktów”. Nie mogąc już dłużej utrzymać zasady, że „fakty” i obserwacje dowodzą teorii naukowych, albo chociaż podnoszą ich prawdopodobieństwo (co Popper też unicestwił), jedyne co zostało Popperowi to stwierdzenie, że o ile nie możemy dowieść żadnej teorii naukowej za pomocą „faktów” i obserwacji, to możemy ją przynajmniej obalić i w ten sposób wskazać, że choć przez chwilę była ona naukowa. Lakatos wspominał: „[...] w 1934 r. Karl Popper, jeden z najbardziej wpływowych filozofów naszych czasów, stwierdził, że matematyczne prawdopodobieństwo wszystkich teorii, naukowych lub pseudonaukowych, przy dowolnej liczbie danych doświadczalnych, wynosi zero. Jeśli Popper ma rację, to teorie naukowe nie tylko są równie nieudowodnialne, ale i równie nieprawdopodobne. Potrzebne było nowe kryterium demarkacji i Popper zaproponował dość zadziwiające”[6]. Tym nowym kryterium był właśnie popperowski falsyfikacjonizm, czyli idea, że możemy określić co jest naukowe tylko wtedy gdy zaproponujemy jakieś kryteria obalenia danej teorii. Jednak jak pokazał Lakatos, teorii naukowych nie tylko nie da się udowodnić, ale również i obalić, co zostało opisane już wyżej. Warto też dodać, że idea falsyfikacjonizmu sama w sobie jest nieco obraźliwa dla samej nauki, w tym zwłaszcza dla scjentystów i „naukowych ateistów”, którzy przypisują jej twierdzeniom rangę bliską pewności. Tymczasem sam falsyfikacjonizm Poppera już na wstępie zakłada przecież, że dana teoria naukowa może być obalona i tym samym błędna.
A na koniec zastanówmy się jeszcze, czy rzeczywiście nie dałoby się obalić samego teizmu chrześcijańskiego? Jest to co najmniej dyskusyjne. Można bowiem spróbować wyobrazić sobie sytuację w której jakiś ateista laboratoryjnie wykazuje nam, że materia wyłania się dosłownie z niczego. Takie koncepcje pojawiały się już przecież w fizyce. Ten sam ateista mógłby zaprezentować nam laboratoryjnie jak życie wyłania się z materii nieożywionej, zupełnie spontanicznie i bez udziału Stwórcy. Sądzę, że ateiści natychmiast ogłosiliby wyniki takich badań jako ostateczną falsyfikację teizmu, przynajmniej chrześcijańskiego. Zresztą już samo to, że ateiści uznają teorię ewolucji za „udowodnioną” i zarazem obalającą konieczność postulowania Stwórcy pokazuje, że uważają teizm chrześcijański za sfalsyfikowany. Richard Dawkins zaproponował swój Ostateczny boeing 747 - gambit, który uważa za argument obalający istnienie Boga. Warto nadmienić, że nawet jakiekolwiek niepotwierdzone plotki na temat odnalezienia życia pozaziemskiego same w sobie już są dla wielu ateistów falsyfikacją teizmu chrześcijańskiego. Jeszcze inni ateiści uważają, że sfalsyfikowali teizm chrześcijański stwierdzając, że historyczny Jezus nigdy nie istniał lub przez samo wskazanie na brak dowodu na istnienie Boga. Ateista niejednokrotnie twierdzi, że „obalił” teizm chrześcijański wskazując w swoim mniemaniu na jakąś wewnętrzną sprzeczność teizmu lub sprzeczność w samej Biblii i tak dalej. Sam fakt, że ateiści uważają teizm za całkowicie błędny wystarczająco dobitnie pokazuje, że uważają go oni za sfalsyfikowany.
Z drugiej strony warto też dodać na sam koniec tych rozważań, że teorii ewolucji, tak ulubionej przecież przez wojujących ateistów, również zarzuca się właśnie niefalsyfikowalność. Richard Dawkins stwierdził kiedyś co prawda, że aby sfalsyfikować darwinizm wystarczyłoby odnaleźć szczątki królika w kambrze, ale jest co najmniej dyskusyjne czy sfalsyfikowałoby to darwinizm ponieważ darwiniści bez problemu mogliby ripostować, że szczątki te znalazły się w złej warstwie przez przypadek, na przykład z powodu ruchów tektonicznych Ziemi. Istotnie, takie przemieszanie warstw w geologii jest zjawiskiem częstym. Tym samym należy uświadomić sobie, że szczątki królika w kambrze wcale nie sfalsyfikowałyby darwinizmu. Z punktu widzenia popperowskiego falsyfikacjonizmu to właśnie darwinizm jest więc nienaukowy, co zresztą nawet sam Popper swego czasu stwierdził, nazywając darwinizm pseudonauką, ale został przymuszony do wycofania się z tego twierdzenia przez salonową „poprawność polityczną”[7].
A zatem reasumując, falsyfikacjonizm Karla Poppera sam w sobie jest ideą ciekawą ale zarazem na tyle problematyczną, że nie stanowi zagrożenia dla teizmu chrześcijańskiego.
Jan Lewandowski, kwiecień 2017
[1] Por. Imre Lakatos, Pisma z filozofii nauk empirycznych, Warszawa 1995, s. 73-74.
[2] Tamże, s. 162-163.
[3] Tamże, s. 212, 249, 359.
[4] Tamże, s. 264.
[5] Tamże, s. 206-221.
[6] Tamże, s. 356.
[7] Por. John Horgan, Koniec nauki, Warszawa 1999, s. 55.