Jan Lewandowski

Ateistyczna bajeczka o wieloświatach

dodane: 2025-04-26
Ateiści w swej polemice z teizmem nadzwyczaj często przywołują wieloświaty, znane też pod nazwą multiświata lub multiwersum. Zweryfikujemy kolejną ateistyczną bajeczkę.

   Chyba najlepszą znaną mi ilustracją hipokryzji ateistycznej jest zagadnienie wieloświatów. Ateista żąda od teisty dowodów na wszystko, natomiast w temacie wieloświatów ateista nie ma już żadnego problemu z tym, że żadne dowody na istnienie wieloświatów nie istnieją, a wręcz nie ma najmniejszych przesłanek za tym.


    Ale zróbmy najpierw pewne wprowadzenie i zarys tła, zanim dojdziemy do sedna niniejszego tekstu, którym to sednem jest temat wieloświatów. Coraz większa liczba fizyków i filozofów podejmuje zagadnienie precyzyjnego zestrojenia Wszechświata. W ostatnich latach temat ten wkroczył w etap gorącej debaty pomiędzy uczonymi i zagościł na salonach nauki za sprawą wielu publikacji wybitnych naukowców, zwłaszcza fizyków i matematyków. Wszechświat okazał się być nie tylko precyzyjnie zestrojony sam ze sobą w obszarze różnych parametrów, ale jest też precyzyjnie dostrojony do życia. Ateistyczny astrofizyk Fred Hoyle napisał swego czasu, że poziomy energii w atomach węgla i tlenu (oddziaływania mocne i elektromagnetyczne w jądrach atomowych) musiały być precyzyjnie zsynchronizowane tylko i wyłącznie na jedną wartość, gdyż inaczej życie we Wszechświecie nie mogłoby powstać. Poczytajmy co on pisze:


„Jeśli chciało się w procesie gwiezdnej nukleosyntezy wytworzyć atomy węgla i tlenu w mniej więcej równych ilościach, to są to zaledwie dwa poziomy, które trzeba było wyznaczyć, a wynik powinien oscylować wokół tych poziomów. Czy było to ukartowane? Biorąc pod uwagę powyższą argumentację, jestem skłonny myśleć, że tak było. Zdroworozsądkowa interpretacja faktów sugeruje, że jakiś superintelekt majstrował przy fizyce, chemii i biologii oraz że w przyrodzie nie działają żadne ślepe siły, o których warto by było mówić. Liczby, jakie uzyskuje się na podstawie tych faktów, wydają mi się tak przytłaczające, że prawie nie można podważyć tego wniosku” (Fred Hoyle, The Universe: Past and Present Reflections, „Engineering & Science” 1981, listopad, s. 12).


    To tylko jeden przykład i takich precyzyjnie zestrojonych parametrów we Wszechświecie jest dużo więcej. Omawia je prawie wszystkie choćby fizyk Paul Davies w swej bardzo głośnej książce pt. Goldilocks Enigma: Why is the Universe Just Right for Life, Houghton Mifflin, Boston 2006. Tych rzekomych przypadków jest zbyt wiele, by można było je wszystkie tłumaczyć po prostu przypadkiem. Przytłoczeni i sfrustrowani z powodu faktu precyzyjnego zestrojenia Wszechświata ateiści wpadli w panikę i wymyślili desperacką bajeczkę o wieloświatach, których nikt na oczy nie widział. Już samo to pokazuje, że precyzyjne zestrojenie Wszechświata jest czymś, czego nie są oni w stanie zignorować. Skoro ateiści wymyślają idiotyczny wykręt o wieloświatach z powodu precyzyjnego zestrojenia naszego Wszechświata, to w ten sposób niechcący potwierdzają, że to precyzyjne zestrojenie jest czymś ważnym i znaczącym. Inaczej po prostu wzruszyliby tylko ramionami i poszliby dalej. Ale tak właśnie nie jest. Skoro zareagowali na argument z precyzyjnego dostrojenia Wszechświata tak niepoważnym wykrętem jak wieloświaty, to jasno z tego wynika, że ten argument nawet w ich oczach jest w mocy i coś jednak jest na rzeczy.


    I dlatego właśnie nawet tak wielki fizyk jak Stephen Hawking uległ iluzji i uwierzył, że jego propozycja wieloświata bardzo pomoże mu jako wyjaśnienie naszego Wszechświata bez Boga. John C. Lennox, profesor matematyki z Oxfordu, podjął wyzwanie rzucone przez Hawkinga w zakresie koncepcji wieloświatów. W 2011 roku Lennox opublikował książkę pt. Bóg i Stephen Hawking (polskie wydanie W drodze, Poznań 2017), w której po prostu zmasakrował Hawkinga, punktując w jego wywodach całą masę sprzeczności, niekonsekwencji, bezzasadnych deklaracji i logicznych błędów na poziomie podstawowym. Przejdźmy więc teraz pokrótce do omówienia książki Lennoxa pt. Bóg i Stephen Hawking. Poniżej podaję numerację stron za wspomnianym już wyżej polskim wydaniem tej książki. Jak zauważa Lennox, wieloświat to jedynie niezweryfikowana koncepcja filozoficzna, a nie naukowa. Nie może więc ona wykluczyć istnienia Boga (tamże, s. 64-65, 70). Wieloświat jest dla nas czymś zupełnie niepoznawalnym (tamże, s. 66). Postulowanie wieloświata jako przyczyny powstania naszego Wszechświata to jedynie alternatywna wersja deizmu (tamże, s. 69). Nieładnie, panie Hawking. Hawking naiwnie wierzył też, że tak zwana M-teoria ostatecznie wyjaśnia nam świat i jest to wyjaśnienie, w którym Bóg jest zbędny. Tymczasem M-teoria nie jest w stanie stworzyć żadnego wszechświata (tamże, s. 67). Hawking po raz kolejny myli tu poziom opisowy ze stanem faktycznym. Ponadto fizycy stawiają wiele zarzutów M-teorii. Podobnie jak ateistyczna bajeczka o wieloświecie M-teoria nie jest teorią naukową ponieważ nie można przetestować jej eksperymentalnie i jest tylko spekulatywna, nie jest zdefiniowana, nikt nawet nie wie co oznacza M w jej nazwie i do tego jest ona tylko jedną z kandydatek na teorię wszystkiego. Poza tym między M-teorią i koncepcją wieloświata zachodzi słaby związek (tamże, s. 70-74, 77, 104). Lennox zwraca uwagę na pewną schizofreniczność w poglądach Hawkinga, który czepia się cudów o to, że są mało prawdopodobne, nie przeszkadza mu już jednak zupełnie to, że idea wieloświata, pojawiającego się nagle znikąd, sama w sobie jest jeszcze mniej prawdopodobna (tamże, s. 122, 124). W dodatku idea wieloświata uderza bardzo mocno w sam ateizm, wbrew oczekiwaniom ateistów. Z idei wieloświata wynika bowiem, że skoro istnieje aż tyle wieloświatów to w zasadzie wszystko może się zdarzyć, włącznie z takim światem, w którym będzie istniał objawiający się temu światu wszechmocny i wszechobecny Bóg oraz cuda, takie jak przemiana wody w wino. A skoro w jakimś wszechświecie będzie istniał wszechmocny i wszechobecny Bóg, to nie ma takiego wieloświata, w którym nie ma Boga. A więc de facto istnieje tylko jeden Wszechświat stworzony przez Boga (tamże, s. 125). Trzeba przyznać, że Lennox dosłownie wbił w ziemię i przyklepał Hawkinga razem z ateistyczną bajeczką o wieloświatach. Brawo, panie Lennox. Gratuluję. Tak trzymać.


    Z kolei wspomniany już wyżej fizyk Paul Davies tak oto skomentował koncepcję wieloświatów: „Niekorzystną stroną teorii wieloświata jest to, że powołuje ona nadmiar bytów, z których większość zasadniczo nigdy nie będzie mogła być obserwowana. Ta rozrzutność pozwala wielu ludziom na ekstrawaganckie wyjaśnianie bioprzyjazności” (Paul Davies, Goldilocks Enigma: Why is the Universe Just Right for Life, Boston 2006, s. 264).


    Ciekawa jest ta uwaga. Przypomniało mi się po niej jeszcze to, że ateiści bardzo często próbują wymachiwać brzytewką Ockhama przeciw Bogu. A w przypadku wieloświatów ich brzytewka jakoś tak nagle przestaje działać i stępia się. Kolejny przykład ateistycznej hipokryzji i niekonsekwentnego zastosowania standardów. Podwójnych standardów, jak się okazuje.


    Koncepcja wieloświatów to oczywiście kolejny przykład tak charakterystycznego dla ateistów efektu wyparcia. Ateizm jest bowiem jednym wielkim wyparciem faktów, na które wskazuje teista (o czym pisał już święty Paweł w Rz 1,19n). W przypadku wieloświatów dobrze ilustruje ten ateistyczny efekt wyparcia trafny komentarz Bernarda Carra, który napisał: „Jeśli nie chcesz Boga, to zadowól się wieloświatem” (cyt. za M.J. Rubenstein, Worlds without End: The Many Lives of the Multiverse, Columbia University Press, Nowy Jork 2014, s. 1). Dokładnie tak jest. Tkwiący w permanentnym efekcie wyparcia ateista wyznaje dogmatyczną zasadę: wszystko, nawet absurd, byleby tylko nie Bóg. Oto ateizm, który właśnie dlatego nazywam absurdyzmem.


    Nikt jednak nie skomentował koncepcji wieloświatów tak dobitnie, jak sam Anthony Flew, największy ateista XX wieku:


„Jak już wspomniałem, nie dostrzegam, by alternatywa w postaci wieloświata była bardzo pomocna. Uznałem, że sformułowanie postulatu istnienia wielu wszechświatów jest alternatywą prawdziwie desperacką. Jeśli istnienie jednego wszechświata wymaga wyjaśnienia, tym bardziej wyjaśnienia wymaga istnienie licznych wszechświatów: problem jest powiększony o czynnik, jaki stanowi całkowita liczba wszechświatów. Wygląda to nieco podobnie do sytuacji z uczniem, nauczycielem i brakiem pracy domowej. Nauczyciel nie wierzy, że pies zjadł pracę domową, więc uczeń mówi, że pracę zjadło stado psów - zbyt wiele, by je zliczyć” (Anthony Flew, Roy Varghese, There is a God: How the World's Most Notorius Atheist Changed His Mind, Harper One, Nowy Jork 2008, s. 137, pogrubienie od J.L.).


    Nic dodać, nic ująć. Matti Leisola, profesor biochemii z Uniwersytetu w Helsinkach dorzucił jeszcze jeden kontrargument przeciw ateistycznej bajeczce o wieloświatach. Poczytajmy:


„Gdyby siła ciążenia lub oddziaływania elektromagnetyczne, silne bądź słabe, czy też prędkość światła - można by jeszcze długo ciągnąć tę listę - gdyby dowolny z tych parametrów był nieco inny, nie powstałyby żadne atomy oprócz wodoru i helu. Nie doszłoby do pojawienia się węgla i wody koniecznych do powstania życia. Nie byłoby gwiazd, księżyców i planet. A bez nich nie byłoby życia. Precyzyjne dostrojenie jest czymś tak uderzającym, że nawet zdeklarowani ateiści zrezygnowali z tradycyjnego odwoływania się do przypadku. Zamiast tego oświadczyli, że musi istnieć niezliczona liczba światów [...]. Inne światy są z definicji niewykrywalne, więc do przyjęcia koncepcji wieloświatów potrzeba wiary. Oprócz tego sam wieloświat musiałby być precyzyjnie dostrojony, aby chociaż okazjonalnie wyłonić z siebie świat zdolny do podtrzymania życia, dlatego wspomniana hipoteza jedynie usuwa problem precyzyjnego zestrojenia z pola uwagi. I w gruncie rzeczy niczego nie rozwiązuje” (Matti Leisola, Jonathan Witt, Heretyk, Warszawa 2022, s. 217, pogrubienie od J.L.). W przypisie nr 13 na stronie 217 Leisola cytuje Robina Collinsa, który rozwija jego myśl o tym, że sam wieloświat musiałby być wytworzony przez jakiś precyzyjnie dostrojony generator, aby w ogóle zadziałać:


„Nawet gdyby istniał jakiś inflacyjno-superstrunowy generator wieloświata, to i tak musiałby zawierać poprawną kombinację praw i pól, umożliwiającą wygenerowanie wszechświatów dopuszczających istnienie życia”.


    Podsumowanie


    Koncepcja wieloświatów nie pomaga zatem ateistom, tylko jeszcze bardziej pogrąża ateizm ostatecznie potwierdzając to, że Wszechświat został zaprojektowany. Dowody na istnienie wieloświatów nie istnieją, nawet najmniejsze. Ateiście zupełnie to jakoś nie przeszkadza. Cała ta robiona na pokaz przed publiką sofistyka ateisty, że on na wszystko musi mieć niby dowody, okazuje się pusta. Oczywiście dowody na istnienie Boga istnieją, jest ich całkiem dużo i mają się świetnie. Ateiści nigdy ich bowiem nie obalili, co ukażę już wkrótce, w przygotowywanym przeze mnie cyklu artykułów na ten temat. Przygotowuję też książkę na ten temat. Aktualnie brak wydawcy, ale czas pokaże co z tego ostatecznie wyjdzie.


    Ateiści często też twierdzą, że gdyby nie powstało życie oparte na węglu i białku, to powstałoby jakieś inne życie, oparte może na krzemie. Jednak to są tylko kolejne niezweryfikowane ateistyczne bajeczki, które nie usuwają argumentu z precyzyjnego zestrojenia Wszechświata, ale jedynie odsuwają ten argument na dalszy plan. Ateiści opowiadają nam wiele bajeczek, a to jest tylko kolejna absurdalna bajeczka ateistyczna.


    A co ze słynną ateistyczną analogią kałuży? Ateistyczna analogia kałuży głosi, że tylko wydaje nam się, że Wszechświat jest dopasowany do nas, tak jak kałuży mogłoby wydawać się, że dziura, którą kałuża wypełnia, została dopasowana do niej. Problem w tym, że analogia z kałużą jest tylko analogią. A analogia z zasady nie dowodzi niczego, poza tym, że ilustruje jakiś fragment rozumowania. Analogia z kałużą jest tylko kolejną fałszywą analogią, pośród wielu innych tak licznych ateistycznych fałszywych analogii, przy pomocy których ateiści próbują karykaturować i wyszydzać teizm (wyszydzanie teizmu to jedyna „argumentacja” ateisty - wierzcie mi). Analogia z kałużą jest poza tym błędna z jeszcze jednego powodu. Otóż życie nie jest kałużą. Życie jest zbyt wyrafinowane, wyspecyfikowanie złożone i inżynieryjne, aby mogło powstać przypadkowo. Mamy tu do czynienia z istną maszynerią. Życie nie mogło też powstać stopniowo w drodze przypadkowego procesu. Mogło powstać od razu, albo wcale, gdyż jest nieredukowalnie złożone. Jak nie wierzycie, to poczytajcie sobie choćby o takim nieredukowalnym elemencie, jakim jest błona komórkowa:


https://wp-projektu.pl/aktualnosci/goraczka-zlota-liczne-odkrycia-wskazuja-na-cos-wykraczajacego-poza-slepy-proces-ewolucji-na-dalekowzrocznosc/


    Tym samym ateistyczna fałszywa analogia z kałużą w żaden sposób nie obala argumentu z precyzyjnego dostrojenia Wszechświata do życia. Temat ten nadal pozostaje otwarty pod dyskusję. Mój tekst nie dotyczy jednak zagadnienia precyzyjnego dostrojenia Wszechświata, ale dotyczy wieloświatów. Zakończę go więc w tym miejscu. Temat wieloświatów omówiłem wystarczająco.


    Jan Lewandowski, kwiecień 2025.

Zgłoś artykuł

Uwaga, w większości przypadków my nie udzielamy odpowiedzi na niniejsze wiadomości a w niektórych przypadkach nie czytamy ich w całości

Komentarze są zablokowane