Michał Michalak

"Religia i ja" - polemika

dodane: 2010-09-04

        Przedmiotem tekstu będzie książeczka Religia i ja, zawierająca przemyślenia na temat wiary trzech niewierzących panów: Tadeusza Kotarbińskiego (1886-1881), Leopolda Infelda (1898-1968) oraz Bertranda Russela (1872-1970). Książeczka ma nam pokazać, jaka była droga do ateizmu każdego z nich.

 

1. Tadeusz Kotarbiński zajmował się prakseologią (prakseologia- nauka zajmująca sie wyjaśnieniem m.in. od czego zależy tzw. dobra robota- sprawne działanie), wprowadził termin felicytologii- nauki o tym, jak osiągnąć najpewniej szczęście. Bardziej znane dyscypliny, którymi się zajmował to logika i filozofia. Był czołowym przedstawicielem etyki niezależnej- nauki zajmującej się ustalaniem bez pomocy religii, co moralnie dobre, a co złe. Od 1998 istnieje Towarzystwo Kultury Świeckiej im. Tadeusza Kotarbińskiego.

 

         Na kilku stronach książeczki Religia i ja  pan Tadeusz Kotarbiński  chce się z nami podzielić doświadczeniem, dlaczego przestał wierzyć w istnienie Boga:

 

Niewątpliwie stałym podtrzymaniem złudnego poglądu na świat jest piękno roślinności i krajobrazu. Stwarza ono pozór dobrotliwej harmonii we wszechbycie, zwłaszcza jeśli samemu żyje sie w dostatkach (...) A widok nieba gwieździstego z jego wiekowym ładem- tę ułudę umacnia lub odwrotnie. Olbrzymi głaz rozkosznej ułudy przygniata rodzącą się w męce i słabą w początkach refleksję krytycznego rozumu, która jednak nabiera coraz większej prężności i w końcu odrzuca precz brzemię kardynalnego błędu.

 

       Nie dostajemy odpowiedzi od profesora, w jaki sposób możemy pozbyć się tego ciężkiego balastu, który nie pozwala dojść do głosu rozumowi.  A oto moment, w którym profesor przestaje wierzyć:

 

Rozwiała się w nicość pajęczyna ułudy. Po prostu przestałem wierzyć w jawną nieprawdę. Przejrzałem całą bezzasadność wszystkich wywodów katechizmu. Nie, nie, to dobre dla dzieci. (...) Nie łudźmy się. (...)Żaden Bóg nie opiekuje się ludźmi. 

  

        I znowu oprócz połechtania naszej ambicji, że to dobre dla dzieci, nie dostajemy odpowiedzi, dlaczego wiara w Boga jest bezzasadna.

 

(...) Widać jasno, że droga zerwania z religią (...) prowadziła poprzez uświadomienie intelektualne, poprzez krytykę tradycyjnych pouczeń z punktu widzenia ich sensowności, zasadności, prawdziwości.

 

         W dalszym ciągu brak choćby jednego argumentu. A że nie możemy się już przekonać na czym ta „krytyka tradycyjnych pouczeń” polegała, bo tekst dobiega końca, to przejdźmy do przytoczenia refleksji Leopolda Infelda.

 

 2. Leopold Infeld był wybitnym fizykiem-teoretykiem. Współpracował z Albertem Einsteinem. Urodził się w żydowskiej rodzinie na krakowskim Kazimierzu. Od młodych lat

wychowywany był w duchu ortodoksyjnego judaizmu:

 

Formalności związane z ranna modlitwą wzrosły w sposób męczący dla mnie, tak jak wzrastają dla każdego dorastającego chłopca, kiedy przekroczy on wiek lat trzynastu. Polegały one na tym, że dwa sześciany skórzane kładło się jeden na głowę, a drugi na lewą rękę. Sześciany te zawierały w środku hebrajskie święte napisy, które powinno trzymać przez pół  godziny blisko serca, tak aby ich treść stopniowo przedyfundowała do mózgu i serca poprzez schowek skórzany i przez moją skórę.

 

        Pewnego dnia młody Leopold nie wykonał obowiązku modlitwy, bo doszedł do wniosku, że jest to czynność bezsensowna. Został dotkliwie pobity przez swego ojca, gdy ten dowiedział się o tym. Uciekł z domu i następnie wrócił. Jego stosunki z ojcem trochę poprawiły się, ale te zdarzenia zdecydowały o jego ateizmie. Wkrótce zaczął wszystkie swoje pieniądze wydawać na książki o fizyce. Boga rozumie jako „wiarę w niezłomne prawa wszechświata”.

 

        Spośród trzech panów, jego stanowisko w stosunku do osób wierzących jest najbardziej tolerancyjne.

 

 3. Bertrand Russel był angielskim logikiem, matematykiem. Zainicjował ruch uczonych na rzecz obrony pokoju (PUGWASH).Otrzymał nagrodę Nobla z dziedziny literatury (1950).

 

         Tak zaczyna wywód Betrand Russell: 

 

Sądzę więc, że w trakcie wyłuszczania wam, dlaczego nie jestem chrześcijaninem, muszę wyjaśnić dwie rzeczy: po pierwsze- dlaczego nie wierzę w Boga i nieśmiertelność; a po drugie- dlaczego nie uważam Chrystusa za najlepszego i najmędrszego z ludzi, chociaż przyznaję mu bardzo wysoki stopień doskonałości moralnej.

 

       Postaram sie skupić tylko na ocenie logiczności jego wywodu (pod koniec B.R. zaczyna też interpretować Pismo Św.). Bertrand Russell próbuje podważać argumenty, które kiedyś stosował Kościół, na istnienie Boga. Nie wiem czy są one w dalszym ciągu aktualne:

 

argument pierwszej przyczyny, argument prawa natury, argument celowości; moralne argumenty na korzyść bóstwa, argument wyrównania niesprawiedliwości.

 

     Argument pierwszej przyczyny:

 

Kościół utrzymuje, ze wszystko co widzimy na świecie, ma jakąś przyczynę (...) Boga.

 

          Uznając to zdanie Kościoła za prawdziwe B.R. Wyciąga wniosek:

 

          Jeśli wszystko musi mieć przyczynę, to Bóg musi mieć ją również.

 

        Zauważmy jednak, że przesłanka zawarta we wniosku byłaby prawdziwa, gdyby Bóg był elementem świata. Zgodzimy się jednak, że Bóg nie jest elementem świata. Jeżeli ktoś coś stwarza np. człowiek rzeźbi meble, to nie jest jednocześnie ów człowiek elementem tychże mebli. Przesłanka zawarta we wniosku (Bóg ma przyczynę) jest więc fałszywa w stosunku do założeń początkowych, zgodnie z którymi, poruszamy się tylko w obrębie tego co „widzimy na świecie”.

 

      ●    Argument prawa natury.

 

Jeśli zatem był powód do praw, które Bóg nadał to i sam Bóg podlegał prawu.

 

Problem w tym, że Russell nie precyzuje o jakie prawo mu chodzi w pierwszym, a o jakie w drugim przypadku. Proponuje więc rozwiązanie:

 

Liczymy na uczciwość Russella i wierzymy, że wieloznacznego słowa prawo używa tylko w jednym znaczeniu: prawo natury (na co wskazuje też kontekst) Przez p.n. Bertrand Russell rozumie np. prawo ciążenia. Jest to rozumienie odmienne od obecnego-encyklopedycznego:

 

prawo natury, prawo naturalne, w naukach społ. określenie reguł zachowania się lub ocen, które mają wynikać z „istoty” lub „natury” zjawiska, i zgodnie z którymi powinno kształtować się instytucje ekonomiczne, społeczno-polityczne i prawne; również określenie poglądów stwierdzających obowiązywanie takich reguł lub ocen (doktryny p.n.).

 

Doprecyzujmy więc określenie prawo natury. Nazwijmy go prawem przyrody. Wtedy zdanie wygląda tak:

 

Jeśli zatem był powód do praw przyrody, które Bóg nadał to i sam Bóg podlegał prawu przyrody.

 

Jest to jednak fałszywa przesłanka, bo przy poglądzie chrześcijańskim, który Russell musi uznać za prawdziwy (jeśli chce z nim polemizować), Bóg stworzył świat zanim cokolwiek było np. prawo grawitacji, które jest jednym z praw przyrody.

 

          Załóżmy jednak, że nie chodzi Russellowi o prawo natury (wbrew kontekstowi), lecz o prawo moralne.

 

Jeśli zatem był powód do praw moralnych, które Bóg nadał to i sam Bóg podlegał prawu moralnemu.

 

          Rozpatrzmy jednak takie zdanie:

 

Jeśli zatem był powód do prawa łaski, które prezydent nadał to i sam prezydent podlegał prawu łaski

 

Widzimy, że takie rozumowanie jest nieprawidłowe, bo prezydent nie musiał wcześniej podlegać prawu łaski, żeby takie sobie stworzyć. Zadziałała tutaj jego wola. Można więc wyciągnąć wniosek, że Bóg nie musiał podlegać żadnemu prawu i działała tu tylko jego wola, chęć.

 

Przytoczmy cały kontekst wypowiedzi Bertranda Russella:

 

Gdyby zaś odpowiedziano wam za przykładem bardziej ortodoksyjnych teologów, że ogłaszając wszystkie swoje prawa Bóg zawsze miał powód aby dać raczej prawa te, a nie inne- i że powodem tym była oczywiście chęć stworzenia możliwie najlepszego wszechświata, choć przyglądając się temu ostatniemu nigdy byście nie wpadli na to przypuszczenie- jeśli zatem był powód do praw, które Bóg nadał to i sam Bóg podlegał prawu. I dlatego wprowadzenie Boga jako pośrednika w tej sprawie nie przynosi żadnej korzyści. Znajdujecie się wobec prawa poprzedzającego boskie edykty i stojącego poza nimi, a Bóg nie doprowadza was do celu, gdyż nie jest najwyższym prawodawcą.

 

Pies pogrzebany leży moim zdaniem w podkreślonych fragmentach. Widzimy, że Russell zdaje sobie sprawę z tego, że jest argument woli (chęci działania) Boga jako przyczyny wydania praw. Potem jednak sprytnie traktuje słowo prawo jako synonim słowa chęć, dzięki czemu unika absurdalnemu wnioskowi, że Bóg podlegał swojej chęci. Dzięki temu również może napisać, że to prawo (które w rzeczywistości jest wolą Bożą) poprzedzało czyny Boga i że w konsekwencji Bóg nie jest najwyższym prawodawcą. Tymczasem woli nie jest się podległym tylko się nią kieruje w „czasie równoległym”.

 

         Argument celowości

 

         Bertrand Russell próbuje ośmieszyć pogląd wg którego wszystko na świecie jest urządzone tak, żebyśmy mogli żyć na nim. Nie wiem na ile ten pogląd jest aktualny w nauczaniu Kościoła. Próbuje włożyć w usta teistów następujące argumenty:

 

Bóg dał królikom białe ogony, aby łatwiej było do nich strzelać.

 

        Ze skrajnymi lub wręcz urojonymi argumentami (Straw Man) łatwo się dyskutuje i można udowodnić naprawdę wiele. Dzieje sie to jednak kosztem błędów logicznych jakie się wtedy popełnia: Galileo Gambit, argument by selective reading, straw man. Zastanówmy się czy tak łatwo przyszłoby obalić argument celowości w takich przypadkach:

 

Surowce naturalne były koniecznym czynnikiem powstania tak zwanej rewolucji przemysłowej, która doprowadziła do wielkiego postępu techniki

 

Lodowiec, który przykrył prawie całą Polskę, zaopatrzył nas między innymi w piasek i glinę- ważny surowiec budowlany.

 

Ludzie różnią się między sobą i dzięki temu mogą się wzajemnie uzupełniać.

 

         Kolejny „argument” Russella:

 

Czy sądzicie, że gdybyście byli wszechpotężni i wszechwiedzący, a nadto mieli miliony lat do udoskonalenia waszego świata, to nie moglibyście wytworzyć nic lepszego od Ku-Klux-Klanu, faszystów i pana Churchilla?

 

          Jest tu zawarta przesłanka, że to Bóg stworzył Ku-Klux-Klan, faszystów i pana Winstona Churchilla. Co do ostatniego nie mamy wątpliwości, że to prawda. Nie słyszałem jednak o przypadku, żeby ktoś od niemowlęctwa miał we krwi faszyzm czy nienawiść do murzynów. Jak to ktoś już powiedział, Bóg jest dżentelmenem i nie będzie się wtrącał, gdy nie jest zapraszany.

 

        Jak widać, argumenty Bertranda Russella wypływają z jego niewiedzy na tematy, w których chciałby nas przekonywać; stosowania argumentów nie należących do przedmiotu sporu; przekonania o własnej wyższości.

 

         Moralne argumenty na korzyść bóstwa

 

        Russell próbuje obalić twierdzenie, że gdyby Bóg nie istniał, nie byłoby pojęcia dobra i zła. Uzasadnia dalej, że dla samego Boga nie nie ma różnicy między dobrem, a złem, bo niejako z samej definicji chrześcijański Bóg, musi być dobry. Po co więc stwarzałby sztuczny podział na dobro i zło?:

 

Jeśli powiecie za przykładem teologów, że Bóg jest dobry, trzeba będzie uznać, że dobro i zło mają znaczenie niezależnie od woli Boga, gdyż postanowienia Boga są dobre, a nie złe, bez względu na sam fakt, że zostały przez niego wydane. Jeśli zaś to przyjmiecie, będziecie musieli wtedy powiedzieć, że dobro i zło nie istnieją li tylko dzięki Bogu, ale że z natury rzeczy same poprzedzają Boga.

 

       Russell próbował nam wmówić, że chrześcijanie wierzą, że to Bóg stworzył podział na dobro i zło. Nie tego jednak dowiadujemy się z pierwszych rozdziałów Księgi Rodzaju.  To człowiek przez nieposłuszeństwo „dowiedział się”, czym jest zło. Było to konsekwencją działania szatana, w którego Russell zdaje się wierzyć (s. 63). Nie włącza go jednak do przesłanek rozumowania, bo popsułoby mu to zabawę. Podsumujmy: Istnienie dobra i zła wg Kościoła nie miałoby być dowodem na to, że Bóg je stworzył, ale na to że Bóg i szatan istnieją. Od polemiki jednak z takim stanowiskiem Russell ucieka. Co ciekawe uważa on, za „wysoce prawdopodobne”, że to szatan stworzył świat w chwili, gdy Bóg zajmował sie przez przypadek czymś innym. Czy więc  wierzy w istnienie szatana i Boga?

 

      Argument wyrównania sprawiedliwości

 

Bertrand Russell uważa argument wyrównania sprawiedliwości w przyszłym życiu za bardzo dziwny. Prześledźmy tok jego rozumowania na przykładzie:

 

W znanej nam części wszechświata panuje wielka niesprawiedliwość (...) lecz jeśli chcecie mieć sprawiedliwość we wszechświecie jako całości, musicie przypuścić, że jest przyszłe życie, które zrównoważyłoby szalę ziemskiego istnienia, a więc w konsekwencji należy przyjąć Boga, niebo, piekło, aby sprawiedliwość mogła zatriumfować.

 

Ostatecznie znam tylko ten świat. Nie wiem nic o reszcie wszechświata. Ale jeżeli  w ogóle można rozprawiać o możliwościach, uważałbym za prawdopodobne, że ten świat jest próbką typową i że jeśli tutaj panuje niesprawiedliwość, to są szanse spotkania jej również gdzie indziej”

 

Świat ten jest pełen sprawiedliwości; pozwala to nam przypuszczać, że próżno byłoby szukać sprawiedliwości we wszechświecie, i dostarcza moralnego dowodu przeciw istnieniu bóstwa, a nie na jego korzyść.

 

            Rozumowanie, które podejmuje Russell należałoby uporządkować. Wypiszę tezy, które stawia Bertrand Russell i oznaczę je odpowiednio literami. Czynność tę traktuję raczej jako niezłą zabawę. Przeczytałem o takiej analizie w książce prof. Witolda Marciszewskiego pt. Sztuka dyskutowania:

 

Zdanie U: Życie przyszłe z Bogiem będzie sprawiedliwe

Zdanie Y: Ten świat jest obrazem tamtego świata.

Zdanie W: Sprawiedliwy Bóg stworzył nam (i obiecał) sprawiedliwy świat.

Zdanie ¬W: Nieprawda że Sprawiedliwy Bóg stworzył nam ( i obiecał) sprawiedliwy świat.

Zdanie ¬ U: Nieprawda że życie przyszłe z Bogiem będzie sprawiedliwe.

 

Uwaga:  Zdanie W jest przesłanką ukrytą, której Bertrand Russell nie uwzględnił w swoim rozumowaniu. Jest jednak konieczne jej przyjęcie, żeby można w ogóle zacząć coś udowadniać.

 

((w→u) · (y·¬w))→ ¬u · ¬w

((1→1) · (1 · 0))→0 ·0

(1 ·0)→0

0→0

1

        Ta jedynka, która wyszła na końcu oznacza, że rozumowanie, które przeprowadził Russell jest jak najbardziej słuszne. Przenieśmy teraz szkiełko-oczny język liczb i liter logiki formalnej na bardziej przystępny język prozy:

 

Jeśli świat stworzony przez  sprawiedliwego  Boga jest sprawiedliwy, to i wieczność, w której będziemy przebywali z Bogiem będzie sprawiedliwa lecz skoro wiemy, że ten świat jest próbką życia przyszłego, a niestety widzimy, że ten świat jest przepełniony niesprawiedliwością, to dochodzimy do wniosku, że i życie przyszłe będzie niesprawiedliwe, co stoi w sprzeczności z koncepcją sprawiedliwego Boga.

 

      Myślę, że nie bez przyczyny Bertrand Russell pozostawił przesłankę W  ukrytą. Tak jawne postawienie tezy: Sprawiedliwy Bóg stworzył nam (i obiecał) sprawiedliwy świat mogłoby wśród  bardziej rozeznanych w tematyce chrześcijańskiej ateistów wzbudzić podejrzenia. Swoimi myślami nie dzielił się jednak Russell na papierze, ale umieścił je w przemówieniu. Chrześcijanin wie jednak, że:

 

Świat był sprawiedliwy tylko do momentu grzechu pierwszych rodziców. Od tamtego momentu, to szatan jest bogiem tego świata. (2 Kor 4,4).

 

      Druga fałszywa przesłanka: Świat jest próbką życia przyszłego, które będzie miało miejsce we Wszechświecie.

 

      Po pierwsze:

 

"Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują" (1 Kor 2, 9).

 

      Po drugie:

 

       Wszechświat jest  ogółem obiektów z czasoprzestrzenią (PWN). My jednak wiemy z Pisma Św., że Bóg nie zna czasu. Ateista musi na początku uznać twierdzenia Kościoła za prawdziwe, jeśli chce z nimi polemizować.

 

      Ostatnią rzeczą jaką przytoczę będzie pogląd Russella o „szatańskim okrucieństwie” jakiego rzekomo dopuszcza się KRK. 

 

Przypuśćmy, że w naszym dzisiejszym świecie niedoświadczona dziewczyna poślubi syfilityka. W tym wypadku Kościół katolicki powiada: „Sakrament małżeństwa jest nierozerwalny. Jesteście złączeni na całe życie”- i kobiecie tej nie wolno używać żadnych środków, aby uniknąć wydania na świat syfilitycznych dzieci. Takie jest stanowisko Kościoła katolickiego.

 

         Trudno orzec, co oznacza myślnik przed spójnikiem „i”. Jeśli oznacza „dlatego”, to mamy do czynienia z błędem logicznym non sequitur- brak wynikania. Mamy bowiem twierdzenie: Kobiecie nie wolno używać środków antykoncepcyjnych, bo rozwody są niedopuszczalne. Nie wolno czytać książek, bo telewizja deprawuje. Logiczne? 

 

         Dajmy na to, że myślnik oraz spójnik „i” nie oznaczały słowa "dlatego". Russell ubolewa jedynie, że „niedoświadczona” dziewczyna poślubiła syfilityka i nie może się od niego uwolnić. Zapomniałby i tu jednak, że w sprawach zatajenia orzeka się o nieważności małżeństwa.       

 

          Podsumowanie

 

         Postawa Tadeusza Kotarbińskiego wydaje mi się zabawna. Odszedł on od doktryn wiary katolickiej, by stworzyć potem własne. Zawarł je w naukach, które mają człowiekowi zapewnić szczęście. Trudno powiedzieć czy orzeczenia w nich zawarte mają pieczęć nieomylności. Ale wydaje mi się, że tak skoro sam ich twórca przyznał (podobno), że wystarczyło mu jedynie zbadać  sumienie, by dojść do tego samego, czego naucza Kościół.

 

Definicje i życiorysy pochodzą z Encyklopedii PWN.

Michał Michalak sierpień 2010

Zgłoś artykuł

Uwaga, w większości przypadków my nie udzielamy odpowiedzi na niniejsze wiadomości a w niektórych przypadkach nie czytamy ich w całości

Komentarze są zablokowane