Nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie w Ojcze Nasz
Ten ustęp stanowi zagadkę i dosyć twardy orzech do zgryzienia dla badaczy Pisma Świętego już od dawna, bowiem trudno im pogodzić z obrazem Boga, który przecież ani sam nas nie kusi, ani bynajmniej nie zależy mu na tym, aby człowiek uległ jakiejkolwiek pokusie. Pismo Święte poucza nas, że kuszenie człowieka jest domeną szatana, przeciwnika, któremu zależy na naszym grzechu i odejściu od Boga (Mt 4.3-11, Mk 8,33; 1 Tes 3,5; 1 Kor 7,5). To że Bóg sam nie kusi, odnajdujemy w tym poniższym fragmencie.
Jk 1,13-14 Ten, kto doznaje pokusy, niech nie mówi, że Bóg go kusi. Bóg bowiem ani sam nie jest kuszony, ani też nie kusi nikogo. Każdego bowiem kusi jego własna pożądliwość, która odwodzi od dobra i nakłania do zła.
Więc jak się wobec tego odnieść do tego kontrowersyjnego fragmentu z Modlitwy Pańskiej. Czy rzeczywiście tłumaczenie „I nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie” jest jedynym uprawnionym rozwiązaniem tej zagadki?
Sam tekst oryginalny zdaje się nam nie dawać takiej możliwości, bowiem w greckim tekście mamy „kai me eisenenkes hemas eis peirasmon” - co w dosłownym (interlinearnym) tłumaczeniu oznacza „i nie prowadź nas na pokuszenie” - więc ten tekst nie ma za wiele wspólnego z wersją „i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie”. Jednak warto zwrócić tutaj uwagę na to słowo „peirasmon” (w wersji podstawowej to jest wyraz „peirasmos”), które zostało tutaj przetłumaczone jako „pokusa”. Jednak okazuje się, że nie jest to jedyne znaczenie tego greckiego słowa, bowiem innym, nieco rzadszym znaczeniem jest słowo „doświadczenie”, „próba”. Taki przykład znajdujemy chociażby w Apokalipsie 3,10:
Skoro ten wyraz peirasmos, peirazo (wersja czasownikowa) posiada również znaczenie "doświadczenie", więc na dobrą sprawę ten fragment można by było przetłumaczyć jako:
„I nie prowadź nas na [trudne] doświadczenia”
I takie znaczenie ma również swój logiczny sens.
Jednak moim głównym celem jest pójście o krok dalej i zastanowienie się, czy rzeczywiście powinniśmy wykluczyć wersję o prowadzeniu Boga na kuszenie. Moim zdaniem nie, ponieważ jest zasadnicza różnica pomiędzy „kusić”, a „prowadzić na kuszenie”. Myślę, że najlepszym przykładem jest ten oto ustęp z Biblii:
Mt 4,1 Wtedy Duch zaprowadził Jezusa na pustynię, aby był kuszony przez diabła.
Widzimy, że słowo „Duch” tutaj we wszystkich znanych mi przekładach jest pisany wielką literą, co oznacza, że tłumacze rozumieją to słowo jako „Duch Święty” - czyli trzecia Osoba Boska, która prowadzi Jezusa na... pokuszenie. Dlatego w tej części eseju chciałbym rozważyć tę kwestię od strony czysto filozoficznej - czy uprawnionym jest założenie, że Bóg faktycznie prowadzi nas na pokuszenie i tym samym o co w rzeczywistości mamy prosić Boga w tej modlitwie Pańskiej.
Aby sobie to uzmysłowić, warto przytoczyć jeszcze jeden fragment, tym razem ze Starego Testamentu:
Pwt 30,19 […] Kładę przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo! Wybierz zatem życie, abyś mógł żyć ty i twoje potomstwo.
Zwróćmy uwagę na to, że ten fragment uświadamia nas o naszej wolnej woli - o tym, że człowiek ma możliwość samodzielnego i wolnego wybierania pomiędzy dobrem, a złem. Bóg nie postawił przed nami tylko dobra, tak że człowiek ma do wyboru tylko to, co dobre, ale żeby nasza wolność była prawdziwą wolnością, to Bóg musi przed nami postawić również zło i dać nam możliwość jego wyboru. I właśnie to postawienie przed nami możliwości wyboru zła, jest niczym innym, jak wystawieniem nas na pokusy. Właśnie jedyną drogą do możliwości wyboru zła jest nic innego, jak pokusa, która ukazuje nam jego pozorne i egoistyczne dobro. Gdyby Bóg nie prowadził nas na pokusy, mielibyśmy do wyboru tylko dobro, a tym samym trudno by było mówić o prawdziwej i uczciwej wolności wyboru.
Jak zatem w powyższym kontekście zrozumieć słowa modlitwy „I nie wódź nas na pokuszenie”? Otóż Bóg, żeby być uczciwym, aby wolność, którą nam dał, była prawdziwą wolnością, musi przed nami postawić zarówno dobro, jak i zło (które przybiera formę przeróżnych pokus). Lecz my przecież mamy prawo z góry i świadomie opowiedzieć się tylko za dobrem, wyrzec się wszystkiego, co prowadzi do zła i prosić Boga, aby o ile to możliwe, odsuwał od nas tę drugą możliwość wyboru mając na uwadze naszą słabą wolę i skłonność do złego. Takie podejście do sprawy w żaden sposób nie narusza już naszej wolności, a równocześnie pozwala nam unikać pokus, które mogą nas prowadzić do grzechu.