Bogdana Motyla wizje wskrzeszania umarłych
Artykuł ten polemizuje z tezami Bogdana Motyla na temat autentyczności ewangelicznych opisów wskrzeszeń, zamieszczonymi w artykule Czy Jezus wskrzeszał zmarłych?[1], Natknąłem się na niego, przeglądając serwis Racjonalista[2]. Przy okazji chciałbym podziękować Janowi Lewandowskiemu za merytoryczną pomoc przy pisaniu polemiki.
Zgodnie ze zwyczajem panującym na Apologetyce tekst, z którym polemizuję, zaznaczyłem kursywą. Prawdę mówiąc, dawno nie widziałem tak źle skomponowanego tekstu, brakuje mu nawet wstępu, rozwinięcia i zakończenia.
Jedynym, budzącym najmniej wątpliwości, przykładem wskrzeszenia zmarłego przez Jezusa jest przypadek owego młodzieńca z miasta Naim, którego "wynoszono umarłego, syna jedynego matki jego." (..) "I przystąpił, i dotknął się mar, a ci, co nieśli, stanęli, i rzekł: Młodzieńcze, tobie mówię, wstań. I usiadł on, który był umarły, i począł mówić." (Łk. 7:11-15) Oczywiście, chcielibyśmy wiedzieć o czym ów młodzieniec zaczął mówić, bowiem mogłoby to dla nas być jakąś wskazówką, ale tego ewangeliści nie odnotowali. Najwyraźniej nie było to nic ciekawego.
Co za niezwykły zwrot, jak na osobę podającą się za niewierzącą: Jedynym, budzącym najmniej wątpliwości, przykładem wskrzeszenia zmarłego przez Jezusa jest przypadek owego młodzieńca z miasta Naim…(!?) Z tego, co napisał powyżej, wnioskuję, żepana Motyla najbardziej przekonuje ten fragment opisujący wskrzeszenie, który w ogóle, jego zdaniem, wskrzeszenia nie dotyczy. Z tekstu nie wynika też, dlaczego zdaniem autora inne opisy wskrzeszeń mają być mniej wiarygodne. Czy naprawdę nie można pisać jaśniej? Wprost powiedzieć: nie było żadnych wskrzeszeń i cudów, a cała Ewangelia to bajka? Pisanie mętnie świadczy o nieumiejętności pisania albo o ukrywaniu czegoś. Autor stosuje tutaj również zabieg erystyczny, pisząc: Oczywiście, chcielibyśmy wiedzieć o czym ów młodzieniec zaczął mówić, bowiem mogłoby to dla nas być jakąś wskazówką, ale tego ewangeliści nie odnotowali. Najwyraźniej nie było to nic ciekawego. Jest tu ukryta sugestia, że Ewangeliści ukrywają przed nami coś niezmiernie istotnego, tymczasem wystarczy doczytać, aby zobaczyć, że Motyl wyrywa to zdanie z kontekstu. Oto pełen cytat z Ewangelii według św. Łukasza:
„Wkrótce potem udał się do pewnego miasta, zwanego Nain; a szli z Nim Jego uczniowie i tłum wielki. Gdy zbliżył się do bramy miejskiej, właśnie wynoszono umarłego – jedynego syna matki, a ta była wdową. Towarzyszył jej spory tłum z miasta. Na jej widok Pan użalił się nad nią i rzekł do niej: «Nie płacz!». Potem przystąpił, dotknął się mar – a ci, którzy je nieśli, stanęli – i rzekł: «Młodzieńcze, tobie mówię: wstań!». Zmarły usiadł i zaczął mówić; i oddał go jego matce. A wszystkich ogarnął strach; wielbili Boga i mówili: «Wielki prorok powstał wśród nas, i Bóg łaskawie nawiedził lud swój». I rozeszła się ta wieść o Nim po całej Judei i po całej okolicznej krainie” (Łk 7,11-17).
Nie widzę powodów, z których ów młodzieniec miałby się zachowywać inaczej niż reszta otoczenia, tym bardziej że mamy w tekście wyraźnie napisane „wszystkich ogarnął strach i mówili”. Zapewne z punktu widzenia wiary nie powiedział on nic bardziej istotnego niż to, co mówili inni uzdrowieni przez Jezusa w takich wypadkach. Dla porządku dodam, że owo miasteczko nazywa się Nain, a nie Naim, jak napisał B. Motyl.
Wiadomym jest, że Kościół manipuluje Pismem świętym w sposób dla siebie wygodny. Otóż na przykład, kiedy jest to konieczne dla z góry zaplanowanej teorii, w takim lub innym zapisie, widzi alegoryczne odniesienie do czegoś lub kogoś, zaś innym razem, tłumaczy ów zapis literalnie... O jednym wszak musimy pamiętać: Kościół posługując się alegorycznym lub dosłownym wykładem biblii, nade wszystko ma na uwadze religijne cele, a nie naukowo-badawcze!
Nie, nie jest mi wiadome, aby Kościół manipulował Pismem Świętym w jakikolwiek sposób i w jakimkolwiek celu, i nikt, kto stawia taki zarzut, tak naprawdę nie zdołał tego udowodnić. Nie widzę też powodu, aby nie odczytywać tych tekstów religijnie. Skoro B. Motyl od razu odrzuca możliwość takiej interpretacji, oznacza to, że sam poczynił założenia, za które atakuje innych. Łatwo zgadnąć, że te wywody nie mają na celu badania naukowego, lecz dyskredytację nauczania Kościoła. Stanowisko pana Bogdana byłoby do obrony, gdyby udało mu się wykazać, że interpretacja naukowa przeczy interpretacji religijnej. Niestety, nie może on tego zrobić, nie wychodząc ze swoich naturalistycznych aksjomatów filozoficznych, które każą mu jeden wers traktować jako wiarygodny, a drugi jako niewiarygodny. Warto, aby autor zajął się raczej argumentami, a nie monologiem mającym na celu przekonywanie przekonanych. Chciałbym na przykład przeczytać, które wersety, zdaniem Motyla, Kościół interpretował raz alegorycznie, a raz dosłownie – dla swojej wygody, bo jak na razie trudno się odnieść do takich zarzutów.
Otóż niektórym "ateistom" piszącym "uczone" elaboraty dyskredytujące Pismo św., ta ambiwalencja udzieliła się w każdym calu. Wpierw krytykują biblię jako taką, a następnie przy jakiejś okazji, powołując się na obiekt krytyki, twierdzą na przykład, że Jezus wskrzesił trzech nieboszczyków. Gdzie tu są racjonalne sens i logika? Dzięki temu, świeccy krytycy i "znawcy" tematu, wpadłszy w sidła dialektyki kościelnej, głoszą banał, że, jak wyżej powiedziałem, Jezus wskrzesił trzech nieboszczyków. I ta ewangeliczna informacja ma u nich status prawdy. Osobiście byłbym ostrożny w wierze w nowotestamentowe fakty.
Czyżby próba uwiarygodnienia się w oczach swoich czytelników? Przecież autor robi to samo, o co oskarża innych laickich krytyków Biblii, uważając przypadek młodzieńca z Nain za jedyny, budzący najmniej wątpliwości, a przecież nie chcąc się narazić na zarzut identycznej niekonsekwencji, powinien i tę historię uznać za bajkę. Ponadto autor sam odwołuje się w wielu swoich tekstach do Biblii, aby udowodnić swoje tezy. Postępuje więc dokładnie w ślad za specjalistami dowolnie i wybiórczo uznającymi i odrzucającymi przekaz biblijny.
Wskrzeszenie Łazarza, którego ciało już się rozkładało, jest wstawką fałszerzy ewangelii, którzy chcieli za wszelką cenę podnieść notowania boskości Jezusa. A ponieważ ten fakt już dawno został zdyskredytowany nie tylko przez naukę świecką, ale i przez liberalnych teologów, tym przypadkiem w ogóle nie warto się teraz zajmować.
Zapewne wersety opisujące wskrzeszenie Łazarza zostały zdemaskowane przez krytyków podobnych Motylowi. Jaką więc to, co pisze autor, ma wiarygodność? Niech Motyl lepiej od razu powoła się na siebie, uznając ten fragment za nieautentyczny. Miał słuszność Geisler, pisząc, że jedyne dowody, jakie liberalni krytycy mają na dyskredytowanie fragmentów Ewangelii, to autorytet ich samych, bowiem „cytują oni siebie nawzajem”[3].
Zresztą ten "cud" osłabia ideę zmartwychwstania samego Chrystusa, bowiem ten przywilej, nie był, jak się okazuje, tylko jego udziałem. Poza tym, że w starszych od chrześcijaństwa religiach zmartwychwstawali inni bogowie, to w samym chrześcijaństwie, również wielu dziwaków zmartwychwstawało!
Skoro Jerzemu Sędziakowi nie udało się w dyskusji z Janem Lewandowskim obronić tezy o wpływie wspólnoty z Qmran na chrześcijaństwo[4], odradzam Bogdanowi Motylowi obstawanie przy tym, że chrześcijaństwo czerpało wzorce z obcych wierzeń i kultów, które przecież kulturowo były znacznie bardziej obce żydowskiej społeczności niż wspólnota znad Morza Martwego. Autor powinien wiedzieć, że samo istnienie podobnych odseparowanych przypadków nie uprawnia solidnego badacza do wypowiadania sądów o wpływie tych zjawisk na siebie, tym bardziej że istnieją poważne różnice między zmartwychwstaniem w Chrześćjaństwie a powrotem do życia bóstw w innych religiach. Na przykład występujące w starożytnej Grecji wcześniejsze od chrześcijaństwa kulty bogów natury wracających do życia uznawały cykliczność a nie wyjątkowość „zmartwychwstania”. Co więcej, nie ma ani dziś, ani w dziejach oprócz chrześcijaństwa religii, której sens zawiera się w pełnym włączeniu wyznawców w śmierć i powrót do życia Boga. O tym, że właśnie takie „włączenie” stanowi istotę i konsekwencję wiary Koryntian w Jezusa Chrystusa świadczy Pierwszy list św. Pawła Apostoła do Koryntian (1 Kor 15,14-18). Jeśli zmartwychwstanie ma dotyczyć nie tylko Chrystusa ale i tych, którzy w Niego uwierzyli – nie rozumiem, jak ma to osłabić ideę zmartwychwstania. Trzeba tu koniecznie dodać, że autor pomylił przy okazji wskrzeszenie ze zmartwychwstaniem. To pierwsze wydarzyło się wiele razy, jak świadczy choćby Mt 27,52. Zmartwychwstanie zaś było czymś wyjątkowym, zapowiadającym zmartwychwstanie wszystkich ludzi. W jego wyniku ciało Jezusa nabrało niezwykłych właściwości. Na przykład mógł on przejść przez zamknięte drzwi (Mt 20,26) lub ukazywać się zewnątrz według własnej woli (Łk 24,13-31) Wywód Motyla jest bezsensowny także dlatego, że wszelkie wskrzeszenia opisane w Ewangelii dokonały się dzięki Jezusowi.
Sekty religijno-polityczne (np. saduceusze lub faryzeusze), które działały w czasach Jezusa, opierały się na jednym piśmie świętym. Mimo to różniły się zasadniczo w jego interpretacji. Jest to zjawisko niepokojące dla samej "czystości" pisma świętego, gdyż oznacza, że ci, którzy czytali (być może) jeszcze nieskażone fałszerstwami święte teksty, już mieli problemy z ich wykładnią oraz właściwym zrozumieniem. Dlatego Kościół chcąc utrzymać "prawomyślność" biblii, zmusza wiernych do przejęcia jego interpretacji.. Za tą interpretacja kościelną, poszło wielu tych, którym się wydaje, że wiedzą coś, czego w ogóle nie wiedzą i krytykując chrześcijaństwo, zaczepiając o Pismo święte, interpretują opisy tam zawarte, jako aksjomat.
To, że faryzeusze i saduceusze mieli kłopoty z uzgodnieniem prawidłowej interpretacji Pism, nie stanowi żadnego dowodu na rzekomą „nieczystość” Pisma. Po prostu przedstawiciele tych dwóch zwalczających się grup uznawali inne Pisma, stąd też różnice w sposobie ich rozumienia. Tak więc czytelnicy Racjonalisty otrzymują zamiast porządnego omówienia prawdziwych przyczyn antagonizmów autorskie wywody niezwiązane z tematem. Dodam tak na boku tematu, że Tradycja Kościoła jest czymś bardziej pierwotnym niż Pismo Święte, ponieważ Pismo wyłoniło się z Tradycji. Jak pokazuje praktyka, czytając i interpretując tę samą Biblię, chrześcijanie dochodzili do odmiennych doktryn. Dlatego jest potrzebny Kościół, który przechowuje Tradycję i jest nauczycielem i strażnikiem Pisma (por. 1 Tm 3,15).
Słowa Jezusa: "talita kumi", którymi przywrócił do życia pewną "dzieweczkę", stały się dowodem, że Zbawiciel rzeczywiście czegoś takiego dokonał... "I przyszli w dom arcybóźnika, i ujrzał zgiełk, i płaczące, i krzyczące. I wszedłszy, rzekł im:, Czemu zgiełk czynicie i płaczecie? Dzieweczka nie umarła, ale śpi. I śmiali się z niego." Jezus wyraźnie i autorytatywnie stwierdza, że dzieweczka "śpi", a nie "umarła"! Skąd, więc u tych "krytyków" przekonanie, że jest tu mowa o zmarłej?! O prawdopodobnej przyczynie śpiączki, nie będę się tu rozwodził.
Jezus mógł wykorzystać ten zwrot, ponieważ w Biblii śmierć i sen są synonimami. Choćby w tych miejscach: „[…] gdy zasnę z mymi przodkami, wywieziesz mnie z Egiptu i pogrzebiesz w ich grobie” (Rdz 47,30); „Dawid jednak, zasłużywszy się swemu pokoleniu, zasnął z woli Bożej i został złożony u boku swych przodków, i uległ skażeniu” (Dz. 13,36); „[…] jeśli uważał, że dla tych, którzy pobożnie zasnęli, jest przygotowana najwspanialsza nagroda – była to myśl święta i pobożna. Dlatego właśnie sprawił, że złożono ofiarę przebłagalną za zabitych, aby zostali uwolnieni od grzechu” (2 Mch 12,45); „Gdy będą rozgrzani, przygotuję im ucztę, upoję ich tak, że będą oszołomieni: zasną wiecznym snem, by się już nie przebudzić – wyrocznia Pana” (Jr 51,39); „[…] i będą mówili: «Gdzie jest obietnica Jego przyjścia? Odkąd bowiem ojcowie zasnęli, wszystko jednakowo trwa od początku świata»” (2 P 3,4). Nie pojmuję także, dlaczego racjonaliści posługują się takim archaicznym przekładem. Nikt nie rozumie, kto to jest „arcybóźnik”. Żeby rozumieć wywód Motyla, trzeba najpierw przetłumaczyć podane przez niego cytaty na język polski. Czy nie lepiej korzystać z powszechnie znanej Biblii Tysiąclecia, gdzie jest mowa o „przełożonym synagogi”?
I dalej czytamy u Marka: "A ująwszy rękę dzieweczki, rzekł jej: Talita kumi; co się wykłada: Panienko - tobie mówię - wstań! I natychmiast panienka wstała i chodziła, a była we dwunastu leciech." (V.38-42) Być może racjonalni "znawcy" w ogóle nie wiedzą, że ta opowieść ewangeliczna, może odnosić się również do pewnego zjawiska niebieskiego. Otóż słowo "talita" oznacza dwie gwiazdy, znajdujące się w konstelacji Wielkiej Niedźwiedzicy. Na przykład, nad rzymskim niebem, gdy Wielka Niedźwiedzica przechodzi przez północną stronę nieba, Talita, znajdująca się w przedniej, podniesionej łapie Wielkiej Niedźwiedzicy, styka się prawie z horyzontem. W Grecji Talitę można obserwować przez dwie godziny pod widnokręgiem, a nad Jerozolimą oraz Aleksandrią, zachodzi ona na ponad pięć godzin. [_1_] Słowo "talita" znaczy nie tylko "dzieweczka", ale również "owieczka". Z kolei czasownik "kum" znaczy także "wzejść". Przyjmując, że Talita jest imieniem własnym grupy gwiazd, równie dobrze można przetłumaczyć słowa Jezusa na "Talito, wzejdź!". Idąc za tą interpretacją, Talita rzeczywiście nie umarła, lecz zniknąwszy poza horyzontem, "zasnęła", aby następnie "obudzić" się i wypłynąć na niebie. Na XIX wiecznych mapach i globusach nieba, które dzisiaj jeszcze możemy oglądać, Talita jest oznaczona greckimi literami "iota" i "kappa".
W tym miejscu to nawet ci racjonalni "znawcy" są mądrzejsi od Bogdana Motyla, bo wiedzą, że nazwa gwiazd w Wielkiej Niedźwiedzicy, Talita, pochodzi od arabskiego słowa talita i oznacza „trzecia”[5]. Nie można ich utożsamić tych terminów ze sobą, tym bardziej że język arabski po raz pierwszy w dziejach pojawia się 200 lat po zredagowaniu Ewangelii – pierwszy ślad jego istnienia to pewne epitafium z en-Nemara z 320 roku po Chrystusie[6].
Na koniec chciałbym pogratulować wszystkim tym, którzy uznali w ankiecie na stronie Racjonalista, że serwis zamieszczający tak słabe teksty zasługuje na ocenę powyżej czterech. Informuję także, że redaktor naczelny, pan Mariusz Agnosiewicz, odmówił odpowiadania na moje polemiki, ponieważ raz zrezygnowałem z udowadniania czegoś na forum, a drugi raz zrezygnowałem z polemiki na temat pewnego jego artykułu. Dotyczył on etyki i Jezusa. Mam zamiar wkrótce opublikować w sieci zaległą krytykę. Mam nadzieję, że jednak racjonaliści mi odpowiedzą, w końcu to dobry sposób na ćwiczenie samodzielnego myślenia piszących i czytających. A podobno szerzeniu właśnie tego samodzielnego myślenia ma służyć serwis Racjonalista.