Przemilczana historia Jehowy?
Niniejszy tekst jest polemiczną odpowiedzią na tekst pt. Przemilczania historia Jehowy[1] Mariusza Agnosiewicza. Ów jego tekst jest reakcją na moją polemikę[2] z innym jego tekstem, w którym twierdził on, iż w Biblii istnieją ślady politeizmu. W sumie rozczarowałem się. Liczyłem na to, że Agnosiewicz bardziej się przyłoży do rzeczowych odpowiedzi. Tymczasem, jego odpowiedź nie jest w pełni przemyślaną obroną, lecz kolejnym prześlizgnięciem się po temacie. Tam, gdzie tym razem Agnosiewicz ze mną polemizuje to często albo wymija moją argumentację, albo zadowala się jedynie jej wyśmianiem, przez przypisywanie jej „naiwności”, co oczywiście przez nikogo poważnego nie może być potraktowane jako jakakolwiek argumentacja. W innych przypadkach Agnosiewicz powtarza od nowa te same argumenty, pomijając zupełnie milczeniem to, co już na ten temat przecież pisałem. Tak jest choćby w przypadku określania Boga orzeczeniami i zaimkami w liczbie mnogiej. Wyjaśniającą tę kwestię część mojej argumentacji opartą na Pieśni nad Pieśniami Agnosiewicz zupełnie przemilczał (choć o dziwo swój tekst zatytułował właśnie Przemilczana historia Jehowy), resztę zaś mojej argumentacji w tej kwestii, opartej na 6 rozdziale księgi Izajasza, wyminął przy pomocy „kontrargumentacji” nie trzymającej się kupy (czemu poświęcę szczególną uwagę). Następnie wyszukał dalsze takie przykłady, gdzie Boga określa się za pomocą orzeczeń i zaimków w liczbie mnogiej, choć przecież to już nie jest wnoszeniem niczego nowego do polemiki, bo z tym nikt się nie spiera. To już było i odpowiedź na to była udzielona, z nią trzeba więc polemizować, a nie dokładać kolejne cegły do swego gmachu pustych tez. Podobnie jest odnośnie tego co pisałem w polemice z Agnosiewiczem o monoteizmie św. Pawła. Jak pisałem w poprzednim tekście, nawet w cytowanym przez Agnosiewicza fragmencie 1 listu do Koryntian św. Paweł wyraźnie twierdzi, że nie ma żadnego Boga poza jednym (choć Agnosiewicz wykorzystał ten fragment aby „dowieść” czegoś zupełnie odwrotnego). W swej „kontrargumentacji” Agnosiewicz zupełnie pominął tę kwestię, koncentrując się już tylko na podanym przeze mnie tekście Pawła z listu do Galacjan, którego pomocniczo użyłem jako argumentu, że Paweł nie wierzył w innych bogów. Dalej jeszcze do tej kwestii powrócę.
Dodatkowo to wszystko Agnosiewicz okrasił sztucznym tłokiem „nowych argumentów”, które w zasadzie nic nowego nie wnoszą, poza wytworzeniem „zasłony dymnej”. Uczynił tak najwyraźniej dlatego, że sam poczuł, iż wspomniana przez niego jego poprzednia i skrytykowana przeze mnie argumentacja jest słaba i niewystarczająca, bowiem napisał on w swej odpowiedzi na mój tekst o politeizmie:
„Gdyby nasze podejrzenia co do politeizmu Hebrajczyków opierały się tylko na końcówce -im w części określeń bóstwa, jak zarzuca mi Lewandowski, istotnie byłaby to gruba spekulacja. Jednak polemista twierdząc, iż moja wiedza jest zdezaktualizowana, że nie nadąża za nowinkami teologicznymi, sam przy tym pomija kwestię zasadniczą: otóż najnowsza archeologia wyraźnie potwierdza politeizm u Izraelitów”.
Jednakże wspomniana nowa argumentacja oparta na „najnowszej archeologii” to w dużej mierze zalew niczym nie popartych opinii racjonalistycznych krytyków, doszukujących się „wpływów pogańskich” w Biblii, czy u Izraelitów, na zasadzie domniemanego istnienia dalekich i mało wyraźnych analogii w kulturze pozabiblijnej. Inne z tych opinii zupełnie nic nie wnoszą, bo są zwykłymi i niczym nie popartymi deklaracjami wiary we własną rację. Jaskrawym przykładem takiej sytuacji, w której opinie cytowane przez Agnosiewicza są bezużyteczne, bowiem kolidują nawet z jego własnymi, jest wykorzystany przez niego cytat z Reinacha, badacza swoją drogą jeszcze z czasów przedwojennych, czyli z okresu z którego wiele wniosków „krytyków racjonalnych” zostało przez współczesną archeologię zdezaktualizowanych upływem czasu. I tak, w jednym miejscu swego rzeczonego tekstu z którym będę polemizował Agnosiewicz pisze: „Wybitny archeolog i religioznawca francuski, dyrektor Musée des Antiquités nationales, Salomon Reinach, pisał w Historii powszechnej religii: "Imię Elohim jest liczbą mnogą (pojedyncza eloah, "ten kogo się obawiają?"), która znaczy bogowie. Wystarcza do udowodnienia, że Hebrajczycy byli początkowo politeistami, mimo że usiłowano rozpoznać w nim >>pluralis majestatis<<”.
Nie wiem po co Agnosiewicz to cytuje, bowiem nietrudno zauważyć, że jest to zwyczajnie niezgodne z tym co napisał on w słowach cytowanych przeze mnie przed chwilą: „Gdyby nasze podejrzenia co do politeizmu Hebrajczyków opierały się tylko na końcówce -im w części określeń bóstwa, jak zarzuca mi Lewandowski, istotnie byłaby to gruba spekulacja”.
Nie mam nic przeciwko cytowaniu pewnych ulubionych autorów ze swego „obozu”, bo sam to czasem robię. W konkretnym sporze z osobą mającą odmienny należy to jednak minimalizować i ograniczać, traktując to jedynie marginalnie i jako pewną ciekawostkę, bo to po prostu nic nie wnosi. Agnosiewiczowi pomieszały się pewne porządki w tej dyskusji jak widzę. Stawia on na przesadną erudycję, która w tym momencie nic mu nie daje. To jest polemika, a nie wygłaszanie referatów do publiczności żądnej efektownego zreferowania stanowiska pewnej ilości autorytetów i przytoczenia jak największej ilości błyskotliwych opinii wywołujących wśród nich częsty aplauz. Dobra i w miarę zróżnicowana bibliografia w tekście musi być, ale bez popadania w skrajną przesadę, w polemice z osobą wyznającą odmienny światopogląd liczą się przede wszystkim argumenty, stąd jeśli bibliografia nie służy ich zdobywaniu i autor przytaczając te opinie wraz z tym przynajmniej pośrednio nie odwołuje się do namacalnych faktów, to jest tylko zbędnym szumem dezinformacyjnym obciążającym czytelnika.
W polemice cytowane drugiej stronie opinie mogą mieć wartość tylko wtedy, kiedy są poparte jakimś sprawdzalnym konkretem (wspomniany fakt, lub stwierdzenie jego braku, czy odkrycie), lub kiedy są odwołaniem się do osoby wyznającej światopogląd inny, niż światopogląd osoby cytującej tę osobę. Niestety, w temacie naszej niniejszej dyskusji na temat Biblii Agnosiewicz prawie zawsze cytuje opinie osób niewierzących. Nie wiem tym samym, czy on jeszcze wtedy udziela repliki na to co ja pisałem w temacie jego wywodów, czy po prostu wtedy pisze on już tylko sam do siebie i swych zwolenników. Przecież równie dobrze ja mógłbym swe teksty w których polemizuję z Agnosiewiczem napełnić niezliczoną ilością gołosłownych opinii jakichś katolickich biblistów, przesadnie pobożnych teologów, lub papieży. Nie miałoby to dla „racjonalisty” żadnej wartości, tak jak dla mnie nie ma żadnej wartości nie poparta żadnym konkretem opinia „racjonalisty” na temat Biblii. W jednym z fragmentów Agnosiewicz pisze na przykład:
„Z czasem kult Jahwe został spopularyzowany i jeśli czczony był już jako bóstwo najwyższe na tych terenach, to w tym okresie nie można jeszcze mówić, iż był bogiem jedynym. Jeśli między 1000-500 p.n.e. Żydzi czcili także innych bogów [oczywiście nie tylko w tym okresie], a jest to niewątpliwe, to nie z powodu jakiegoś domniemanego odstępstwa od monoteizmu, ale z tej racji, że ciągle jeszcze byli politeistami, co najwyżej henoteistami. Jeśli istniały ówcześnie osoby czy frakcje głoszące, że Jahwe jest bogiem jedynym to były to mniejszościowe czy marginalne opinie.”
Zauważmy, że ja mógłbym napisać identyczną opinię, tyle, że przeciwną do tej. Czy to byłoby rozstrzygające w polemice z osobą o przeciwnym światopoglądzie? Jasne, że nie, i myślę, że w tym miejscu nawet sam Agnosiewicz się ze mną zgodzi.
Z niniejszej polemiki wycinam więc wszystkie te fragmenty tekstu Agnosiewicza, gdzie albo cytuje on jakieś gołosłowne opinie, albo sam wypowiada niczym nie poparte wyznania swej naturalistycznej wiary na temat Biblii. Wycinam także wszystkie te wątki, gdzie w swej „nowej argumentacji” Agnosiewicz za pomocą pewnych analogii próbuje dowieść wpływu pogańskiej kultury na pewne fragmenty Biblii. Z tego typu argumentacją polemizowałem już bowiem bardzo szczegółowo w jednym ze swych tekstów[3], temat ten poruszą także moje inne teksty, które zostaną opublikowane w serii polemik z serwisem Racjonalista. W poniższej polemice zostawiam więc tylko te fragmenty, gdzie Agnosiewicz podaje jakiś konkret, jakiś namacalny argument, coś co uważam za jakiś zbiór danych, które mogą zostać uznane za obie strony. Zostawiam też te fragmenty, które tyczą się mojej osoby i wymagają stosownego sprostowania, plus choćby minimum komentarza. Myślę, że to sprawi niniejszą polemikę łatwiejszą do zniesienia dla czytelników. W razie, gdyby mój oponent uznał, że wyciąłem jakiś bardzo istotny argument z jego tekstu, jestem w stanie do tej kwestii oczywiście powrócić. Przechodzę zatem do polemiki. Na początku swego tekstu Agnosiewicz pisze o mnie:
Autor nie tyle życzy sobie polemiki ze mną, co uspokojenia wiernych, co jasno wynika z jego patetycznej i utrzymanej w lamentacyjnym tonie przedmowy, w której wzywa wiernych, by nie dali się "dyrygować" "takim jak Agnosiewicz, którzy za pomocą różnych presji i często w sposób agresywny wymuszają swój sposób rozumienia czegoś", a zarazem gorąco nawołuje wszystkie siły apologetyczne, by przeciwstawić się "Agnosiewiczowi i jego serwisowi", by rozpocząć regularną krucjatę pod przewodem czołowych rycerzy.
Odpowiedź:
Raczej zachęcam mądrzejszych ode mnie do przyłączenia się do polemiki, aby było jeszcze ciekawiej. Dziwię się, że Agnosiewicz mi to wytyka, przecież on sam wzywa do mobilizacji sił przeciwko mnie na swym forum, gdy pisze w wątku pt. Ataków Lewandowskiego ciąg dalszy:
„Chyba, że uda mi się namówić innych do dołączenia się do polemiki. Bardzo mi na tym zależy. Chciałbym aby pojawiły się odpowiedzi też innych autorów, niech katolicy zobaczą całe spektrum naszych argumentów, bo przecież sam nie napiszę wszystkiego. Chciałbym aby dołączył Krzysiek Sykta (jeszcze mi nie odpowiedział) i wszyscy, którzy mają coś do powiedzenia w tym co porusza apologeta. Poprosiłem jednego mojego znajomego, który naprawdę świetnie zna ST, gdyż zna biegle kilka języków starożytnych (w szczególności zna hebrajski) i jest z wykształcenia biblistą, ale napisał mi, że będzie miał czas dopiero w lutym...”[4].
Pisząc na dziś dzień kilkadziesiąt stron polemiki z moimi tekstami, autor zapewnia: z takimi jak Agnosiewicz się nie dyskutuje.
Odpowiedź:
Nieprawda, nigdzie takiego zdania w komentowanym przez Agnosiewicza tekście nie wypowiedziałem.
Rozbawił mnie bardzo tak skrajnie emocjonalny stosunek do Racjonalisty. Zirytował mnie jednak fakt, że autor pozwolił sobie na szereg impertynencji i przytyków osobistych, za to chyba tylko, że na stronie założonej przez siebie, otwarcie głoszę swoje poglądy i krytykuję konsekwentnie to, z czym się nie zgadzam. Jeśli ktoś uważa, że wywieram na niego jakąkolwiek presję, to znaczy, że cierpi na urojeniowy sposób myślenia.
Odpowiedź:
Agnosiewicz chyba sam nie rozumie co cytował przed chwilą, albo nie pamięta, albo przekręca, nie wiem, mniejsza o to. Nadmieniam więc, że Agnosiewicz wyżej sam cytuje moje słowa, w których twierdzę, że tacy jak Agnosiewicz wywierają presję, niekoniecznie zaś on sam. Z drugiej strony to dziwne, że człowiek który tworzy w necie coś tak ogromnego jak serwis Racjonalista upiera się, że nie chce wywrzeć wpływu na innych i pisze sam dla siebie, lub tylko bliskiego kręgu „przyjaciół”.
Autor pozwolił sobie na wstępie również na zwyczajne oszczerstwo. Pisze, że większość tekstów jest słaba - co jest zrozumiałe, bo inaczej napisać nie mógł, lecz zaraz dodaje, że jeśli już zdarza się jakaś bibliografia to są to prace Deschnera i Uty Ranke Heinemann.
Odpowiedź:
Pisząc to Agnosiewicz zapomniał dodać, iż pisałem, że „najczęściej” są to prace Deschnera i Uty. Przemilczane (najprawdopodobniej celowo, aby zniekształcić moją wypowiedź) jedno słówko z mej wypowiedzi, a jak bardzo zniekształca to moje słowa.
To jest zwykła brednia, gdyż po pierwsze, bardzo dużo naszych tekstów zawiera bibliografię, na skalę naprawdę rzadko kiedy spotykaną w Internecie. Staje się to coraz powszechniejszą regułą u nas, a ja w warunkach współpracy podkreślam to bardzo wyraźnie. Istotnie, jest część tekstów, które nie spełniają tych wymogów,
Odpowiedź:
I o nich właśnie myślałem. Agnosiewicz chyba zapomniał, że w dziale Biblia jego tekstów jest najwięcej. Nic dziwnego, że statystycznie moje odpowiedzi padają najczęściej na jego teksty. Dla każdego człowieka znającego choć trochę serwis Racjonalista oczywiste powinno być to, że moja opinia tycząca się bibliografii do tekstów na Racjonaliście tyczyła się tekstów z jakimi będę polemizował. To właśnie ich merytoryczność była więc przeze mnie brana pod uwagę (rzeczywiście może nie wyraziłem zbyt jasno, że o to mi właśnie chodzi, teraz nadrabiam). Opinia ta była wypowiedziana w tym właśnie kontekście. Przecież cały serwis Agnosiewicza nie nadaje się do prowadzenia z nim polemiki. Są tam teksty neutralne, działy zupełnie nie polemiczne, ba, nawet w dziale Biblia – co podkreślałem wyraźnie w swym pierwszym tekście do całego cyklu polemik – są teksty, które nie nadają się do polemiki, bo są w moim odczuciu nie polemiczne, a bardziej religioznawcze. Nawet teksty pisane przez innych na stronie Racjonalista, do których Agnosiewicz mnie odsyła, nie posiadają moim zdaniem klarownej i jednoznacznej wymowy polemicznej. Nie każdy tekst ma dobre ostrze polemiczne. Jedno muszę Agnosiewiczowi przyznać, z jego tekstów wynika konkretne polemiczne przesłanie. W przypadku innych piszących na stronę Agnosiewicza albo to przesłanie nie jest w ogóle wyrażone (mimo dużego poziomu przekazywanych informacji), albo polemika jest po prostu tak infantylna, że naprawdę musiałbym uważać wierzących za ludzi tak mało inteligentnych, jak sugerują to „racjonaliści”.
ale są to przede wszystkim teksty bardzo wczesne, z samego początku tworzenia witryny, których nie mam obecnie czasu uzupełniać, choć nie ma problemu aby poddać je surowej krytyce, w wyniku której tekst albo się obroni, albo przepadnie. […] Jak można się spodziewać, polemiki apologety, wbrew zapewnieniom, iż chce zajmować się tylko tekstami najważniejszymi, polegać będą na atakowaniu tekstów najsłabszych, bo powstałych przed wieloma miesiącami, jeszcze w bardzo pierwotnej postaci witryny. Teksty te powstawały bez presji polemicznej, nie roszczą sobie miana gruntownych analiz ani prac naukowych. Raczej wskazują one problemy, muskają zagadnienia, często w sposób nieco chaotycznych, niekonsekwentny.
Odpowiedź:
Dlaczego więc Agnosiewicz tych tekstów nie zdjął już dawno temu po prostu? Jeśli naprawdę tak uważał, to powinien to zrobić dawno temu, jednak tak nie zrobił. Czyżby to wymówka zmyślona na prędce, coś w rodzaju asekuracji?
Traktowanie tych tekstów jako wszystkiego co racjonaliści mają do powiedzenia krytycznego pod adresem poszczególnych zagadnień związanych z dogmatami i Biblią, jest wielkim nieporozumieniem. […] Miarą wielkości polemicznej apologety będzie udział w jego krytyce najnowszych tekstów Racjonalisty dotyczących krytyki Biblii, zwłaszcza pisanych przez Krzysztofa Syktę. Jeśli w swej polemice będzie atakował tylko mnie, to powinien zdawać sobie sprawę z tego, że krytykować będzie, jak się spodziewam, Agnosiewicza raczkującego, zaś odpowiadać mu będzie Agnosiewicz dojrzały i doświadczony, że odpowiedzą mu także osoby lepiej niż Agnosiewicz znające krytyczną egzegezę biblijną. […] Teksty te są tylko rzuceniem rękawicy, a krytyk bije się z rękawicą mniemając, iż walczy z przeciwnikiem. I w takiej walce, pośród apologetycznych pokrzykiwań o słabości przeciwnika, zostaje on "rozbity" i ogłoszony pokonanym.
Odpowiedź:
Wyjaśnimy sobie jednak kilka spraw. Po pierwsze, ja nie wiem, które teksty są „z samego początku tworzenia witryny”. Zaszedłem tam całkiem niedawno. Nie jestem czytelnikiem z czasów jakiejś tam Klerokatii. To co znalazłem teraz na Racjonaliście podobało mi się najbardziej, najbardziej korespondowało z wieloma moimi przemyśleniami jakie miałem na te tematy wcześniej, stąd na to odpisałem. To co Agnosiewicz tutaj pisze nie stawia go w zbyt dobrym świetle. Oznacza to, że uważa on pokaźną część własnych tekstów za chłam, widać, że się zaczął wycofywać. Jeśli 20 tekstów Agnosiewicza na jakie odpowiedziałem on z góry przekreśla jako słabiznę, to znaczy, że właśnie przyznał się, iż swym czytelnikom prezentuje chałę, zamiast ją zdjąć. Powstaje więc pytanie, gdzie są dobre teksty Agnosiewicza na temat Biblii i historii Kościoła? Odsyłanie mnie do polemik z innymi autorami z jego strony (swoją drogą, nie wstyd Agnosiewiczowi uważać się za tylko przeciętnego merytorycznie pisarza na jego własnej stronie?) też nie jest za poważne, i przypomina zachowanie małego chłopca, który woła tatę, jak chce wygrać z kolegami. Niech Agnosiewicz zachowuje się jak dorosły odpowiedzialny mężczyzna względem tego co napisał, a nie woła kolegów „do pomocy” w dyskusji z Lewandowskim. Nie uważam tekstów jakie wybrałem do polemiki za chałę. Nie są one rzeczywiście czymś wybitnym, ale nie są też aż takim chłamem. Są bardzo konkretnym przesłaniem nasyconym konkretną argumentacją. Nie w finezji tkwi dobry argument, tylko w celności i prostocie. Skoro już wyżej Agnosiewicz wspomniał o boksie, to nadmieńmy, że tam właśnie proste ciosy zadane perfekcyjnie celnie są najlepsze, a nie ewentualne baletowe umiejętności na ringu. Zaś co do słów Agnosiewicza: „Jeśli w swej polemice będzie atakował tylko mnie, to powinien zdawać sobie sprawę z tego, że krytykować będzie, jak się spodziewam, Agnosiewicza raczkującego, zaś odpowiadać mu będzie Agnosiewicz dojrzały i doświadczony, […]”, to chciałbym powiedzieć, że niniejszym tekstem ukazuję, że jestem w stanie polemizować z tą „nowszą wersją” Agnosiewicza. Nie uważam, że to co pisze on teraz jest jakoś specjalnie lepsze. Jest może bardziej okraszone bibliografią, ale nie znaczy to, że sam fakt dodania kilkudziesięciu przypisów musi jakoś diametralnie zmienić postać rzeczy.
Deschnera i Ranke-Heinemann Lewandowski wymyślił sobie zupełnie w oderwaniu od Racjonalisty. Nie podajemy zbyt często akurat tych autorów, globalne odwołania do nich stanowią jakiś nieznaczny promil.
Odpowiedź:
Zaraz się okaże, czy rzeczywiście.
Może nie dlatego, że uważamy tych autorów za słabych, lecz dlatego, że korzystamy z bardzo wielu źródeł. W ogóle nie wyobrażam sobie możliwości stworzenia Racjonalisty w oparciu o tych autorów. Deschner to przecież głównie historyk kościoła, a to jedynie pewien fragment naszego serwisu. Apologeta zabiera się za apologię Biblii, a ja nie przypominam sobie, abym w moich tekstach na ten temat odwoływał się do Deschnera, chyba że sporadycznie.
Odpowiedź:
Nigdzie nie oświadczyłem, że odpowiadałem tylko na teksty z działu Biblia, więc nie wiem czemu Agnosiewicz do tego zawęża sprawę.
Przyczyna kłamstwa Lewandowskiego jest oczywista: akurat ci autorzy są szczególnie nielubiani w kręgach katolickich, i powiedzieć, że ktoś opiera się na Deschnerze to dla nich coś jak obelga.
Odpowiedź:
Słowo daję, ale u Agnosiewicza naprawdę jest chyba coraz gorzej z pamięcią. Skoro więc posądzono mnie już o kłamstwo, to przypomnijmy Agnosiewiczowi, kiedy i czy rzeczywiście „sporadycznie”, w ilości „nieznacznego promilu” - jak twierdzi wyżej - powoływał się na Deschnera w dziale Biblia. Tekst Eschatologia, czyli dzień uboju (właśnie z działu Biblia), z 8 przypisów 4 odsyłają do Deschnera (najwięcej odwołań do tego właśnie jednego autora w tym jednym tekście). W tekście Chrześcijaństwo czy paulinizm (też z działu Biblia) wszystkie przypisy w tekście odsyłają do Deschnera. Agnosiewiczowy tekst Cuda Jezusa (znów z działu Biblia) na 15 odwołań aż 11 razy odsyła do Deschnera, prócz tego 3 razy do Uty, i tylko raz do pracy Petera de Rosy. W tekście Agnosiewicza Deifikacja i EwolucjaJezusa (znów dział Biblia) na 4 przypisy dwa odsyłają do Deschnera. W tekście Eschatologia, czyli dzień uboju (cały czas z działu Biblia), na 8 przypisów 5 (czyli większość) odsyła do Deschnera. Jeśli już gdzieś Agnosiewicz zaczyna obficie podawać jakieś odnośniki w swych tekstach w dziale Biblia, to jak widać najczęściej Deschner lubi się mu nawinąć pod rękę. To ma być „sporadyczne” powoływanie się Agnosiewicza na Deschnera w tekstach z działu Biblia, w ilości „nieznacznego promilu”? Jak widać Agnosiewicz tak chętnie pokrzykując o moim rzekomym kłamstwie sam w tym czasie mija się z prawdą. Poza Deschnerem w tekstach z działu Biblia u Agnosiewicza najczęściej występuje (jeśli w jego tekstach w ogóle występuje w ogóle jakaś bibliografia) przestarzały Reinach (zmarł przed II wojną światową) i niewierzący Kosidowski (patrz np. tekst Historyczność Jezusa z Nazaret) a także gościnnie Wolter. Czy to jest jakieś wielkie zróżnicowanie w bibliografii, czy minąłem się zatem z prawdą pisząc – jak twierdzi Agnosiewicz - że jest ona uboga i jednostronna? Sądzę, że nie. Nie wspomnę już o powoływaniu się przez Agnosiewicza na Deschnera w działach innych niż Biblia (np. w działach tyczących się katolicyzmu).
Na początku polemiki Lewandowski drwi z moich uwag o pozostałościach po politeizmie w Biblii: "Nie jest zatem po prostu możliwe, aby kompilujący w całość i przepisujący przez setki lat tekst biblijny kopiści, wyznający ścisły monoteizm i znający o wiele lepiej od Agnosiewicza wszelkie niuanse i meandry lingwistyczne języków bliskowschodnich, "przegapili" przy przepisywaniu Biblii rzekome wpływy politeistyczne w tym dziele, i niby dopiero Agnosiewicz je "odkrył" w Biblii gdańskiej i Wulgacie po upływie 2500 lat." Ja oczywiście nie roszczę sobie pretensji do odkryć w biblistyce, jednak polemista sprawia wrażenie, iż dla niego ogół badań nad Biblią zamyka się nurcie katolickim. Przy takich założeniach trudno jest prowadzić jakąkolwiek polemikę. Drwina Lewandowskiego jest zupełnie na wyrost, powszechnie bowiem wiadomo, że krytyczna szkoła biblijna istnieje dopiero od XIX w., gdyż w poprzednich wiekach za uprawianie tej dziedziny nawet amatorsko, płonęło się na stosie. Dopiero w XX w. zaczęły się naprawdę rzetelne badania i odkrycia archeologiczne, rzucające całkiem nowe światło na tekst biblijny. Czy się to Lewandowskiemu podoba czy nie, to właśnie w 2500 lat (przyjmijmy) po powstaniu tych tekstów nasze ich rozumienie zmienia się najbardziej. W ostatnich dekadach powstało więcej krytycznych analiz biblijnych niż przez całe minione 2500 lat. Być może jest to przykre dla milionów osób, ale kierunek tych zmian w naukowej analizie Biblii jest generalnie jednoznaczny: przyczyniają się one do demistyfikacji jej treści, obnażania jej ułomności, mitologicznego charakteru.
Odpowiedź:
Proponując często w zamian za to jedynie inne mitologie, tym razem nowożytne, o czym Agnosiewicz już „zapomniał” wspomnieć. Jako przykład wspomnianych nowożytnych mitologii wzmiankowanej „krytycznej szkoły” i ich następców można by wskazać proponowanie różnych niepoważnych rozwiązań. Twierdzono np., że dawni patriarchowie to dla Hebrajczyków tworzących opowiadanie biblijne uprzednie bóstwa babilońskie i kananejskie. Oczywiście, szybko okazało się, że takie tezy nie tylko nie są uzasadnione ale nie wytrzymują konfrontacji z danymi archeologicznymi, bo starożytne ludy nie wyznawały wiary w takie bóstwa, stąd szybko te skompromitowane wyjaśnienia porzucono[5]. To tylko przykład jednej z wpadek rzekomych „demistyfikatorów”, nie jakiś wyjątek. Jak widać „demistyfikujące” rzekomo przekaz biblijny „szkoły krytyczne” wprowadzają po prostu zastępcze wersje swoich wyjaśnień, wcale nie warte więcej niż cokolwiek innego.
Ten proces wymusza na ludziach zaangażowanych emocjonalnie (religijnie) w jej odbiór, stałe okopywanie się w alegoriach. Przytoczony powyżej "argument" pojawia się kilkakrotnie: kiedy już polemista nie odszukał w żadnej z apologetycznych ksiąg jakiejkolwiek próby wyjaśnienia danego problemu dotyczącego kwestii politeizmu w Biblii, których parę przytoczyłem w swoim poprzednim tekście na ten temat (str. 603), to twierdził, że nie może to oznaczać czegoś o niezbyt chlubnym wydźwięku dla całego systemu religijnego, gdyż inaczej kolejni redaktorzy i kopiści poprawiliby to. Jest to bardzo naiwny argument. Niewątpliwie takie procesy miały miejsce, czego są liczne dowody, ale nie mniej liczne dowody mamy na to, że w bardzo wielu fragmentach taki proces się nie udał - z bardzo różnych względów, dając tym samym pożywkę dla krytycznej biblistyki.
Odpowiedź:
Niestety, to co Agnosiewicz tu pisze nadal nic nie rozwiązuje, a pisanie, że mój argument jest „naiwny” jest tylko sztuczką erystyczną, mającą zamaskować niemożność wybrnięcia z wspomnianej trudności. Zanim tę kwestię rozwinę wspomnę, że nie jest też prawdą powyższe stwierdzenie o mojej argumentacji, zgodnie z którym „kiedy już polemista nie odszukał w żadnej z apologetycznych ksiąg jakiejkolwiek próby wyjaśnienia danego problemu dotyczącego kwestii politeizmu w Biblii, których parę przytoczyłem w swoim poprzednim tekście na ten temat […], to twierdził, że nie może to oznaczać czegoś o niezbyt chlubnym wydźwięku dla całego systemu religijnego, gdyż inaczej kolejni redaktorzy i kopiści poprawiliby to”. Aby się przekonać, że zdanie to jest nieprawdą wystarczy wejrzeć do mojego komentowanego tekstu, gdzie jak na dłoni widać, iż wspomniany argument stosuję tylko jako „argument poboczny”, dodatkowy. Odwołuję się do tego argumentu tylko dwa razy, nigdy nie jest on stosowany jako jedyny kontrargument.
Rozwijając to co pisałem w poprzednim tekście powiem tylko, że mitem jest powyższe twierdzenie mojego oponenta, zgodnie z którym „nie udało” się usunąć wszystkich wpływów politeistycznych (o tym napiszę dalej z okazji tekstu z Pwt 32, na podstawie którego „argumentuje” dalej Agnosiewicz). Aby uczynić mój argument jeszcze bardziej dobitnym w tym miejscu odwołam się do oczywistości, tzn. do ludzkiej wyobraźni czytelników. Otóż uświadommy sobie fakt, że aby przepisać daną księgę biblijną kopista musiał przeczytać i powtórzyć ze zrozumieniem każde zdanko kopiowanego tekstu. Musiał to uczynić (tzn. zapamiętać) kilka razy, bo niemożliwe jest zapamiętanie od razu całego zdania. Następnie, znając choćby nasze realia językowe wiemy jak bardzo ktoś znający dany język jest wyczulony na jakiekolwiek nieregularności językowe, czy odstępstwa od normy. Ironicznie komentuje się choćby najdrobniejsze wpadki językowe naszych interlokutorów. Nawet jeśli się ich przez grzeczność dla innej osoby nie komentuje, to i tak natychmiast wychwytujemy je i zauważamy je natychmiast. Wystarczy, że kogoś słyszymy, już „widzimy” wspomniane błędy. Tym bardziej niemożliwe jest więc nie wyłapanie jakiejś pomyłki językowej, gdy musimy przepisać ją. Gdybyśmy na przykład dziś spotkali zdanie brzmiące: „Jezus wypili podczas ostatniej wieczerzy wino”, to od razu wychwycilibyśmy absurd tego zdania, interpretując go jako oczywisty błąd, który trzeba poprawić, przerabiając czasownik w tym zdaniu występujący w liczbie mnogiej na czasownik w liczbie pojedynczej. Dokładając do tego fakt, że w przepisywanie przekazu biblijnego była zaangażowana cała armia kopistów, uświadamiamy sobie, że to co pisze Agnosiewicz jest niemożliwe. Niemożliwe jest to, że w procesie redagowania tekstu biblijnego ktoś nie natrafiłby na językowe odstępstwa od normy tej klasy, suponujące politeizm. Jeśli my natrafiliśmy na takie domniemane pozostałości politeizmu w czasie zwyczajnej lektury Biblii, tym bardziej natrafiliby na nie wszyscy przed nami, o wiele bardziej zaangażowani w kontakt z tekstem biblijnym. Jest zatem tylko jedno wyjaśnienie: przepisujący i redagujący tekst biblijny semici, nie utożsamiali wspomnianych zjawisk literackich jako wiążących się z politeizmem. Nie były one bowiem takie, a gdyby były, bez trudności przeprawiono by je, i stanowisko Agnosiewicza mówiące o tym, że nie zdołano tego zrobić jest w świetle tego co napisałem w tym akapicie o naszym wyczuleniu na jakiekolwiek anomalie językowe, nie do utrzymania.
Jak wykażę poniżej, taki proces zachodził w redakcjach i kopiowaniu ST (np. porównanie bardzo ważnego dla politeistycznych tropów fragmentu Det.32 - w kopiach masoreckich, które odzwierciedlają dzisiejsze przekłady, a zachowanym znacznie starszym tekście z Qumran), ale nie przeprowadzono go konsekwentnie i do końca, uznając że w ramach nowych znaczeń i interpretacji dany tekst jest adekwatny.
Odpowiedź:
Przyjrzymy się temu dalej i zobaczymy, czy rzeczywiście jest to nieudana próba usunięcia „politeistycznego reliktu” w Biblii (jak zobaczymy, wcale nie okaże się to takie oczywiste, jak chce Agnosiewicz).
Mitologia ugarycka a Biblia
Skromne początki Jehowy
W tym kontekście chciałbym nawiązać do zarzutu jaki sformułował Lewandowski na ten temat: "Agnosiewiczowi wydaje się, że złapał w tym miejscu Pana Boga za nogi, jednakże z zacytowanego wyżej tekstu wynika, że słowo "bogowie" odnosi się do bożka ulanego z metalu, nie zaś do Jahwe." Mógłbym oczywiście szeroko się na ten temat rozpisywać na podstawie różnych źródeł, ale sądzę, że w tym przypadku wystarczy po prostu przypis z katolickiej Biblii Tysiąclecia do komentowanego fragmentu (Rdz 32,1): "Izraelici domagają się posągu bóstwa, który by był niesiony na przedzie karawany, jak to było w zwyczaju u Egipcjan czy Asyryjczyków. Złoty cielec nie był posągiem jakiegoś bóstwa egipskiego, jak krowa Hator czy byk Apis, ale samego Jahwe. Jeroboam później kazał zrobić posąg Jahwe również w kształcie złotego cielca." W przypadku Jeroboama, nie jest tak jak pisze Lewandowski, że chciał on zastąpić kult Jahwe. Złoty cielec oznaczał Jahwe, nawet jeśli piszący to zazdrosny kapłan tego wprost nie przyznaje.
Odpowiedź:
W takim wypadku nadal nie wiadomo, czy to rzeczywiście był dla Izraelitów Jahwe. Natomiast powoływanie się Agnosiewicza jako na przypis z BT mogę potraktować co najwyżej jako mało poważną próbę rozstrzygnięcia tej sprawy. Te przypisy nikogo nie obowiązują, są jedynie czysto pomocnicze, nie zaś obligatoryjne. Zresztą, nawet jeśli wspomniany cielec stał się dla odstępczego króla bogami Jahwe, jak to chcą tłumacze BT w przypisie, to nie jest to oczywiście dowód na politeizm w Biblii, bowiem były to już twierdzenia apostatów.
Król chciał po prostu przełamać monopol kultowy kleru jerozolimskiego. O co w tym biadoleniu naprawdę chodziło świadczą dobitnie słowa, które następują zaraz po tym: "To oczywiście doprowadziło do grzechu, bo lud poszedł do jednego [cielca] do Betel i do drugiego aż do Dan. Ponadto urządził przybytki na wyżynach oraz mianował spośród zwykłego ludu kapłanów, którzy nie byli lewitami" (1 Krl 12,30n). O co chodzi kapłanowi? Był grzech, bo poszli aż do Dan [zamiast do Jerozolimy] a na dodatek obsługiwali ich kapłani "z ludu", a nie z klanu (lewitów). Tendencje monopolistyczne i centralistyczne kleru jerozolimskiego nie mogą być lekceważone przy analizowaniu Biblii, wpłynęły one zapewne nie tylko na rozwój monoteizmu, ale i na wymowę wielu fragmentów Biblii.
Odpowiedź:
Nie trudno zauważyć, że to co Agnosiewicz pisze nadal nie rozstrzyga o tym, że cielec był utożsamiany z Jahwe. Pisanie o kilku cielcach, o jednym w Betel a drugim w Dan potwierdza nawet moją tezę, że chodzi tu o kilku różnych bogów czczonych w rożnych sanktuariach.
Jahwe, Baal i ich boskie małżonki
Archeologia, w sposób zdaje się bardzo przekonujący dowodzi, iż Jahwe miał pierwotnie "boską rodzinę". Jak podaje prof. Tyloch, w panteonie ugaryckim bóg, "który nie miał żony jak inni bogowie", był postacią drugorzędną, zaś Judejczycy na wyspie Elefantyn, jak dowodzą tego odkryte tam papirusy, uczynili boginię Anat towarzyszką Jahwe.
Odpowiedź:
Słynny papirus z Elefantyny mówiący o kulcie Anatbetel pochodzi z czasów V wieku[6] (dalej zresztą sam Agnosiewicz przyzna, że jest to dokument z okresu powygnaniowego), gdy jahwizm w Izraelu już dawno był ustalonym monoteizmem. Jest to już okres, kiedy Izraelici mieli za sobą okres działalności największych pisarzy biblijnych, słynących z obrony monoteizmu (Izajasz, Jeremiasz, itd.). Papirus ten nie dowodzi zatem iż jahwizm pochodzi z politeizmu, jest tylko kolejnym dowodem na apostazję względem jahwizmu i bałwochwalstwo wśród Żydów, jakie istniały na przestrzeni całej historii Izraela. Biblia rozpisuje się o tym na każdej kracie swej księgi. Nie ma tu żadnego odkrycia.
W panteonie tym występuje także bogini Aszera (Oszrat). Jej kult widoczny jest w Biblii, jej poświęcone są tzw. aszery, czyli kultowe pale, słupy i pnie drewniane.
Baal był skłócony z bogiem Motem. Kiedy udaje mu się odzyskać władzę i wstępuje triumfalistycznie na tron, bogowie wznoszą na jego cześć okrzyk: "Naszym królem jest Alijan Baal, on jest naszym sędzią, i ponad nim nie ma nikogo!". Podobne peany (król, sędzia, wyższy niż inni bogowie) pojawiają się nierzadko pod adresem Jahwe, np.: "Któż podobny tobie między bogami, Panie [Jahwe]? któż jako ty wielmożny w świątobliwości, straszliwy w chwale, czyniący cuda?" (Wj 15:11); "Teraz wyznaję, że Pan [Jahwe] jest większy niż wszyscy inni bogowie, gdyż w ten sposób ukarał tych co się z nim pysznili" (Wj 18:11); "Bo właśnie tam mamy Pana potężnego (...) Albowiem Pan jest naszym sędzią, Pan jest naszym prawodawcą, Pan jest naszym królem!" (Iż 33,21-22).
Powszechna cześć religijna dla Baala w Izraelu wyraźnie przebija się przez treść ST. Czczony był w lokalnych odmianach (Baal-Meon, Baalat-Beer, Baal-Tamar, Baal-Berit, Baal-Peor, Baal-Zebub). Z etymologii nazw geograficznych wynika, iż poświęcone były mu pewne góry, np. Baal-Hermonu, Baal-Karmelu, Baal-Sefon. Z Biblii wiadomo, że niektórzy królowie izraelscy (Achab) i judzcy (Achaz, Joram, Atalia, Manasses) popierali z pewnością kul Baala. W obliczu powyższych dowodów, trudno jest zaprzeczyć związkowi kultu Baala z kultem Jahwe, czy inaczej: bliskiemu pokrewieństwu obu bóstw.
Odpowiedź:
Jak jednak wynika z wspomnianych tekstów biblijnych, nic nie wskazuje na to, że kult Baala był czymś więcej niż nielegalnym kultem bałwochwalczym, istniejącym w opozycji do jahwizmu (por. też np. Sdz 2,13). Niczego to zatem nie dowodzi poza istnieniem w pewnych środowiskach izraelskich bałwochwalstwa, o którym Biblia bardzo często rozpisuje się jako o czymś wstrętnym. Nie można na tej podstawie dowodzić tego, że jahwizm wywodzi się z kultu Baala. To niewystarczająca przesłanka. Agnosiewicz powinien więc traktować wszelkie swe wnioski wynikające z tej przesłanki tylko jako spekulacje w kategoriach czysto filozoficznych. Nic więcej.
Świadczą o tym również imiona własne używane przez Izraelitów, w szczególności Baaljah (1 Krn 12,6), pochodzące od połączenia wyrazów Baal i Jahwe.
Odpowiedź:
Dość tendencyjna i ograniczona etymologia, dokonana na potrzeby tezy tekstu. Zgodnie ze znaczeniem etymologicznym podawanym przez słowniki i leksykony biblijne[7] słowo baal jest nie tylko imieniem bóstwa (nazwa własna), ale znaczy przede wszystkim władcę, pana, właściciela (nazwa pospolita), mając znaczenie czysto świeckie. W takim znaczeniu termin ten jest używany w Biblii. Widać to dobrze na przykładzie Józefa, który w Rdz 37,19 jest określony jako „pan (baal) snów”. Jak podaje TWOT Lexicon w obszernym opisie do omawianego słowa, znaczenie religijne słowa baal (oznaczające bóstwo Baal) pochodziło z języka ugaryckiego. Słowo Bealjah z 1 Krn 12,6 jest jednak imieniem hebrajskim i powinno być przede wszystkim etymologicznie wytłumaczone jako „Jahwe jest panem”. I tylko tyle. Nic nie przemawia za tym, że owo baal wchodzące w skład tych imion musi mieć akurat etymologiczne znaczenie wiążące się z kultem Baala, jak próbuje dowieść Agnosiewicz. Może to pozostać jedynie przypuszczeniem „racjonalistycznego” krytyka Biblii.
Po przewrocie monoteistycznym, kiedy wzięto się za czyszczenie dawnych ksiąg i wszelkich innych odniesień do innych kultów, bezpardonowo zwalczano wszystko co było związane m.in. z równoprawnym dawniej kultem Baala. Retoryka starotestamentowa jest tutaj przepojona fanatyczną wręcz nienawiścią. Przykład transformacji statusu kultu Baala znajdujemy także w Biblii, na poziomie wręcz żenującym: np. ośmieszających zmian imion (w 1 Krn 8,34 syn Jonatana zwał się Meribbaal, tenże syn w 2 Sam 4,4 "nosi" już imię Mefiboset, przy czym boszet znaczy 'hańba').
Odpowiedź:
Zmiana imienia nie musi potwierdzać, iż etymologia związana z religijnym znaczeniem słowa baal jest tu rzeczywista. Już tylko samo niebezpieczeństwo takich skojarzeń było wystarczającym powodem do takiej zmiany.
Żeński odpowiednik Baala to Baalat (podobnie El i Elat, jak czasami zwano Aszerę), w ST występuje w nazwach miejscowości. Kult Baalat związany był zapewne z Anat, Asztarte i Aszerą.
Odkryto inskrypcje hebrajskie z okresu przed wygnaniem babilońskim, które świadczą o tym, że Aszera była "towarzyszką" Jahwe. Na inskrypcjach tych pięciokrotnie pojawia się formuła "Dla Jhwh (....) i dla Asrth" lJhwh (....) wlAsrth (raz w Khirbet el-Qom i czterokrotnie w Kuntillet Ajrud). Po odkryciach w Ugarit, odkrycia tekstów z Kuntillet 'Ajrûd z lat 70. XX w. (teksty pochodzą z IX-VIII w. p.n.e.) i Khirbet el-Qôm w pobliżu Hebronu (VIII w. p.n.e.), były najważniejsze dla naszych wyobrażeń o starożytnej religii Izraelitów. Na inskrypcjach znajdujemy napisy: "Błogosławię ci przez Jahwę Samarii i przez jego Aszerę"; "Jahwe Temanu i jego Aszera"; "Błogosławiony bądź Uriaszu przez Jahwę i jego Aszerę". Jahwe Temanu czy Jahwe Samarii były to prawdopodobnie lokalne wcielenia (formy) Jahwe, analogicznie jak Kanaanejczycy mieli lokalne odmiany swego boga El.
Odpowiedź:
Miało być o politeizmie w Biblii, a tymczasem jest o politeizmie.... praktykowanym gdzieś tam w niektórych środowiskach Żydów. Nie jest dla nikogo tajemnicą, że Żydzi raz po raz popadali w bałwochwalstwo, autorzy biblijni zawsze to jednak piętnowali. Cały ST jest tym wypełniony po brzegi. Fakt powyższych odkryć nie jest więc żadnym dowodem na politeizm w Biblii. Równie niepoważne byłoby cytowanie z NT przykładów mówiących o grzechach w pierwotnym Kościele, jako „dowodu” na to, że pierwotny Kościół akceptował grzeszny tryb życia (potem jednak jacyś „późniejsi kopiści” niby rozmyli tę sprawę). W tym miejscu, jako ciekawostkę zacytuję co na temat powyższych odkryć i ich znaczenia dla omawianej przez nas kwestii uważa Alfred J. Palla, archeolog i biblista: „Czy Bóg Jahwe wyłonił się z kananejskiego bożka pogody, dlatego że w inskrypcji z Kuntillet Ajrud wymieniona jest obok naga małżonka, bogini Asztarte? Nie odkryto dotąd żadnej inskrypcji, z której wynikałoby, że Jahwe był oficjalnie czczony jako bożek słońca czy pogody. Jest to spekulacja. Baal nigdy nie był bogiem Izraela, choć był znany Izraelitom i niektórzy z nich zapewne czcili go wraz z Asztarte. Czy musi to oznaczać, że wszyscy Izraelici podzielali taki pogląd? Bynajmniej”[8]. Tak, to, że Biblia opisuje politeizm nie oznacza, że się nim inspiruje, o czym zapomina Mariusz Agnosiewicz. Jedna z Encyklopedii biblijnych podaje, że „rzeczownik >>aszera<< może jednak oznaczać także >>sanktuarium<< lub dotyczyć obiektu kultowego, w związku z czym interpretacja napisów z Kuntillet Adżrud jest dyskusyjna”[9].
Jednak prof. Richley H. Crapo, antropolog zajmujący się Biblią, podaje inne wyjaśnienie dwoistości małżonek Baala i Jahwe. Twierdzi on, że wśród Izraelitów określenie "aszera" utraciło swój charakter imienia własnego, (podobnie jak Elohim) i oznaczało ogólne określenie bogiń, w szczególności "boskich małżonek". Stąd jeśli się spotykamy z określeniem: "Baal i jego aszera" czy "Jahwe i jego aszera" to nie znaczy to, że towarzyszkami tych bogów była małżonka Ela - Aszera, lecz raczej powinniśmy to tłumaczyć jako np. "Jahwe i jego boska małżonka". Nie musiało więc być żadnego mieszania bogiń. Aszera pozostała przy Elu.
Odpowiedź:
To wyjaśnienie jest również tylko jednym z wielu możliwych wyjaśnień, wcale nie koniecznym. Patrz powyższy cytat na temat wieloznaczności słowa „aszera”.
Natomiast Baal i Jahwe mieli za towarzyszkę boginię Anat (Asztarte, Atargatis), jedno z wcieleń sumeryjskiej Inanny, która przy Marduku występowała jako Isztar. Wskazuje na to m.in. wspomniane odkrycie aramejskich tekstów z żydowskiej kolonii w Elefantynie w Górnym Egipcie, pochodzące z VI-V w. p.n.e., które ukazują ludową religię izraelską sprzed reformy monoteistycznej.
Odpowiedź:
Przy czym odsunięcie przez Agnosiewicza tej reformy dopiero na okres po IV wieku p.n.e. jest wysoce dyskusyjne. Dawny ekscentryczny pogląd „racjonalistów”, zgodnie z którym monoteizm izraelski jest tworem tak późnym jest po prostu nie do utrzymania w świetle coraz nowszych odkryć archeologicznych. Dzięki tym odkryciom możemy przyjąć, że iście monoteistyczne w swej wymowie księgi Biblii istniały jeszcze przed niewolą babilońską. Np. pewne srebrne plakietki znalezione w grobowcach w Ketef Hinnom w Jerozolimie pochodzą z VIII-VII wieku p.n.e. i zawierają mówiący o Jahwe odpis wersów z Pięcioksięgu[10]. W świetle tych coraz nowszych znalezisk należy być ostrożnym co do twierdzeń różnego rodzaju „racjonalistów”, każących nam datować monoteizm izraelski i księgi go popierające na okres po IV wieku p.n.e.
U Jeremiasza czytamy, że szczególny opór przeciwko osamotnieniu Jahwe wykazały kobiety.
"W sprawie, o której mówiłeś do nas w imieniu Pana, nie będziemy ciebie słuchali - mówiono na zgromadzeniu w Patros. - Raczej chętnie uczynimy wszystko, co ślubowaliśmy, i będziemy spalać kadzidło Królowej Niebios i wylewać dla niej ofiary z płynów, jak to czyniliśmy i my, i nasi ojcowie, nasi królowie i nasi książęta w miastach Judy i na ulicach Jeruzalemu, a mieliśmy chleba do syta, byliśmy szczęśliwi i nie zaznawaliśmy złego. Lecz odkąd przestaliśmy spalać kadzidła Królowej Niebios i wylewać dla niej ofiary z płynów, wszystkiego nam brakuje i giniemy od miecza i głodu." Wobec czego Jeremiasz pouczył towarzystwo, iż klęski są właśnie przyczyną, iż Panu się to nie podoba: "Pan nie mógł tego dłużej znosić", a konkretniej: prorocy Pana. W nienawistnej i fanatycznej retoryce autora Ksiąg Królewskich opisującego domniemane "odstępstwo" Salomona i "monoteistyczne porządki" króla Jozjasza (641-609 p.n.e.) czytamy:
"Ale udał się Salomon za Astarotą, boginią Sydońską, i za Molochem, obrzydliwością Ammonitów. I uczynił Salomon, co się nie podobało Panu, ani chodził doskonale za Panem, jako Dawid, ojciec jego. Tedy zbudował Salomon kaplicę Chamosowi, obrzydliwości Moabskiej, na górze przeciw Jeruzalemowi i Molochowi, obrzydliwości synów Ammonowych." (1 Krl 11,5-8)
Nie lepiej działo się w Judzie za czasów syna Salomona, Roboama: "...pobudowali sobie bamoty, stele i aszery na każdym pagórku wysokim, i pod każdym drzewem zielonym. Zaczął się również nierząd sakralny w ziemi tej, i czynili wszystkie obrzydliwości pogan, które wyrzucił Pan od synów Izraelskich" (1 Krl 14,23-24).
Później autor donosi, że wiele lat potem "chwała Pana" zatriumfowała: "Kazał król [Jozjasz] zniszczyć miejsca kultu na wyżynach [bamot], położone naprzeciw Jerozolimy, po prawej stronie Góry Stracenia, zbudowane przez króla izraelskiego Salomona na cześć Asztarte, tej obrzydliwości sydończyków, na cześć Kemosza, bożka Moabitów, i na cześć Milkoma - obrzydliwości Ammonitów. Porozbijał także stele, porąbał aszery, a miejsca, na których stały, zapełnił resztkami ludzkich kości. Zniszczył również ołtarz znajdujący się w Betel oraz miejsce kultu na wyżynie [bamot], przygotowane przez syna Nebata, Jeroboama, tego, który cały Izrael doprowadził do tylu upadków. Zniszczył [Jozjasz] zarówno ołtarz, jak i owo miejsce na wyżynie; spalił, obrócił w popiół wszystkie urządzenia na wyżynie [bamot] i spalił aszerę." (2 Krl 23,13-15; por. 2 Kron 34,3-7)
Pomimo tego, jak wskazują odkrycia archeologiczne, wyznawcy Jahwe czcili również Asztarte aż do III w. p.n.e.
Odpowiedź:
Czyli w okresie, gdy monoteizm izraelski był już od setek lat faktem. Nie może mieć to zatem żadnego związku z „politeizmem w Biblii”, jest tylko dowodem na apostazję pewnych środowisk Żydów, jak wszystkie inne teksty cytowane zresztą wyżej obficie przez Agnosiewicza. Pamiętajmy, tylko oparta na własnej wierze hipoteza Agnosiewicza głosi, że teksty mówiąc o politeistycznych odstępstwach Izraelitów od kultu Jahwe świadczą o czymś, co było w tym czasie czymś ogólnie przyjętym i akceptowanym wśród Żydów, i dopiero niby długo potem to potępiono we wspomnianych księgach ST.
Papirus Elefantyński z okresu powygnaniowego, wskazuje na Anat-Jahu jako małżonkę Jahwe.
Odpowiedź:
O papirusie z Elefantyny było już wyżej.
Kult boga Nechusztana
Jego symbolem był wąż. W tekstach o Mojżeszu przebija się jego kult. Mojżesz miał przed faraonem zamienić swą laskę w węża pełzającego po ziemi i zjadającego węże-laski wrogich mu czarowników egipskich (Wj 7, 9-12). W Księdze Liczb Mojżesz uczynił "bałwana" - miedzianego węża powieszonego na palu, Nachusztana właśnie, który miał moc unieszkodliwiania prawdziwego jadu węży kąsających współplemieńców Mojżesza (rozdz. 21). Bóstwo to było bardzo popularne. W Księdze Mądrości ów bałwan zwany jest "znakiem zbawienia", do którego można było się modlić (16, 5-7). Przypuszcza się, że wąż był totemem rodu Dawida, był przez długi okres czczony w świątyni jerozolimskiej. Kult ten zlikwidował dopiero król Judy Ezechiasz (728-699), który "potłukł węża miedzianego, którego sporządził Mojżesz, ponieważ aż do tego czasu Izraelici składali mu ofiary kadzielne" (2 Krl 18, 4).
Odpowiedź:
Izraelici przekroczyli widocznie to, co na temat tego węża zezwolił im Mojżesz. W Lb 21,8 rzeczywiście nic nie czytamy o tym, że Mojżesz nakazując sporządzić i zezwalając patrzeć na węża, pozwolił palić mu kadzidło. Swoją drogą, to z tego co tu pisze Agnosiewicz wynika też inna ciekawa rzecz. Zauważmy, że skoro Agnosiewicz przyznaje tutaj, że Ezechiasz panujący w latach 728-699 p.n.e. zwalczał obce kulty, to jest to pośrednim przyznaniem racji tezie, że już wtedy istniała reforma monoteistyczna, a nie dopiero gdzieś po IV wieku, jak wyżej sugeruje Agnosiewicz.
Zgromadzenie bogów (boska rada)
Teksty z Ugarit z pismami biblijnymi wiąże m.in. tzw. niebiańskie zgromadzenie, pod przewodnictwem jednego boga. Tę koncepcję znajdujemy już w panteonie Sumeru. Boska najwyższa para: An (Anum) i jego żona Ninhursag (Ki), dała początek innym bogom. Bogowie ci zwani byli Anunnaki, czyli "dzieci An". Boska para rezydowała w niebie i nieszczególnie interesowała się rodem ludzkim. Ich potomkowie stworzyli ludzi i patronowali poszczególnym miastom-państwom Sumeru. Bogowie "drugiej generacji" tworzyli "Zgromadzenie Bogów", któremu prezydował Enlil - bóg powietrza. Żoną Enlila była Ninlil, zwana Dziewicą. Była także bogini zwana Inanna, bogini miłości i wojny, zwana Królową Nieba. To ona w późniejszych wcieleniach znana była jako Isztar-Astarte. Należy jeszcze wspomnieć o synu Enlila - Enkim, który był bogiem mądrości.
Ten panteon i koncepcję "boskiego zgromadzenia" zaczerpnął następnie lud z północy, z Mezopotamii. Pozmieniali głównie imiona bogów i nieco ich losy. U Babilończyków odpowiednikiem Anunnaków byli Elohim - "dzieci Ela". Najważniejszym z Elohim był Marduk, zaś jego żoną Isztar.
Jeśli uważa się, że Elohim to Pan Bóg, tedy oczywistą jest konkluzja, iż słowo to uległo ewolucji lub mutacji w swej warstwie znaczeniowej pod wpływem monoteizmu, choć początkowo oznaczało szczególny rodzaj bogów. Ta ewolucja nastąpiła u Izraelitów. Dawne znaczenie Elohim również pozostało, współistniało.
Odpowiedź:
Problem polega na tym, że Agnosiewicz nie wskazał wyżej żadnego źródła babilońskiego, w którym za pomocą terminu elohim byliby nazwani jacyś bogowie babilońscy. „Elohim, w przeciwieństwie do imienia El, nie pojawia się w innych językach semickich”[11]. Tym samym, powyższa analogia Agnosiewicza oparta na analogii do wierzeń babilońskich jest jak na razie niczym więcej jak tylko kolejną spekulacją. Warto też zauważyć, że w ST Jahwe również jest nazwany el (por. np. Lb 23,8), co wskazuje na to, że nawet gdyby z kulturowego punktu widzenia byłby on określany za pomocą terminów el i elohim używanych zamiennie, to zatraciłyby one wszelkie politeistyczne znaczenie związane z jakimś panteonem.
Jak wspomniałem powyżej, pierwotnie Elohim oznaczało "synów Ela", członków "boskiego parlamentu". Nawet w Biblii wspomina się o trzech z Elohim: Dagon (1 Sam 5,7), Asztarte (1 Krl 11,5), Marduk (Dan 1,2) - używając wobec nich określenia Elohim.
Odpowiedź:
Czynią to autorzy hebrajscy. W tym momencie możemy powiedzieć więc jedynie tyle, że używają wobec nich jedynie lingwistycznego określenia elohim, jak czynią to wobec Jahwe, ludzi i aniołów (o czym pisałem w poprzednim moim tekście na ten temat). Nie wynika z tego w żaden sposób, że mówiąc o tych bogach jako o elohim mają oni na myśli panteon wspomnianych bogów ludów ościennych.
W przytoczonym powyżej Psalmie 82. pojawia się określenie boga - Najwyższy [Elyon], skrót od El Elyon - Bóg Najwyższy, pojawiający się w Biblii jedynie w dwóch miejscach w pełnej formie: Rdz 14: 18-22, kiedy rozmawia z Abrahamem oraz Ps. 78:35. El Elyon było to bóstwo Jerozolimy i prawdopodobnie czczony tam jako stwórca świata, analogicznie do Ela w Ugarit. Oczywiście utożsamia się Jahwe z Bogiem Najwyższym, lecz prawdopodobnie był okres, w którym Jahwe i El Elyon nie byli utożsamiani. W Deut. 32,8-9 występują obok siebie:
"Kiedy El Elyon rozgraniczał narody,
kiedy rozdzielał synów człowieczych,
wtedy ludom granice wytyczał
według liczby boskich synów;
własnością Jahwe był jego lud,
dziedzictwem Jego wydzielonym jest Jakub."
Odpowiedź:
Agnosiewicz chyba nie zna wyodrębnionych dziś przez filologów biblijnych literackich zasad hebrajszczyzny biblijnej, stąd jego interpretacja tej jednostki jest nieco zabawna. W rzeczonym tekście mamy jednak najwyraźniej do czynienia z tzw. paralelizmem synonimicznym, da się tu dostrzec też tzw. paralelizm klimaktyczny. Oba zjawiska literackie polegają na tym, że drugi człon jakiejś jednostki tekstu mówi to samo co pierwszy, ale wyraźniej (paralelizm klimaktyczny), lub innymi słowami (paralelizm synonimiczny)[12]. Oba człony mówią jednak o tym samym (choć przy pomocy różnych określeń podmiotu), co wyklucza tezę Agnosiewicza, że powyższy tekst mówi o „różnych bogach”. Spójrzmy na pewne przykłady biblijne. Np. w Rdz 49,10 czytamy: „Nie oddali się berło od Judy, ani laska przywódcy spośród jego kolan” (paralelizm synonimiczny). Podmiot tej wypowiedzi jest jeden, choć mówi się o nim dwa razy i określa go różnie (raz jako przywódcę, raz jako Judę).
Istnieje też w Biblii pewien inny tekst, przy pomocy którego również można wykluczyć tezę Agnosiewicza, zgodnie z którą jeśli jednostka literacka z Pwt 32,8-9 ma mówić o dwóch osobach „obok siebie” (jak to ujmuje Agnosiewicz), to na pewno chodzi tu o dwie osoby. Popatrzmy mianowicie na tekst z 1 Krl 8,1:
„Wtedy też Salomon zwołał starszyznę Izraela, wszystkich naczelników pokoleń, przywódców rodów Izraelitów, aby zgromadzili się przy królu Salomonie w Jerozolimie na przeniesienie Arki Przymierza Pańskiego z Miasta Dawidowego, czyli z Syjonu” (BT).
Podobnie czytamy w 1 Krl 12,21:
„Roboam, przybywszy do Jerozolimy, zebrał wszystkich potomków Judy i całe pokolenie Beniamina, to jest sto osiemdziesiąt tysięcy wyborowych wojowników, aby wszcząć wojnę z Izraelem o przywrócenie władzy królewskiej Roboamowi, synowi Salomona”
(BT).
Teksty te wyraźnie mówią o jednej osobie tak, jakby chodziło tu o dwie różne osoby. Sposób wyrażania semitów zakłada jak widać tego typu opcje wyrażania się o jednej osobie.
Aby dodać „dramatyzmu” swemu powyższemu argumentowi Agnosiewicz dodał w przypisie do rozważanego przez siebie wyżej tekstu z Pwt 32,8-9: „Ta fraza we współczesnych tłumaczeniach brzmi: "według liczby synów Izraela", gdyż redaktorzy tekstu masoreckiego pism biblijnych skonfudowani wyraźnie politeistycznym wydźwiękiem tego fragmentu, dokonali jego przeróbki. W najstarszych wersjach, w tym przede wszystkim w tekście z Qumran, jest tutaj: "synów Bożych", jak podają w przypisie w BT”.
Ten argument w rzeczywistości jednak również nie świadczy o żadnym politeizmie. Po pierwsze, w Biblii termin synowie Boży jest odnoszony do ludzi (por. Mdr 2,18 – huios theou; por. też Ps 82,6) i aniołów (podobnie jak elohim – patrz mój poprzedni tekst na ten temat a także Rdz 6,2,4; Hi 1,6 i 2,1 [bene elohim –„synowie Boży”]). Synowie Boży mogą być zatem synami Izraela, terminologia ta nie musiała się zatem nikomu kojarzyć politeistycznie. Jak dotąd jest to jedynie kolejna spekulacja Agnosiewicza.
Teksty z Ugarit ukazują Jahwe jako syna boga Ela, będącego właśnie bogiem najwyższym (kanaanejskiego panteonu). Wielu biblistów widzi w tym politeistyczną pozostałość, mitologiczną zaszłość związaną z Ugarit, która przeniknęły do wyobrażeń późniejszych ludów. Widzimy tam dawny tekst, który został adaptowany dla nowego kontekstu mitologicznego.
Odpowiedź:
W rzeczywistości sprawa znów nie jest tutaj tak jednoznaczna, jak przedstawia to Agnosiewicz. Prezentuje on tę kwestię w sposób bardzo wyidealizowany, bowiem inaczej nie współgrałoby to już z jego argumentacją. Zacznijmy od tego, że wspomniany tekst z Ugarit to KTU 1.1 IV 14 (oznaczany też jako CTA 1 IV. 14), jest to jedyny znany obecnie tekst z Ugarit jaki ma rzekomo mówić o tym, że Jahwe jest synem Ela[13], lecz tekst ten nie mówi wcale jednoznacznie o Jahwe. Sprawa ta jest bardzo słabo potwierdzona i niepewna. Wspomniany tekst podaje bowiem tylko tyle: „sm . bny . yw . ilt”[14]. Owo yw jest tu interpretowane przez niektórych jako „Jahwe”. Jak jednak widać, może to pozostać kwestią bardzo hipotetyczną, skoro mamy tylko dwie litery z całego tetragramu. Pozostaje sprawą dyskusyjną, czy tekst ten nie mówi po prostu o jakimś innym bogu. Opracowania omawiające tę kwestię stawiają pod znakiem zapytania, czy we wspomnianym tekście chodzi o Jahwe[15]. Inny tekst z Ugarit, co do którego domniemuje się, że mówi o Jahwe, również prezentuje w tej sprawie jeszcze większy brak pewności. Chodzi o tekst oznaczony UT 311:7 (lub: KTU 4.96.7). Tekst ten podaje: y’l. Niektórzy przypuszczają, że oznacza to: „Jahwe jest El”, przy czym znów jest to przypuszczenie oparte na nikłych przesłankach. W tej kwestii inny serwis ateistyczny był już bardziej obiektywny, gdy napisał: „Natomiast w tekstach z Ugarit jeden z bogów nosi imię Jaw (Jaw-Elath). Pamiętając o spółgłoskowym zapisie, imiona te można łączyć z imieniem Jahwe”[16]. Jest to prawda, rzeczywiście „imiona te można łączyć z imieniem Jahwe”. Ale tylko „można”, zatem nie mamy tu nic konkretnego przemawiającego za tym, że teksty z Ugarit mówią w ogóle o Jahwe. „Z drugiej strony przed tym czasem nie ma śladu wiary Izraela ani tam, ani gdzie indziej, ani też nie odkryto w sposób niezbity w tekstach okresu wcześniejszego imienia >>Jahwe<<”[17].
W tej perspektywie Jahwe jawi się nam jako opiekun ludu izraelskiego, który otrzymał w wyniku podziału dokonanego przez El Elyon. Jest to więc treść sprzed utożsamienia Jahwe z bogiem El. Jahwe jest jedynie jednym z 70 "boskich synów", z których każdy otrzymał od Ela patronat nad jednym ludem. El tutaj jest jeszcze naczelnym bogiem w "boskim zgromadzeniu". Kiedy swego opiekuńczego boga Żydzi mianowali bogiem bogów, czy z czasem jedynym bogiem, zarazem powstało kuriozalne wierzenie, iż to akurat ich marginalny lud został jako jeden jedyny umiłowany i wybrany przez Stwórcę Wszechświata. Nie prawda! Jahwe, jako jedno z siedemdziesięciu innych bóstw, dostał właśnie Żydów, ale jego bracia opiekowali się innymi ludami.
Odpowiedź:
Problem jednak w tym, że nie wiadomo, czy - jak pisałem wyżej - w tekstach z ugaryckich Jahwe rzeczywiście jest wspomniany. Jak dotąd to tylko niepotwierdzona hipoteza.
Wróćmy jednak do "niebiańskiej rady". Inne wzmianki na jej temat odnajdujemy m.in. w:
· Izajasza 40,13:Któż doścignął ducha Pańskiego, a kto radcą jego był, żeby mu oznajmił? Z kim wszedł w radę, żeby mu rozumu przydał, a nauczył go ścieżek sądu?
Odpowiedź:
Gdzie ten tekst ma mówić cokolwiek o „niebiańskiej radzie”? Tekst ten mówi tylko tyle, że Jahwe sam stwarzał świat, nikt mu nie radził. Ma to ukazać potęgę Boga, Jego wszechmoc, wynikającą z tego niezależność (nikt nie musi mu pomagać). Nic więcej. Nie ma tu mowy o żadnej „niebiańskiej radzie”.
· Jeremiasza 23,18, 22: Bo któż stanął w radzie Pańskiej, a widział i słyszał słowo jego? (...)
Odpowiedź:
Fragment ten jest uważany za cytat z Iz 40,13, który był cytowany wyżej.
Bo gdyby byli stali w radzie mojej, tedyby byli ogłaszali słowa moje ludowi memu, a byliby ich odwracali od drogi ich złej, i od złości spraw ich.
Odpowiedź:
Ten tekst też nie mówi o żadnej „radzie niebiańskiej”. W tekście hebrajskim mamy tu tylko besodi, które może też znaczyć zwykłe zgromadzenie (por. Ez 13,9, gdzie użyto tego słowa w takim znaczeniu; por. też Jr 15,17 – „wesołe zgromadzenie (tu również besod)”). Tekst ten jest rozwinięciem myśli z powyższych tekstów zawartych w Iz 40,13 i Jr 23,18. Jahwe mówi tu po prostu do fałszywych proroków, że ktoś będący jednomyślnym z Nim, stojący posłusznie w jego zgromadzeniu (aluzja do ludu Bożego w ST), nie sprzeciwiałby się mu. Taki jest właśnie kontekst tej wypowiedzi, czysto ziemski, i nie wolno na siłę przyszywać jej jakichś własnych udziwnionych znaczeń związanych z jakąś „radą niebiańską”.
· Hioba 15,8: Czy podsłuchiwałeś na radzie Bożej i stamtąd zaczerpnąłeś mądrości?
Odpowiedź:
Tekst ten jest pytaniem, nie stwierdzeniem, i jak zaraz się okaże, zupełnie nie popiera argumentacji Agnosiewicza, wręcz jej przeczy. Zacznijmy od tego, że znów mamy tu habesod. Tekst ten można normalnie wyjaśnić odwołując się do kontekstu poprzedzającego. W zdaniu wcześniejszym Elifaz z Temanu pyta Hioba, skąd on wie, że na pewno ma rację. Następnie, swój wywód Elifaz rozwija o elementy ironiczne, pytając, czy Hiob był pierwszym człowiekiem na ziemi, stworzonym jeszcze przed górami (Hi 15,7). Czy Elifaz wierzy, że Hiob był pierwszym człowiekiem na ziemi? Oczywiście, że nie. Nie ma tu więc żadnego orzekania autora biblijnego o istnieniu jakiejkolwiek „rady boskiej” związanej z Jahwe, skoro w tym ciągu swych opinii wypowiada on w stronę Hioba drwiny w jakie sam nie wierzy. Warto też dodać, że nawet gdyby Elifaz wierzył w jakąś niebiańską „radę Jahwe”, jak to sugeruje Agnosiewicz, to w Hi 42,7 Jahwe i tak gani go za to, że nie mówił on prawdy o Nim. Jak zatem widać, tekst księgi Hioba prędzej może być użyty jako przeczący koncepcji istnienia jakiejś rady niebiańskiej Jahwe, jako będący satyrą na tę ideę, niż potwierdzający choćby echa istnienia tego poglądu u autora księgi Hioba.
· Psalm 89, 6-8: Niebiosa wysławiają cuda twoje, Panie, I wierność twoją w zgromadzeniu świętych.
Odpowiedź:
„W zgromadzeniu świętych” – w tekście hebrajskim mamy tu biqehal – zgromadzenie. Nie ma to nic wspólnego z żadną radą.
Któż bowiem na obłokach równy Panu, Któż podobny Panu pośród synów Bożych?Bóg groźny jest w gronie świętych, Potężny i straszny nad wszystkich wokół niego.
Odpowiedź:
W przypisie do tego cytatu odnośnie do słów mówiących o „gronie świętych” Agnosiewicz zaznacza: „Powinno być: 'rada świętych' […]”. Tymczasem w tekście hebrajskim tu znów pada wspomniane wcześniej besod, które wcale nie musi oznaczać „rady”. Słowo to może rzeczywiście oznaczać zwykłe zgromadzenie, jak to widzimy choćby po zastosowaniu tego słowa w innych miejscach tekstu hebrajskiego (por. wspomniany Ez 13,9; por. też Jr 15,17 – „wesołe zgromadzenie (besod)”).
O ile analiza tekstów biblijnych wskazuje nam na wpływy ugaryckich koncepcji w wierzeniach Izraelitów o tyle odkrycia archeologiczne, w szczególności z Kuntillet 'Ajrûd oraz Khirbet el-Qôm, dowodzą, że swego czasu w "radzie Pańskiej" o której wzmiankują pisma biblijne, mandaty dzierżyli Aszera i inne bóstwa. Zgromadzeniu marszałkował Jahwe. Ściślej: był w nim najważniejszy. Rada ta, z plejadą bóstw, stanowiła normalny element wierzeń Żydów przed Wygnaniem, lecz z czasem koncepcja ta uległa zatarciu, wzmianki o niej pozostały w tekstach, lecz nadano im nowy sens, wypierając politeistyczne konotacje.
Odpowiedź:
Niestety Agnosiewicz nie dowiódł wyżej, że rzeczywiście w tekstach ST pozostały jakieś „ślady” wierzeń Izraelitów co do tej domniemanej „rady niebiańskiej”.
Terafim, pieczęcie i dyski słoneczne
Doskonale nasze tezy potwierdza sztuka i ikonografia starożytnego Izraela, z pieczęci z VIII-VI w. p.n.e., które wykazują zadziwiającą ciągłość dawnej sztuki i symboliki religijnej Izraelitów z kulturami sąsiednimi, np. z Egiptem. "Na skaraboidalnych pieczęciach mamy przedstawienia uskrzydlone uraeusy, sfinksy, gryfy, żuki (skarabeusze) i dyski słoneczne. Wielokrotnie pojawia się egipski symbol życia - Ankh. Występują postacie ludzkie ubrane w stylu egipskim, różne bóstwa (niemowlę Horus w koronie bogini Hathor, uskrzydlone bóstwa opiekuńcze), przedstawienia roślin (np. kwiatu lotosu) i rozmaitych zwierząt. Nie rozumiem jak wobec tak obfitego materiału dowodowego można jeszcze mówić o monoteizmie, drugim przykazaniu Dekalogu i "wyjściu z Egiptu" przed okresem Sziwat Cijon ("Powrotu na Syjon")." (S. Angres)
Odpowiedź:
A choćby dlatego, że kilka pieczęci pochodzących z pewnych środowisk Izraela nie świadczy jeszcze o wierze ogółu Izraelitów. Ten „materiał dowodowy” jest po prostu zbyt wycinkowy. Poza tym rozmawiamy o politeizmie autorów Biblii, a nie politeizmie kogoś tam w Izraelu. Równie niepoważne byłoby np. orzekanie za kilka tysięcy lat o wierze w reinkarnację jako oficjalnej nauce Kościoła tylko dlatego, że dziś duża część zabobonnych katolików w to wierzy. Argumentację w tym stylu uprawia Agnosiewicz w całym komentowanym przeze mnie tekście.
Dominujący jednak był wpływ zastanej religii Kanaanu.
Apologeta katolicki wspomniał o posążkach zwanych terafim, za pomocą których wspiera swoją argumentację przeciwko politeizmowi w Biblii. W istocie jednak terafim wspierają znacznie mocniej moją argumentację. Reinach pisał, iż były to "bałwanki przenośne, które, zdaje się, tworzyły lararium domowe starożytnych Hebrajczyków. Król Dawid je posiadał (1 Sam 19,13-16), a prorok Ozeasz w VIII w. uważa jeszcze teraphim, jako niezbędne dla kultu (3,4).
Odpowiedź:
Cały problem dla argumentacji Agnosiewicza polega w tym miejscu na tym, że terafim we wspomnianych wersach nie musi oznaczać posążków bóstw. Może mieć również znaczenie czysto ozdobne, nie związane z kontekstem religijnym. Jak podaje TWOT Lexicon powołujący się na pewną pracę A. R. Johnsona i Albrighta, terafim w swym znaczeniu mógł obejmować również całą masę wszelkiego rodzaju ozdób. Dalej to jeszcze rozwinę.
Radzono się ich, wróżąc.
Odpowiedź:
Żaden tekst ST wspominający o terafim (Rdz 31,19,34-35; Sdz 17,5; 18,14,17-18,20; 1 Sm 15,23; 19,13,16; 2 Krl 23,24; Oz 3,4; Zch 10,2) nic o tym nie mówi.
Jest w tym jeden z najformalniejszych dowodów przetrwania politeizmu i fetyszyzmu w ludzie Izraela, którego pretensja, jakoby rozpoczął od monoteizmu spirytualistycznego, nie wytrzymuje krytyki." Nawet w BT podają, iż terafim były "posążkami bóstw domowych".
Odpowiedź:
Problem w tym, że cytowany przypis z BT (do Rdz 31,19) odnosi to znaczenie tylko do terafim w podaniu o Racheli i Labanie. Był to czas, gdy wspomniana społeczność związana z patriarchami dopiero nawracała się na jahwizm, etapami odcinając się od swych politeistycznych zaszłości. Tekst z Rdz 35,2-4 mówiący o pozbyciu się wspomnianych posążków obcych bóstw ukazuje etap stopniowego oczyszczania się jahwizmu w społeczeństwie patriarchalnym.
Terafim posiadał także Mika (Sdz 17,5).
Odpowiedź:
Tekst ten nie wspomina jednak, iż w mogło tu chodzić o jakikolwiek posążek bóstwa. Taki wniosek byłby nieuzasadniony, podobnie jak nieuzasadniony byłby taki sam wniosek wyciągnięty z określenia czegoś w języku polskim tylko przy pomocy terminu posążek. Z samego takiego określenia nie wiemy jeszcze co w ogóle wyobraża ten posążek.
Terafim określane były również elohim, np. w Księdze Rodzaju (31) czytamy:
19. Gdy Laban poszedł strzyc owce, Rachela skradła mu posążki domowe [terafim]
30. [Laban do Jakuba:] czemużeś ukradł bogi [elohim] moje? Dla świętego spokoju czytelników, w BT zarówno terafim, jak i elohim przetłumaczono na "posążki". W słusznej to było jednak sprawie, czym niewątpliwie jest zakrycie "legalnego bałwochwalstwa". Jest jednak oczywiste, że w określaniu posążków kultowych mianem elohim kryje się coś więcej niż zwykły synonim.
Odpowiedź:
Nikt nie przeczy, że dla Labana jego terafim były posążkami obcych bogów. Jak pisałem wyżej, nie wiadomo jednak, czy słowo terafim zawsze posiadało takie politeistyczne znaczenie, słowniki przeczą bowiem takiej jednostronnej interpretacji, zawężonej zawsze do takiego tylko znaczenia. Problem również w tym, że Laban znika bezpowrotnie z akcji księgi Rodzaju tuż po Rdz 32,1. Z Biblii w ogóle zatem nie wiadomo, czy został on kiedykolwiek monoteistą, wtedy, gdy Jakub zaczął już niedługo po epizodzie związanym z terafim Labana zwalczać posążki obcych bogów (por. Rdz 35,2-4). Argumentowanie na podstawie posążków Labana o politeizmie autorów Biblii jest zatem w tym miejscu zwykłym nieporozumieniem.
Jan Lewandowski odnosząc elohim do Boga Najwyższego, w oparciu o kontekst, równie dobrze mógłby się ze mną spierać, że "święto szałasów" nie ma nic wspólnego z kanaanejskim świętem, gdyż odnosi się przede wszystkim do szałasów, jakie Izraelici mieli używać w czasie wędrówki po pustyni.
Odpowiedź:
Niestety, ale to właśnie kontekst rozstrzyga o znaczeniu danego słowa, czy się to Mariuszowi Agnosiewiczowi podoba, czy nie.
Monoteistyczny antyteizm
Aby można było mówić o konsekwentnym monoteizmie, w naszym tego słowa znaczeniu, nie wystarczy czcić jednego boga, trzeba jeszcze wierzyć i głosić, że jest to bóg jedyny, że inni bogowie nie istnieją. Powyższy tekst wykazał, że taki monoteizm, nie mógł istnieć przed Wygnaniem, a pisma biblijne, w części zawierające również starsze teksty i treści, muszą to wyrażać. Jahwizm tego okresu badacze określają henoteizmem (jeden bóg uważany jest za wyższego niż wszystkie inne), monolatrią lub "praktycznym monoteizmem" (cześć jednego boga, ale bez zaprzeczania istnienia innych). Pisma biblijne odzwierciedlają to w różnych fragmentach, niektóre z nich zawierają już jakby wyraźny monoteizm, lecz zarazem widać jeszcze pozostałości monolatrii.
Odpowiedź:
Tylko i wyłącznie osobiste założenia Agnosiewicza mogą go doprowadzić do takich wniosków. Żaden z podanych przez niego argumentów (opartych w zasadzie na samych odstępstwach Izraelitów od normy) nie rozstrzyga za tym jego wnioskiem. Z przykładów przez niego podanych wynika tylko tyle, że w pewnych środowiskach Izraelitów praktykowano politeizm. Jest to czysty truizm, któremu nikt, włącznie z samą Biblią, nie przeczy.
Wskazywałem na to w moim poprzednim tekście, co krytyk skwitował, iż wzmianki w których o innych bogach mówi się tak jakby istniały, lecz były zarazem gorsze i słabsze niż Jahwe, nie dowodzą wcale, iż autorzy tych słów wierzyli w istnienie owych bogów. Czego dowodem mają być pojawiające się czasami wzmianki, że "pan jest bogiem a innego nie", że "pan jest bogiem jedynym" lub podobnie. To jest jednak bardzo naiwne wytłumaczenie dla kogoś kto zna dzieje religii izraelskiej. Tendencje zaprzeczające istnieniu innych bogów narodziły się w późnym rozwoju monoteizmu, jako jego zwieńczenie i w Biblii nie są dominujące.
Odpowiedź:
Tak Agnosiewicz wierzy, bo tak wynika z jego antychrześcijańskich założeń. Nic jednak nie przesądza za tym, że akurat jego wiara jest tu słuszna, i wcale nie było odwrotnie. Zauważmy, że ja bym mógł wypowiedzieć równie dobrze opinie przeciwną do powyższej, i Agnosiewicz zupełnie puściłby moją opinię mimo uszu, co może dobrze mu unaoczni ile są warte jego pewne twierdzenia dla strony przeciwnej.
Bezsprzecznie najważniejszą księgą zawierającą tę idee w sposób konsekwentny, pełny i wyrazisty jest Księga Deutero-Izajasza, tajemniczego proroka, nieznanego z imienia. Księgę tę tworzy druga część Księgi Izajasza (rozdziały od 40-66), jest ona niewątpliwie innego autora niż pierwsza część, dołączona do Izajasza, aby podnieść jej znaczenie. Większość innych ksiąg nie zawiera tak czystego monoteizmu, w sposób mniej lub bardziej poświadczając monolatrię Izraelczyków.. Przykładów jest mnóstwo, oto niektóre z nich:
· Wyjścia 15:11: Któż podobny tobie między bogami, Panie? któż jako ty wielmożny w świątobliwości, straszliwy w chwale, czyniący cuda?
· Wyjścia 18:11: Terazem doznał, że większy jest Pan nad wszystkie bogi; albowiem czem oni hardzie powstawali przeciwko niemu, tem poginęli.
· Powtórzonego Prawa 10:17: Albowiem Pan, Bóg wasz, jest Bogiem bogów, i Panem panów, Bóg wielki, możny, i straszny, który nie ma względu na osoby, ani przyjmuje darów.
Czy prawdziwy monoteista porównuje swego boga z innymi? Czy można sensownie porównywać byt rzekomo istniejący z rzekomo niestniejącym?
Odpowiedź:
Niezależnie od tego co nam się wydaje, autorzy biblijni tak właśnie czynili.
To tak jakbyśmy porównywali pojemność silnika albo stabilność jazdy naszego samochodu z "samochodem", które kredkami narysowało nasze dziecko. Coś takiego nie mogłoby zaistnieć w mowie dorzecznej. Bogobojni Izraelici porównywali oczywiście w swoim wyobrażeniu istniejące obiekty, mniemając tylko, że ich bóg ma się do innych jak mercedes do małego fiata.
Odpowiedź:
Ta analogia jest czysto pozorna i przykład ten jest w rzeczywistości nieadekwatny. Cały problem w tym, że samochód namalowany przez dziecko na kartce nie stwarzał dla nikogo niebezpieczeństwa politeizmu. W kontekście społeczno religijnym taki rysunek nie miał żadnych implikacji. Natomiast historie o bogach innych narodów stwarzały dla Żydów właśnie pytania o ewentualny sens ich istnienia i status ontologiczny tych bóstw. Autorzy biblijni musieli więc w swej polemice założyć jakby hipotetycznie, że nawet gdyby bogowie ci istnieli, to przecież nic w historii tych narodów o tym nie świadczy, jak miał to zdaniem tych autorów miejsce w przypadku historii Izraelitów i ich Boga właśnie. Stąd w cytowanych wyżej tekstach biblijnych o bogach tych mówi się przez chwilę jakby istnieli, jednak dalej już neguje się to. Dobrym przykładem tego są pewne Psalmy. Np. w Ps 96,4 mówi się o bogach wzbudzających trwogę tak, jakby oni istnieli, jednakże wers dalej czytamy już w tym Psalmie, że bogowie pogan to ułuda. Podobnie jest w Iz 36,18-20 i 37,12, gdzie mówi się o bogach tak jakby realnie istnieli, choć kilka wersów dalej (Iz 37,19; por. też Iz 44,6) podkreśla się już, że poza Jahwe żadni bogowie nie istnieją. W Ba 6,18 znów autor semicki mówi o bogach jakby oni istnieli („ujrzeć nie mogą”), jednakże w Ba 6,44-46 i 71 ten sam autor wyjaśnia już, że tacy bogowie w rzeczywistości nie istnieją. Zainteresowanych poznaniem dalszych kwestii tyczących się tego zagadnienia odsyłam do mojego poprzedniego tekstu na ten temat, gdzie bardziej rozwijałem niniejszą argumentację.
Nawet jeszcze pierwsi chrześcijanie w ogromnej większości nie odrzucali istnienia innych bóstw, a tylko odmawiali im statusu bogów, uważali, że są to demony, ale nie uważali ich za fikcyjne przedmioty kultu jak się to dziś jednogłośnie uznaje.
Odpowiedź:
To już jest czyste pustosłowie. Agnosieiwcz nie podał żadnego dokumentu wczesnochrześcijańskiego, który świadczyłby o tym.
W istocie, ci protagoniści Wieków Ciemnych traktowali obce bóstwa w zupełnie innym sensie, niż współcześni chrześcijanie i to miałem na myśli wskazując, że nie negowali oni istnienia bóstw innych mitologii. O tym też mówi św. Paweł, zaś mój krytyk rozpisując się o tym, zupełnie tego nie zrozumiał, gdyż kieruje się współczesnym stosunkiem chrześcijan do bogów innych mitologii. Paweł miał jakoby, jak nas zapewniają tłumacze BT, powiedzieć: "Wprawdzie ongiś, nie znając Boga, służyliście bogom, którzy w rzeczywistości nie istnieją." Ale to tylko jedna z przeróbek tych translatorów. Powinno brzmieć: "służyliście tym, którzy z przyrodzenia nie są bogowie". To "z przyrodzenia" demony, które jednak istnieją realnie, jak wierzyli chrześcijanie.
Odpowiedź:
Aby zanegować powyższy wywód Agnosiewicza w tym miejscu wystarczy wspomnieć, że pierwsi chrześcijanie właśnie negowali istnienie innych bóstw. Oznajmia tak sam Nowy Testament. Czyni to w nim właśnie św. Paweł, który pisze w 1 Kor 8,4, że „nikt Bogiem prócz jednego” (oudeis theos ei me eis). Trudno wyobrazić sobie wyraźniejsze zanegowanie istnienia innych bogów.
Wchłanianie innych bogów i boże imiona
I to jest bardzo cenna uwaga dla mojej obrony twierdzeń o Elohim: ewolucji znaczeń, ich dostosowania do nowych wierzeń, warunków. Jednak tak jak El-szaddaj jest dla nas dowodem dawnych wierzeń Abrahama, kiedy nie chodził jeszcze "ścieżkami Pana", tak Elohim jest jednym z bardzo wielu dowodów na istnienie przedmonoteistycznych dziejów tej religii, kiedy Izrael tkwił jeszcze w błędach pogaństwa i politeizmu.
Odpowiedź:
Nic o tym nie świadczy. O problematyczności wysuwania takich wniosków na bazie terminu elohim pisałem już wyżej.
Z czasem bogów plemiennych patriarchów połączono: "Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba", "Bóg naszych ojców" (Wj 3, 6.15; 4, 5; 1 Krl 18, 36). Później boga patriarchów określano mianem Elyon (Najwyższy). Trudno jest przy tym mówić, iż taka nomenklatura występowała "za czasów patriarchów", zaś "od Mojżesza" była już niespotykana, jak się twierdzi. Spotykamy takie pozostałości jak "Bóg Dawida" (2 Krl 20, 5) czy "Bóg Eliasza" (2 Krl 2, 14; por. 1 Krl 18, 10). Biblijni bogowie ojców określani byli za pomocą rdzenia El. W niektórych fragmentach spotykamy liczbę mnogą tego określenia - Elim (m.in. Ps 29,1; 89,7; Dn 11, 36). Tłumacze BT, którzy najczęściej tłumaczyli to jako "synowie Boży", zadowalają się wytłumaczeniem: "mowa o duchach, które sprawują służbę liturgiczną w pałacu Pana" (sic!). Po prostu: w niebie duchy robią za ministrantów.
Odpowiedź:
Jak widać, Agnosiewicz nie zdaje sobie sprawy, że tłumaczenie terminu elim przez „synowie Boży” jest poświadczone już przez żydowskich tłumaczy Septuaginty, którzy w ten sposób zostawili nam informację, że w językach semickich od bardzo dawna termin elim też miał takie znaczenie (por Ps 28,1 i 89,6 w LXX). Co do aniołów w niebie, to skoro elohim może oznaczać aniołów (por. np. Ps 8,6 i Hebr 2,7; Ps 97,7 i Hebr 1,6) i ludzi (patrz np. Wj 7,1; 4,16; 22,7; J 10,34-35, patrz przypis w BT do J 10,34) to tak samo można traktować słowo elim, które jest używane tak samo jak elohim i ściśle związane z nim. Uważa się, że elohim to po prostu swego czasu rzadsza forma liczby mnogiej od El[18], która rozpowszechniła się obok elim.
W mitologii ugaryckiej byli to po prostu synowie boga El, niżsi bogowie. Jak jednak piszą Graves i Pati: "Ponieważ późny judaizm odrzucał wszystkie bóstwa poza swoim, transcendentalnym Bogiem, zaś On nigdy nie poślubił ani nie zadawał się z jakąkolwiek istotą płci żeńskiej, Rabbi Szymon ben Jochaj w Genesis Rabba czuł się zobowiązany przekląć wszystkich, którzy rozumieli zwrot 'synowie Boży' w sensie ugaryckim. Jest jasne, że taka interpretacja rozpowszechniona była jeszcze w II w. n.e. i że porzucono ją dopiero wtedy, gdy określenie bene Elohim zostało zinterpretowane jako 'synowie sędziów'".
Odpowiedź:
Ta opinia jest nieścisła. Jak pisałem wyżej, interpretowanie słowa elim w sensie „synów Bożych” istniało już o wiele wcześniej niż podają to dwaj wspomniani autorzy.
Jak wynika z powyższego, efektem tych wszystkich scaleń, syntez, wypierania całego szeregu bóstw jest bardzo duża różnorodność imion boskich jakie nasz jeden jedyny Pan Bóg odziedziczył po swoich poprzednikach, "przodkach". Jeszcze w II w. z politowaniem oceniał tę sytuację sceptyczny Celsus: "Pasterze kóz i owiec poszli za swoim przywódcą, Mojżeszem, i wprowadzeni w błąd przez naiwne kłamstwa uwierzyli, że istnieje jeden Bóg. Koźlarze i owczarze uwierzyli w jednego Boga, którego nazywają Najwyższym, Adonajosem, Uraniosem, sabaoth, albo jakimś innym mianem, które mają ochotę nadawać światu; i nic poza tym nie wiedzą. Nie ma żadnej różnicy, czy nazwiemy Boga Zeusem, jak robią Grecy, czy nadamy mu inne imię, używane przez Egipcjan, albo mieszkańcom Indii." W ciągu dalszych wieków kolejni redaktorzy pisma świętego naprawiali ten mętlik. Tak skutecznie, że dziś ogromna większość Biblii, jakie możemy spotkać, posługuje się głównie określeniami "Pan" i "Bóg".
Odpowiedź:
Nazywanie Boga za pomocą wielu określeń nie jest niczym dyskredytującym.
Pluralis debilis
Wskazywałem fragmenty, kiedy "Bóg" odnosi do siebie określenia liczby mnogiej, np.: "Zatem rzekł Bóg: Uczyńmy człowieka na wyobrażenie nasze, według podobieństwa naszego" (Rdz 1,26). Jak wspominałem, część teologów widziała tam Trójcę Św., inna część wyznawała pogląd, iż jest to rodzaj "królewskiego my". Lewandowski zarzucił mi, iż to już pogląd przestarzały. "Agnosiewicz nie jest całkiem na bieżąco w temacie". Dlaczego się "zestarzał"? Z pluralis majestatis jest problem tego typu, że zaczęto go używać najpewniej nie wcześniej jak z pierwszym rzymskim cesarzem, Augustem. Stąd teologowie chwytają się dziś jeszcze innego wyjaśnienia - pluralis deliberationis. Cóż to takiego? Jest to "forma stylistyczna wyrażająca naradę z samym sobą, zjawisko psychologiczne polegające na tym, że mówiący niejako dzieli się duchowo na dwie osoby, z których jedna udziela drugiej rady lub zachęty". Dlaczego jednak Bóg prowadzi "narady z samym sobą" praktycznie tylko w najstarszych księgach, Rodzaju i Wyjścia?
Odpowiedź:
Nie tylko, w swoim tekście wskazywałem też na istnienie tego rodzaju literackiego w również innych, młodszych księgach Biblii. Nie wiem, czemu Agnosiewicz zupełnie tutaj to przemilczał, choć ciut niżej już przypomina sobie o jednym z podanych przeze mnie przykładów tego typu z księgi Izajasza.
Tę wątpliwość umacnia fakt, iż w późniejszych tekstach pojawia się forma liczby pojedynczej - Eloah, które spotykamy w tekstach uznawanych przez tradycyjną biblistykę za powygnaniowe, także w tekstach poetyckich, najwięcej w Księdze Hioba.
Odpowiedź:
Ta wątpliwość znika, gdy weźmie się pod uwagę to co napisałem wyżej o innych przykładach.
I jeszcze to dzielenie się na dwie osoby... Czy naprawdę aby pozbyć się politeistycznych znaczeń trzeba Boga obdarzyć schizofrenią? Czy więc Bóg teologów miał początkowo schizofrenię z której później się wyleczył?
Odpowiedź:
W tym miejscu argumentacja Agnosiewicza staje się już bardzo nieporadna. Jak można pewne zjawiska literackie określać mianem schizofrenii? Równie dobrze moglibyśmy określać mianem schizofreników wszystkich ludzi rozmawiających w myślach samemu ze sobą podczas rozważania danej kwestii, czy używających określeń typu „na co nam przyszło”, itd. Frazeologia językowa nie musi być logiczna. W każdym języku mamy mnóstwo zjawisk literackich, które mogłyby się wydawać nielogiczne, a jednak stosujemy je. Jaki na przykład ma sens mówienie „ktoś zrobił mnie w konia”, czy „poszedłem mu na rękę”? Takie zwroty mają sens tylko wtedy gdy zgodzimy się na to, że ich występowanie zostało powszechnie usankcjonowane. To, że jakiś malkontent pokroju Agnosiewicza nie widzi w nich logiki nie neguje jeszcze ich uprawomocnienia się w danym języku. Fakt jest faktem i choćby nie wiem jak wydawałoby się to Agnosiewiczowi dziwne, to jednak bohaterzy ksiąg biblijnych stosują właśnie liczbę mnogą w stosunku do samych siebie. Czyni to nie tylko Bóg w księdze Izajasza (6,8), ale także i pojedynczy bohaterowie ksiąg biblijnych (przykłady podawałem w swym poprzednim tekście). Warto dodać, że również autor księgi Koheleta stosuje wobec siebie liczbę mnogą w swych samotnych rozważaniach o życiu, zwracając się również wyraźnie do samego siebie (Koh 1,10; por. też „Uczynimy” (na’aseh) z wspomnianego przeze mnie w poprzednim tekście PnP 1,1, również zastosowanego przez autora tego zwrotu do siebie samego).
Lewandowski wskazuje, pewien fragmencik Izajasza w którym Bóg cierpi na tę przypadłość. W istocie jednak w drugiej części "Izajasza" Bóg nie ma już raczej problemów tego typu, mówi: "Jahwe...: bo ja jestem Bogiem (El) i nikt inny!" (45,22); "bom Ja Bóg, a niemasz żadnego Boga więcej, i niemasz mnie podobnego" (46,9). Już nie mówi: "My, Bóg..."
Odpowiedź:
Ten argument Agnosiewicza jest już zupełnie nieprzemyślany. Przecież to co napisał nie przeczy temu, że Bóg powiedział wobec siebie właśnie tak a nie inaczej we fragmencie podanym przeze mnie za Iz 6,8. To, że ok. 50 rozdziałów dalej w księdze deuteroizajasza Bóg zwrócił się wobec siebie już w nieco inny sposób absolutnie nie przeczy temu, że w podanym przeze mnie przykładzie powiedział właśnie tak a nie inaczej. Omawiana forma nie musi występować przecież zawsze, tak więc to co Agnosiewicz tutaj pisze można traktować jedynie jako nieporadną próbę wyminięcia podanego przeze mnie argumentu.
Jednak żadna z tych koncepcji, bez względu na to jak dorzeczna nam się wydaje, nie umniejsza oczywiście zasadniczych wątpliwości: dlaczego najbardziej "pełny chwały" ma być Bóg w tekstach uznawanych za najstarsze, a w tekstach późniejszych, kiedy piano Bogu największe peany, kiedy wydoskonalano jego przymioty, spotykamy tendencję do stosowania formy syngularnej, mającej jakoby słabiej oddawać pewne aspekty bóstwa biblijnego?
Odpowiedź:
Jak wyżej, tendencję do określania Boga mianem formy syngularnej, jak też i mnogiej, spotykamy zarówno w nowszych księgach jak i w starszych. Agnosiewicz proponuje tu więc jakieś sztuczne reguły, które nie istnieją.
Relikty lingwistyczne
Wiele fragmentów z Elohim apologeci jakoś interpretują, znajdując zadowalające ich wyjaśnienie w duchu monoteistycznym. W Biblii spotykamy jednak kilka trudniejszych fragmentów, np.:
1. W swoim poprzednim tekście na ten temat wskazałem bardzo ważny fragment: "Tedy rzekł Pan Bóg: Oto Adam stał się jako jeden z nas" (Rdz 3,22). Chodziło mi o wskazanie, że pogrubionego fragmentu nie da się zinterpretować w znaczeniu syngularnym (katolicy mogą, gdyż w ich Biblii to "poprawiono"). Lewandowski utopił jednak tę kwestię w słowotoku, zaczął się rozwodzić zupełnie o czymś innym - o zwrocie "Pan Bóg rzekł", kiedy nie o to tam szło! Problem "jeden z nas" ominął szerokim łukiem. Katolicy wymyślają dziwaczne, jak by powiedział Reinach: dziecinne wytłumaczenia tego zwrotu. Bóg ma tu na myśli aniołów - powiadają. Inni interepretatorzy boskich tajemnic twierdzą: to Trójca - jedna ale w trzech osobach - rozmawia ze sobą. Takie spekulacje mogą zadowalać wiernych, ale co najwyżej śmieszą poważnego badacza. Człowiekowi nieuprzedzonemu znacznie łatwiej przyjąć, że to po prostu relikt politeistyczny.
Odpowiedź:
Po pierwsze, wcale nie jest tak, że problem „jeden z nas” ominąłem „szerokim łukiem”, bowiem - co już Agnosiewicz przemilczał – dalej specjalnie odniosłem się do tej kwestii objaśniając ją za pomocą zjawiska określonego przez biblistów mianem pluralis deliberationis, z czym Agnosiewicz wyraźnie nie może sobie wyżej poradzić (pominął nawet część mojej argumentacji odnośnie tej kwestii). Po drugie zaś, pisanie przeze mnie o liczbie pojedynczej orzeczenia wcale nie jest kwestią bez znaczenia tutaj, bowiem jeśli jest tak jak chce Agnosiewicz, czyli jeśli rzeczywiście jest to relikt politeizmu, to czemu kopista czy redaktor poprawił liczbę mnogą w tym jednym zdaniu tak niekonsekwentnie? Orzeczenie rzekomo przeprawił („i rzekł”), nie poprawił zaś tego co jest dalej („taki jak My,” „jeden z Nas”, „podobny Nam”). Nie można zatem przyjąć w tym momencie wytłumaczenia, ze jest to „relikt politeizmu”, lepsze i sensowniejsze jest wyjaśnienie, że jest to jakaś osobliwa forma literacka określona dziś mianem pluralis deliberationis. Takie wytłumaczenie ma w sobie o wiele większy sens, nie ma w nim wspomnianej przed chwilą niekonsekwencji, można też wskazać wspomniane przeze mnie ciut wyżej teksty, gdzie Bóg i ludzie zwracają się do siebie w liczbie mnogiej.
2. Bardzo często Elohim pojawia się w syngularnym znaczeniu, o czym świadczą m.in. formy czasownikowe występujące obok. Nie jest tak jednak zawsze. Np. w rozmowie z Abielekhem Abraham mówi: "I oto gdy bogowiewyprawili mnie na tułaczkę z domu ojca mego..." (Rdz 20.13). W późniejszych przekładach jest to oczywiście zmienione.
Odpowiedź:
W tekście hebrajskim mamy tu hiteu (wyprawili). Jednakże takie zastosowanie tego czasownika również nie musi być dowodem na żadną pozostałość politeizmu. Zauważmy, że w Iz 19,13 czasownik ten również występuje w liczbie mnogiej, choć jest zastosowany do „naczelnika plemion Egiptu” (et-misraim pinnat szebateiha). W tekście hebrajskim podmiot jest tu w liczbie pojedynczej („naczelnik” – pinnah) a odnoszący się do niego czasownik (hiteu) jest w liczbie mnogiej. Jak zatem widać po Iz 19,13 wspomniany czasownik hiteu nie musi więc zakładać, iż to do czego się on odnosi w Rdz 20,13 jest w liczbie mnogiej. Biorąc pod uwagę fakt, że termin elohim nie musi oznaczać czegoś mnogiego (bo nawet w polemicznie monoteistycznych tekstach Biblii jest stosowany wobec Boga – patrz mój poprzedni tekst), w tym wypadku również i wspomniany czasownik „wyprawili” w połączeniu ze słowem Bóg nie musi być jakąś pozostałością wielobóstwa. Jak pisałem w swym poprzednim tekście i wyżej, pojedyncze osoby określano w języku hebrajskim za pomocą rzeczowników i orzeczeń w liczby mnogiej, one same też się do siebie w tej formie zwracały (patrz wyżej przykłady). Stosowanie wobec jakiegoś bytu rzeczowników czy czasowników w liczbie mnogiej nie musi rozstrzygać o żadnym politeizmie.
Język hebrajski dość często stosuje formę liczby mnogiej tego czasownika wobec pojedynczych bytów. Weźmy czasownik jiszepetu („rozsądzą), który jest w liczbie mnogiej, a mimo to występuje w związku z podmiotem, który jest pojedynczym bytem. Np. w Ps 9,20 czytamy:
„Powstań, o Panie, by człowiek nie triumfował; osądź narody przed Twoim obliczem”.
Choć tekst jest ewidentnie monoteistyczny, i mówi o Jahwe, to jednak autor stosuje tu wobec Boga czasownik „rozsądzić” (jiszapetu), który jest w liczbie mnogiej.
Na tym nie koniec, bo są nawet takie miejsca w Piśmie, gdzie w najbardziej monoteistycznych księgach Biblii (takich jak księga Tritoizajasza, czyli najbardziej monoteistyczna księga w ST – por. np. Iz 45,5,14,21;46,9) sam Jahwe stosuje do siebie wspomniany czasownik istniejący w liczbie mnogiej. Popatrzmy na pewien wers:
„Bliska jest moja sprawiedliwość, zbawienie moje się ukaże. Ramię moje sądzić (jiszepotu) będzie ludy” (Iz 51,5).
Zatem będący w liczbie mnogiej czasownik „rozsądzić” regularnie stosuje się w Piśmie do jednego Boga, nawet w najbardziej monoteistycznych księgach ST. Widać taka jest maniera języka hebrajskiego, że o jednym bycie mówi za pomocą czasownika w liczbie mnogiej, nie świadczy to zatem o żadnym politeizmie.
3. We fragmencie Rdz 3,4-5 Elohim występuje w jednym zdaniu, przy czym raz tłumaczone jest w liczbie pojedynczej, a raz mnogiej: "I rzekł wąż do niewiasty: Żadnym sposobem śmiercią nie pomrzecie; Ale wie Bóg, że któregokolwiek dnia z niego jeść będziecie, otworzą się oczy wasze; a będziecie jako bogowie, znający dobre i złe."
Odpowiedź:
Z tego tekstu możemy wydusić jedynie to, że nazywa on Boga terminem elohim. Nic zatem to nie wnosi, o tym byłą już wielokrotnie mowa, i wiadomo, że o niczym to nie rozstrzyga, z czym nawet sam Agnosiewicz się zgadza pisząc: „Gdyby nasze podejrzenia co do politeizmu Hebrajczyków opierały się tylko na końcówce -im w części określeń bóstwa, jak zarzuca mi Lewandowski, istotnie byłaby to gruba spekulacja”.
Przyznam, że nawet gdybym nie znał w ogóle odkryć archeologicznych przytoczonych powyżej, innych mitologii, jeśli nie miałbym w ogóle wiedzy o rozwoju religii i oddziaływaniach międzykulturowych, to gdybym miał przyjąć takie wyjaśnienia jakie proponują ludzie religijni dla zaprzeczenia niekorzystnemu dla siebie scenariuszowi wydarzeń, to i tak trudno byłoby mi podzielić te szyte grubymi nićmi koncepcje. Musiałbym ślepo wierzyć.
Odpowiedź:
Tak, Agnosiewicz woli wierzyć zatem w coś innego na temat Biblii, byle tylko nie w to co wierzą ludzie religijni.
Lewandowski wskazuje, iż "nikt dziś w Kościele katolickim nie ukrywa faktu, że używane w Biblii wobec Boga słowo 'elohim ma formę liczby mnogiej". Wbrew temu jednak biblijny urząd cenzury działa bardzo sprawnie. Konsekwentnie likwidowane są wszelkie pluralizmy odnoszące się do "boga prawdziwego". Twierdzenie o nieukrywaniu jest w najważniejszym aspekcie pustosłowiem: W ST Elohim występuje ponad 2200 razy. Sięgnijmy do najnowszych przekładów - nie znajdziemy ani jednego! Podobnie z Jahwe i innymi imionami czy określeniami bożymi (Elohim, Jahwe, Jahwe Elohim, El, El Eyon, El Shaddai, Adonai). Wszystko to pozamieniane zostało beztreściowymi "Pan" i "Bóg". Tymczasem jeszcze w starszym przekładzie katolickim - Jakuba Wujka - to było. Jednak pod naporem krytyki zdecydowano się to usunąć. Dlaczego? Aby wierni nie zaczęli się zastanawiać? W trudniejszych fragmentach robi się przypisy, a nie usuwa je, wygładza, jak zrobili to katolicy.
Odpowiedź:
Problem jednak w tym, że nikt nie ukrywa form na jakie się powołuje Agnosiewicz. Jak pisałem, katolickie Biblie i opracowania wzmiankują o tym o czym pisze Agnosiewicz. Jedynie elohim tłumaczy się w liczbie pojedynczej, ale jest to przecież uprawnione, bo sami autorzy biblijni stosowali wobec Boga termin elohim, choć bronili jednocześnie idei, że Bóg jest jeden (patrz mój poprzedni tekst na ten temat). Jak widać, Agnosiewicz stwarza tu zatem sztuczne problemy.
Swoim wywodem oczywiście "Ameryki nie odkryłem", gdyż jest on mało sporny wśród najpoważniejszych badaczy Biblii. Charakteryzują się oni niewątpliwie tym, że starają się ją wyjaśnić w kategoriach "ziemskich", bez odwoływania się do czynników nadprzyrodzonych. Ktoś kto w inny sposób podchodzi do zagadnienia, może być wybitnym teologiem, podając coraz doskonalsze interpretacje, które świetnie trafiają do uczuć i przekonań ludzi wierzących w boskość Biblii, ale będzie trudno mu będzie zostać wybitnym badaczem szeroko szanowanym wśród naukowej krytycznej biblistyki.
Ktoś o naukowym (krytycznym) podejściu do biblistyki i korzeni własnej religii, musi się pogodzić z tym, że jej rozwój nie był niczym niezwykłym, niebywałym, niespotykanym, lecz przebiegał w sposób podobny do wielu innych religii, nie bez wpływu innych koncepcji religijnych. Człowiek uczciwy intelektualnie przed innymi i samym sobą nie może takich oczywistości odrzucać, tymczasem taka postawa jest obca mojemu krytykowi, który wyklina "naturalistyczne koncepcje rozwoju Objawienia".
Odpowiedź:
Raczej ich nie akceptuje. Jest to bowiem po prostu zwyczajna naturalistyczna metafizyka, nasycona własnymi wziętymi z sufitu i na wiarę założeniami, koncepcjami. Koncepcje te są inne niż koncepcje religijne, co wcale nie znaczy, że nie posiadają ukrytej metafizyki innego rodzaju. Główne założenie tej metafizyki jest jasne: Biblia to zbiór zabobonów, redagowanych długo po fakcie przez oszustów i hochsztaplerów semickich. W ten sposób ocenia się istniejące od tysięcy lat dzieło, które my dziś tylko zastaliśmy. Za pomocą odgórnego założenia wydaje się osąd. Następnie, aby „uwiarygodnić” ten osąd, dokleja się do tego wszystkiego odpowiedni naturalistycznie przyrządzony sos. Nie ma w tym nic z jakichkolwiek argumentów, są to same puste tezy, takich jak Agnosiewicz, cytowane potem bezwolnie również przez takich jak Agnosiewicz. Za pomocą kolażu złożonego z takich opinii tka się potem swoje rozprawki, czego przykładem jest komentowana tutaj rozprawka Agnosiewicza, z której wyciąłem aż ok. 13 stron wspomnianego sosu, złożonego z takich właśnie samych pustych naturalistycznych opinii, które dla teisty są (o czym „racjonaliści” nie są w stanie pamiętać) bez jakiejkolwiek wartości. Nie ma w tym sosie bowiem nic, co by rozstrzygało, że w temacie Biblii należy przyjąć akurat właśnie koncepcje naturalistów. Przesłanki z jakich wywodzą oni swe naturalistyczne koncepcje „biblijne” można bowiem z powodzeniem wyjaśnić bez uciekania się do naturalistycznej metafizyki i „politeistycznych” wyjaśnień. Są to najczęściej bowiem szczegóły, które naciąga się do rozmiaru dramatu.
Agnosiewiczowi wydaje się, że w tej dyskusji zyska on coś za pomocą tzw. „tyranii autorytetu”. Owa „tyrania autorytetu” to zasada, która polega na tym, że dany krytykant Biblii powołuje się na kolegów ze swego własnego naturalistycznego obozu, którzy podług tych samych naturalistycznych tez co on interpretują tekst biblijny. W rzeczywistości ludzie ci mają jednak tylko swe własne hipotezy i nic więcej. Tylko tego się już nie mówi. Pod publikę, dla łatwowiernych (wiernych Agnosiewicza powiedzmy, skoro już lubi on takie określenia odnosić do mnie) sprawę prezentuje się natomiast zupełnie inaczej, czyli: „najwybitniejsi” bibliści (powodem ich „wybitności” jest oczywiście ich niewiara w Biblię) mają takie a takie zdanie, ty zaś jesteś w mniejszości. Tymczasem w nauce nie ma żadnej mniejszości, ani większości, dogmatów. Są tylko obozy badaczy, a „racjonaliści” może i mają mandat na prawdę, z tym „małym” problemem, że zapomnieli jednak już dziś, iż z jakichś nieznanych nikomu poza nimi powodów sami go sobie nadali. Wśród wierzących jest o wiele więcej biblistów, i tylko ktoś zupełnie nieodpowiedzialny może powiedzieć, że powinni się oni „schować” ze swym światopoglądem. Na koniec, jako ciekawą konkluzję dla tego co tu napisałem o „obiektywizmie” „racjonalnych badaczy” i „autorytetów” w temacie świata biblijnego przytoczę słowa dr Alfreda Palli, idealnie podsumowujące mój wywód za pomocą wcale nie pustej opinii, bowiem opartej na czymś faktycznym:
„Czytając opracowania podpisane przez naukowców, pamiętajmy, że ulegają oni uprzedzeniom wynikającym z ich światopoglądu, tak jak wszyscy ludzie. Na przykład brytyjska badaczka Kathleen Kenyon, która prowadziła wykopaliska w Jerycho, wykluczyła możliwość zniszczenia Jerycha w czasach Mojżesza około 1400 r. p.n.e. Stwierdziła, że w tym czasie miasto nie było nawet zamieszkane. Jej opinię przyjęto za pewnik ze względu na jej ogromny autorytet w dziedzinie archeologii. Dopiero w latach osiemdziesiątych, kiedy opublikowano jej pisma, wyszło na jaw, że znalazła ona w Jerycho naczynia, które występowały tylko i wyłącznie około 1400 r. p.n.e. Kenyon zignorowała to świadectwo, gdyż podważało jej wniosek, że Jerycho było niezamieszkałe w czasie biblijnego podboju Kananu. Zignorowała też skarabeusze znalezione wcześniej przez archeologa Johna Garstanga na cmentarzu w Jerychu, które nosiły imiona faraonów egipskich panujących w XV/XIV w. p.n.e., co dobitnie wskazywało, że Jerycho było zamieszkałe w czasach Mojżesza i Jozuego. Odrzuciła nawet wyniki datowania radiokarbonicznego, które wskazywało na zniszczenie miasta ogniem w 1410 r. p.n.e”[19].
W innym swym tekście Palla dodaje:
„Chcielibyśmy wierzyć, że uczeni są bezstronni w swych badaniach, ale tak nie jest. Historia nauki dowodzi, że uprzedzenia światopoglądowe mają ogromny wpływ na to, w jaki sposób uczeni filtrują dane i konstruują swe wnioski. W przypadku wielu uczonych ocena wiarygodności Pisma Świętego ma więcej wspólnego z ich światopoglądem niż z wykopaliskami”[20].
W tym samym tekście Palla dodaje jeszcze inną bardzo ciekawą uwagę:
„Historycy, badający starożytne źródła, wychodzą z innego założenia niż liberalni archeolodzy i bibliści. Otóż zakładają oni, że źródło jest wiarygodne. Następnie poddają je gruntownej analizie, po czym biorą pod uwagę wszystkie obiekcje. Dopiero wtedy podejmują się oceny jego wiarygodności. Wobec Biblii wielu uczonych odwróciło ten proces i odrzucają relację biblijną wszędzie tam, gdzie nie ma ona wsparcia w niezależnych źródłach. Gdyby historycy podchodzili z takim subiektywizmem do źródeł starożytnych, musieliby odrzucić niemal wszystkie z nich, bo ich treść rzadko ma niezależne poświadczenie”.
Nic dodać, nic ująć.
Jan Lewandowski, 19 czerwca 2004
[1] Por. Mariusz Agnosiewicz, Przemilczana historia Jehowy, http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,3156?PHPSESSID=526faa2ddd0526434f31f969194ec960 .
[2] Por. Jan Lewandowski, Czy w Biblii są jakieś pozostałości politeizmu?, http://www.apologetyka.katolik.pl/polemiki/ateizm/jl_kontra_racjonalista/jl_politeizm/ .
[3] Por. Jan Lewandowski, Czy Stary Testament wzoruje się na wierzeniach innych religii?, http://www.apologetyka.katolik.pl/polemiki/ateizm/jl_kontra_racjonalista/jl_st_a_inne_wierzenia/index.php
[4] M. Agnosiewicz, Forum serwisu, Ataków Lewandowskiego ciąg dalszy, http://www.racjonalista.pl/forum.php/s,2907 .
[5] Więcej na ten temat por. J. Synowiec, Patriarchowie Izraela i ich religia, Kraków 1995, s. 67.
[6] Por. Ernst Wurthwein, The Text of The Old Testament, Grand Rapids 1995, s. 142.
[7] Por. np. Encyklopedia biblijna, Warszawa 1999, s. 74; por. też podający takie znaczenie tego słowa TWOT Lexicon, analizujący też dokładnie zakres użycia tego słowa w Biblii.
[8] Palla, Niebiblijne fantazje z „Der Spiegel”, http://www.nadzieja.pl/czytelnia/artykuly/nowe/spiegel.html .
[9]Encyklopedia biblijna, dz. cyt., s. 67-68.
[10] Por. S. Gądecki, Archeologia biblijna, tom I, Gniezno 1994, s. 325.
[11]Encyklopedia biblijna, dz. cyt., s. 408.
[12] Więcej na temat wspomnianych gatunków literackich w Biblii por. np. w: J. Synowiec, Na początku, Warszawa 1987, s. 53.
[13] Por. Ugarit and the Bible, http://www.theology.edu/ugarbib.htm .
[14] Cyt. za Tamże.
[16] Por. Michał Kędzierski, Ateizm – Wybór najodpowiedniejszy, http://www.pizzer.obywatel.pl/artykuly/at_wyb.HTM .
[17] John Bright, Historia Izraela, Warszawa 1994, s. 126.
[19] Alfred Palla, Niebiblijne fantazje ze „Spiegla”, art. cyt., http://www.xxl.chrystus.pl/artykuly/niebiblijnefantazje.htm .
[20] Palla, Kopanie w Biblię, http://www.webmedia.pl/siz/03-1/kopanie1.htm .