O Marii Russell, żonie C. T. Russella, wypowiedzi różne (cz. 2)
O Marii Russell, żonie C. T. Russella, wypowiedzi różne (cz. 2)
W części pierwszej tego artykułu przedstawiliśmy kilkanaście krótszych wypowiedzi o Marii Russell, żonie C. T. Russella, założyciela Towarzystwa Strażnica. W tym zaś tekście przytaczamy dłuższe fragmenty. Oto rozdziały tej części artykułu:
Jako opisana w liście przez C. T. Russella
Jako szeroko opisana w Roczniku Świadków Jehowy
Jako przywódczyni innych kobiet
Jako opisana w liście przez C. T. Russella
„Dlaczego w swoim czasie odeszła żona pierwszego prezesa Watch Tower Bible and Tract Society, C.T. Russella? (...)
C.T. Russell dobrze wiedział, jakie jest biblijne stanowisko męża. Odpowiednio do tego też zachował się w sprawie, w którą uwikłała się jego małżonka. W liście do przyjaciela w Anglii z dnia 27 grudnia 1899 roku opisał powód odejścia żony, a zarazem wyjawił, jak przeżywa powstałą sytuację. Oto obszerny fragment tego listu:
»Nasza droga siostra Russell zaraziła się tą samą chorobą, na którą zapadło tylu innych, zwłaszcza ci, o których jest mowa w broszurze: ‚A Conspiracy Exposed’ [Zdemaskowany spisek]. Cały ich szkopuł ma taki sam charakter, jak na początku u wielkiego Przeciwnika – jest nim pycha, gotowość obalenia wszystkiego, byleby zaspokoić własną ambicję.«
»Pobraliśmy się ponad dwadzieścia lat temu i przez trzynaście lat siostra Russell naprawdę odznaczała się tym wszystkim, czego tylko można oczekiwać od serdecznej, szlachetnej, szczerze oddanej towarzyszki życia; jeszcze podczas spisku zachowywała to usposobienie, do tego stopnia, że z własnej dobrej woli odbyła podróż po kilku stanach w ślad za S.D. Rogersem, aby skorygować jego oszczercze twierdzenia. Nader serdeczne przyjęcie, jakie z tej okazji wszędzie zgotowano naszej drogiej siostrze, przyczyniło się jednak do tego, że z iskry zarozumiałości, która już zaczęła się w niej żarzyć, rozgorzał wielki pożar. Zapomniała widocznie, iż witano ją w ten sposób nie tyle z uwagi na nią samą, ile przede wszystkim z tej racji, że reprezentowała dzieło Pańskie, a także jechała w charakterze przedstawicielki swego męża.«
»Z podróży powróciła bardzo pewna siebie i pod tym względem zupełnie inna niż była poprzednio, zwłaszcza gdy się weźmie pod uwagę pierwsze dziesięć lat naszego pożycia małżeńskiego. Duch ów zamiast się utemperować, raczej jeszcze się wzmagał, aż wreszcie jakieś cztery lata temu zaczęła otwarcie ‚walczyć’ o zaspokojenie swych ambicji. Na pewno sobie przypominasz, że prawie już mijają cztery lata, odkąd na jej własną prośbę zaprzestano ją wymieniać w składzie kolegium redakcyjnego, natomiast zamieszczano jej nazwisko przy każdym artykule napisanym przez nią, a ogłoszonym w STRAŻNICY. Następnym jej posunięciem było żądanie, żeby pozostawić jej więcej miejsca na łamach tego czasopisma oraz przyznać swobodę pisania według własnego upodobania, co nie miało podlegać żadnej korekcie ani krytyce. Trwało to przez jakiś czas, aż wreszcie powiedziałem jej uprzejmie, ale stanowczo, że nie sądzę, aby było wolą Pana zachęcanie jej do jakiegokolwiek udziału w tej pracy, dopóki będzie przejawiała tak zarozumiałego ducha. Od tamtej pory też nie opublikowano już żadnego artykułu, który wyszedł spod jej pióra.«
»Później usiłowała jeszcze wymusić na mnie udostępnienie jej miejsca na naszych łamach itd., co nazwała przysługującą jej swobodą w korzystaniu ze swych talentów. W tym celu zwróciła się do dwóch braci, aby poszli do mnie w myśl Ewangelii według Mateusza 18:15. W rezultacie spotkało ją całkowite rozczarowanie, gdyż ci bracia powiedzieli jej otwarcie, że podług ich zrozumienia kwestia, którą podnosi, nie leży ani w ich kompetencji, ani kogokolwiek innego; że chociaż w pewnej mierze podzielają jej pogląd, to jednak chyba Pan nie popełnił błędu, powierzając sprawy w ręce brata Russella, a jeśli kiedyś uznałby za słuszne zmienić ten stan rzeczy, to ma dość sposobów na uczynienie tego; ponadto, że mogą tylko odradzać jej forsowanie takich życzeń, mimo iż jest im przykro, że sprawiają jej zawód.«
»Następnym krokiem siostry Russell było zorganizowanie przy pomocy jej sióstr (cielesnych) kobiecej krucjaty przeciwko mnie w zborze Allegheny. Skutek był taki, że doszło do wyraźnego przekręcania faktów i do wielu oszczerstw, bo oczywiście nie służyłoby ich celom powiedzenie całej nagiej prawdy, na przykład, że chodzi o ambicje siostry Russell itd. Bez trudu chyba zrozumiesz moje położenie: jako mężczyzna byłem w gorszej sytuacji i oszczerstwa mnożyły się, przy czym nie miałem możliwości przeciwdziałania im; dobrze wiesz zresztą, że nigdy nie chciałem powiedzieć złego słowa o mojej wybranej, którą z całego serca kochałem i w dalszym ciągu tak kocham.«
»Tamto sprzysiężenie niewiast szybko się przesiliło i skończyło się tylko małym odsiewem, bo większość dzięki opatrzności Pańskiej wydostała się z sideł; zaledwie sześciu czy ośmiu z naszego dwustuosobowego grona doznało poważniejszego szwanku. Siostra Russell posunęła się jeszcze dalej: aby rozpuszczonym oszczerstwom nadać lepsze pozory prawdopodobieństwa, odeszła ode mnie. Sądziła przy tym, że pobiegnę za nią i zgodzę się na wszelkie ustępstwa, żeby ją skłonić do powrotu. Omyliła się jednak, a gdy z kolei ona wyraziła chęć powrotu, przystałem na to tylko pod warunkiem obietnicy, że ze swej strony rozumnie przyzna, iż od roku postępuje niegodziwie, jak również zapewni mnie w jakiś sposób, iż będzie mi przyjacielem, a nie wrogiem. Uważałem, że to Pan mnie wyzwolił i że nie byłoby słuszne, gdybym znowu jej uległ, nie mając rozsądnych gwarancji. Od tego czasu upłynęły dwa dalsze lata. Obecnie wraz z matką i swymi siostrami mieszka na mieście i urządza małe spotkania religijne, na które przychodzi grupka jej przyjaciół. Często ją widzę, traktuję ją uprzejmie i nie życzę jej nic innego, jak tylko wszystkiego najlepszego dla jej teraźniejszego i wiecznego dobra.«
W podsumowaniu C.T. Russell napisał jeszcze o żonie: »Siostrę Russell poraził duch wygórowanej ambicji, tak jak niektórych innych, i wydaje się bardzo korzystnym zrządzenie opatrzności Pańskiej sprzed trzech lat, dzięki któremu nie powinno się jej utożsamiać z publikacjami [Towarzystwa Strażnica], aż do czasu, gdy w jej sercu nastąpi pod tym względem całkowita zmiana«.
Niewątpliwie C.T. Russell zachował się właściwie, czyniąc, co było możliwe, aby okazać się uprzejmym i życzliwym wobec żony. W myśl Pisma świętego nie mógł jednak dla doprowadzenia do pojednania zrzec się stanowiska głowy” (Strażnica Rok XCV [1974] Nr 18 s. 22-24).
Jako szeroko opisana w Roczniku Świadków Jehowy
Poniżej przytaczamy szeroki opis Marii Russell zamieszczony w angielskim Roczniku Świadków Jehowy 1975 (s. 65-70), który został w latach 90. XX wieku przełożony na język polski:
Oczywiście nie był to koniec prób i doświadczeń C. T. Russella. Miał on jeszcze doznać osobistych kłopotów ze strony najbliższych. We wspomnianym trudnym roku 1894 pani Russell (z domu Maria Frances Ackley, którą Russell poślubił w roku 1879) udała się w podróż z Nowego Jorku do Chicago, spotykając się po drodze z Badaczami Pisma Świętego i przemawiając w imieniu męża. Zbory chętnie ją przyjmowały, ponieważ była kobietą wykształconą i inteligentną.
Pani Russell była członkiem zarządu Towarzystwa Strażnica i przez kilka lat pełniła funkcję sekretarza-skarbnika. Pisywała też regularnie artykuły dla Strażnicy Syjońskiej, a przez jakiś czas była nawet współwydawcą tego czasopisma. W końcu chciała mieć coraz więcej do powiedzenia w sprawie treści artykułów publikowanych w Strażnicy. Przypominała ambitną Miriam, siostrę Mojżesza, która przeciwstawiła się swemu bratu, ustanowionemu przez Boga przywódcy Izraela, chcąc w ten sposób wywyższyć własną osobę, co jednak nie podobało się Jehowie (4 Mojż. 12:1-15).
Dlaczego pani Russell zajęła takie stanowisko? „W owym czasie jeszcze nie zdawałem sobie z tego sprawy”, pisał C. T. Russell w roku 1906, „ale później się dowiedziałem, że spiskowcy starali się zaszczepić w serce żony ziarna niezgody, posługując się pochlebstwami, argumentami o ‚prawach kobiet’ itp. Jednakże gdy nastąpił wstrząs [w roku 1894], dzięki opatrzności Bożej oszczędzono mi poniżenia, jakim byłoby ujrzenie wśród spiskowców mojej żony (...) Kiedy wszystko zaczęło się uspokajać, poglądy o ‚prawach kobiet’ oraz ambicja znowu się odezwały i zauważyłem, że gorąca kampania, którą pani Russell prowadziła w mojej obronie, oraz serdeczne przyjęcie, jakie drodzy przyjaciele zgotowali nam w czasie podróży (...) zaszkodziły jej, podnosząc jej mniemanie o sobie (...) Zdawała się dochodzić do wniosku, że do zamieszczenia na łamach Strażnicy nadaje się wyłącznie to, co ona sama pisała, a mnie ciągle nękała, sugerując mnóstwo poprawek w moich artykułach. Z bólem obserwowałem narastanie tej skłonności, tak ogromnie różniącej się od pokornego usposobienia, jakim się odznaczała przez pierwsze szczęśliwe 13 lat naszego małżeństwa”.
Pani Russell okazywała coraz mniejszą chęć do współpracy, co pogarszało i tak już napięte stosunki. Ale kiedy na początku 1897 roku zachorowała, mąż poświęcił jej wiele uwagi. Chętnie się nią opiekował, sądząc, że jego życzliwa troskliwość poruszy serce żony i przywróci dawną czułość i miłość. Jednakże gdy tylko wyzdrowiała, zwołała komitet redakcyjny i spotkała się z mężem, „głównie w tym celu, aby bracia pouczyli mnie, że na łamach Strażnicy ona ma takie same prawa jak ja, i że wyrządzałem jej krzywdę, nie dając jej całkowitej swobody” – pisał C. T. Russell. Wynik sprawy był taki, że członkowie komitetu oświadczyli, iż ani oni, ani nikt inny nie ma prawa ingerować w to, jak jej mąż redaguje Strażnicę. Pani Russell odpowiedziała, że wprawdzie nie zgadza się z członkami komitetu, spróbuje jednak spojrzeć na sprawy z ich punktu widzenia. Russell pisze dalej: „Wtedy zapytałem w ich obecności, czy możemy uścisnąć sobie ręce. Zawahała się, ale w końcu podała mi dłoń. Powiedziałem: ‚Czy także pocałujesz mnie, kochanie, na znak częściowej zmiany zapatrywań?’ Znowu się zawahała, ale w końcu mnie pocałowała i jeszcze w inny sposób w obecności komitetu okazała nawrót uczuć”.
A zatem Russellowie ‘pogodzili się i pocałowali’. Później, na prośbę żony, C. T. Russell zorganizował tygodniowe spotkanie „sióstr ze zboru Allegheny”, któremu przewodniczyła. Wywołało to dalsze kłopoty – zaczęły się szerzyć oszczercze uwagi na temat C. T. Russella. Jednakże i tę sprawę załatwiono.
W końcu narastająca uraza doprowadziła panią Russell do zerwania z Towarzystwem Strażnica i z mężem. Bez uprzedzenia odeszła od niego w roku 1897, po prawie 18 latach pożycia małżeńskiego. Niespełna siedem lat mieszkała osobno. C. T. Russell zapewnił jej oddzielne mieszkanie i troszczył się o jej utrzymanie. W czerwcu 1903 roku pani Russell wniosła do sądu okręgowego w Pittsburghu w stanie Pensylwania sprawę o separację prawną. Rozprawa odbyła się w kwietniu 1906 roku. Prowadził ją sędzia Collier oraz ława przysięgłych. Prawie dwa lata później, 4 marca 1908 roku, wydano orzeczenie. Powiedziano w nim: „Nakazuje się, rozstrzyga i postanawia, że powódka Maria F. Russell i pozwany Charles T. Russell są rozdzieleni od stołu i łoża”. „Rozdzieleni od stołu i łoża” – tak brzmiał zarówno wyrok, jak i zapis dokonany przez urzędnika sądowego. Była to jedynie separacja prawna. Nigdy nie przeprowadzono pełnego rozwodu, jak to niektórzy błędnie utrzymują. Podręcznik Law Dictionary Bouviera (słownik prawniczy wydany w roku 1940 przez Banks-Baldwin Law Publishing Company) definiuje to sformułowanie jako „częściowy lub warunkowy rozwód, który separuje strony i zabrania im razem żyć lub mieszkać, nie rozwiązuje jednak samego małżeństwa (1 Bl. Com. 440)” (strona 314). Na stronie 312 podano tam, że „bardziej poprawnie można by to nazwać separacją prawną”.
Sam C. T. Russell doskonale zdawał sobie sprawę, że sąd nie udzielił całkowitego rozwodu, lecz że była to zalegalizowana separacja. W roku 1911 w czasie podróży po Irlandii zapytano go w Dublinie: „Czy to prawda, że rozwiódł się pan z żoną?” Russell tak napisał o udzielonej odpowiedzi: „‚Nie rozwiodłem się z żoną. Wyrok sądu orzekał nie rozwód, lecz separację. Wydali go wyrozumiali sędziowie, którzy oświadczyli, że oboje będziemy szczęśliwsi w separacji. Żona oskarżała mnie o okrucieństwo, ale jedynym dowodem mego okrucieństwa było to, że raz odmówiłem jej pocałunku, kiedy o niego poprosiła’. Zapewniłem słuchaczy, że nie zgadzam się z zarzutem okrucieństwa i sądzę, iż żaden mąż nigdy nie traktował lepiej swej żony. Słuchacze oklaskami potwierdzili, że wierzą mojemu oświadczeniu”.
Godny uwagi jest także epizod z pogrzebu C. T. Russella w Pittsburghu w roku 1916. Anna K. Gardner, której wspomnienia są całkiem podobne do relacji innych naocznych świadków, opowiada: „Tuż przed ceremonią pogrzebową w Carnegie Hall zdarzyło się coś, co obala kłamstwa o bracie Russellu, szerzone w prasie. Sala wypełniła się na długo przed rozpoczęciem uroczystości żałobnych. Było bardzo cicho. Wtem ukazała się postać w welonie, podeszła przejściem między ławkami do trumny i coś na niej położyła. Kto był na przedzie, mógł zobaczyć, co to było – bukiet konwalii, ulubione kwiaty brata Russella. Przewiązane były wstążką z napisem: ‚Ukochanemu Mężowi’. Była to pani Russell. Nigdy nie byli rozwiedzeni, co znalazło publiczne potwierdzenie”.
Trudno sobie nawet wyobrazić, ile smutku i przykrości przysporzyły C. T. Russellowi nieszczęścia rodzinne. W pewnym odręcznym liście bez daty, napisanym do żony w okresie ich niepowodzeń małżeńskich, wyznaje: „Kiedy ten list dotrze do Ciebie, minie akurat tydzień, jak opuściłaś tego, kogo przed Bogiem i ludźmi obiecałaś kochać, słuchać i służyć mu ‚w doli i niedoli, aż śmierć nas rozłączy’. Niewątpliwie to prawda, że ‚doświadczenie jest najlepszym nauczycielem’. Tylko ono mogło mnie tak przekonać do Ciebie, o której mogę szczerze powiedzieć, że dawniej nie było bardziej kochającej i oddanej towarzyszki. Gdyby było inaczej, jestem pewien, że Pan nie dałby mi Ciebie. A wszystko, co On czyni, jest dobre. Ciągle Mu dziękuję za Jego zrządzenie względem mnie i z przyjemnością wspominam czas, kiedy mnie całowałaś co najmniej trzydzieści razy dziennie i wielokrotnie powtarzałaś, że nie rozumiesz, jak mogłaś żyć beze mnie, i że boisz się, abym nie umarł pierwszy. (...) Przypominam sobie też, że niektóre takie dowody miłości dałaś mi jeszcze półtora roku temu, choć wskutek zazdrości i podejrzeń nasza miłość już od roku nie była tak gorąca, pomimo mych zapewnień, jak bardzo Cię kocham, powtarzanych setki razy i podtrzymywanych do tej pory”.
Russell uważał, że wielki Przeciwnik „mocno uchwycił w szpony” jego żonę. Pisał do niej: „Żarliwie modlę się za Ciebie do Pana”. Sam też starał się jej pomóc. Napisał: „Nie chcę Cię absorbować opisem mej żałości. Nie będę też próbował poruszyć Twego serca odmalowywaniem tego, co odczuwam, gdy od czasu do czasu znajduję Twoje suknie lub inne rzeczy i staje mi przed oczami Twoja dawniejsza postać – tak pełna miłości i zrozumienia, tak pomocna – odzwierciedlająca usposobienie Chrystusa. Moje serce wola: ‚Obym ją pochował, albo oby ona mnie pochowała w tym szczęśliwym okresie!’ Ale widocznie za mało było jeszcze prób i doświadczeń. (...) Rozważ z modlitwą, co chcę Ci powiedzieć. I wiedz, że najboleśniejsza nie jest dla mnie perspektywa samotności w dalszej wędrówce przez życie, lecz Twój upadek, moja ukochana, i jeśli się nie mylę, Twoja wieczna zguba”.
Jak gdyby Russellowi nie dość było kłopotów małżeńskich, wrogowie podnieśli przeciw niemu bezwstydnie niskie zarzuty, że się prowadzi niemoralnie. Te wyrachowane kłamstwa wywodziły się z tak zwanej „historyjki o meduzie”. W kwietniu 1906 roku pani Russell zeznała przed sądem, że niejaka panna Ball oświadczyła jej, jakoby C. T. Russell powiedział pewnego razu: Jestem jak meduza. Pływam sobie tu i tam. Dotykam to tej, to tamtej, a jeśli któraś zareaguje, to ją biorę, jeśli nie – to odpływam do innych”. Zeznając w charakterze świadka, Russell stanowczo zaprzeczył „historyjce o meduzie” i całą tę sprawę skreślono z protokołu rozprawy, a sędzia pouczył przysięgłych: „Jeśli chodzi o historię z dziewczyną, która mieszkała razem z rodziną, to nie wchodzi to w zakres powództwa i nie ma nic wspólnego ze sprawą”.
Dziewczyna, o której mowa, weszła jako sierota do rodziny Russellów w roku 1888, mając wówczas 10 lat. Traktowali ją jak własne dziecko i każdego wieczora, kiedy szła spać, całowała ich na dobranoc (protokół rozprawy, str. 90 i 91). Pani Russell zeznała, że ten wypadek miał się wydarzyć w roku 1894, kiedy dziewczynka nie mogła mieć więcej niż 15 lat (protokół, str. 15). Pani Russell żyła jeszcze z mężem 3 lata, a później jeszcze 7 lat oddzielnie, zanim wytoczyła sprawę o separację. W swoim wniosku do sądu nic o tym nie wspomniała. Chociaż panna Ball żyła wówczas i pani Russell wiedziała, gdzie mieszka, nie próbowała powołać jej na Świadka ani nie przedłożyła żadnego jej oświadczenia. Sam C. T. Russell nie mógł powołać panny Ball na świadka, ponieważ nie uprzedzono go ani nie powiadomiono, że jego żona przedstawi taki zarzut na rozprawie. Ponadto kiedy trzy lata po tym rzekomym incydencie pani Russell zwołała komitet, przed którym przedyskutowali z mężem pewne różnice poglądów, ani słowem nie wspomniała „historyjki o meduzie”. W sprawie o rozwiązanie małżeństwa adwokat pani Russell oświadczył: „Nie stawiamy zarzutu cudzołóstwa”. A z protokołu rozprawy wynika, że w gruncie rzeczy pani Russell nigdy nie wierzyła, żeby mąż dopuścił się cudzołóstwa (str. 10). Jej własny adwokat zapytał: „Czy pani chce powiedzieć, że mąż popełnił cudzołóstwo?”. Odpowiedziała: „Nie” (Dzieje Świadków Jehowy w czasach nowożytnych. Stany Zjednoczone Ameryki. Na podstawie Rocznika Świadków Jehowy na rok 1975 s. 21-24).
O Marii Russell wspomniano też w angielskiej książce Świadków Jehowy pt. Jehovah’s Witnesses in the Divine Purpose 1959 s. 17, 27, 45.
Szerzej opisano ją zaś w broszurze pt. A Great Battle in the Ecclesiastical Heavens 1915 s. 17-19, 33-35, 37. Napisana została ona przez J. F. Rutherforda (zm. 1942) w czasie, gdy był on jeszcze tylko prawnikiem Towarzystwa Strażnica.
Jako przywódczyni innych kobiet
Po aferze związanej z Marią Russell, również inne kobiety w Towarzystwie Strażnica brały sprawy w swoje ręce i ‘przejmowały władzę’ w zborach. Oto kilka wypowiedzi na ten temat:
„W owym okresie czasu rozwinął się jednak stan, który nie znalazł uznania Pana; zaznaczył się wtedy wpływ niewiast, a mianowicie u starszych i przywódców kościoła, który działał w tym kierunku, aby mężów i braci powstrzymać od prawdziwej służby Bożej i zrobić ustępstwa organizacji szatana” (Światło 1930 t. 1, s. 29).
„Było to szczególnie w owym czasie, że niewiasty starały się przypisać sobie ważne znaczenie i wywierać wpływ, do czego zachęcone zostały przez niektórych starszych. Wśród pierwotnych założycieli Towarzystwa Biblijnego i Broszur ‘Strażnica’ była jedna niewiasta, żona prezydenta Towarzystwa, która obstawała przy tem, aby współdziałać w wydawaniu ‘Strażnicy’, a kiedy jej tego odmówiono, skłoniła ona inne niewiasty do zajęcia niewłaściwego stanowiska względem pracy Pańskiej. Wyrażenie Pisma Św.: ‘niewiasta Jezabela, która się mieni być prorokinią’ niezawodnie odnosi się do pewnego niewieściego wpływu w kościele, który wywierany był na jego przywódców lub wybitnych mężów” (Światło 1930 t. 1, s. 29-30).
„Były jednak i jeszcze obecnie są inne niewiasty, chcące wykonywać prace, do których nie są upoważnione” (jw. s. 30).
„Jest to wielu dobrze znany fakt, że przed przyjściem Pana do swej świątyni niektóre niewiasty w zborach wywierały wielki wpływ na mężczyzn, którzy byli przywódcami, t. j. starszymi, i skłoniły ich do tego, aby weszli w kompromis z organizacją szatańską i odmówili lub się wzbraniali zająć otwarte i niedwuznaczne stanowisko po stronie Pana i spraw jego Królestwa na ziemi. Z drugiej strony niewiasty przez swój przewrotny wpływ doprowadziły przywódców i starszych do tego, że przestali ‘trzymać się głowy Chrystusa’, stali się nadętymi i sprzeciwiali się zarządzeniom Bożym. Opanowani oni zostali przez namiętność, lub obcy Słowu Bożemu wpływ. Wpływ ten do dzisiejszego dnia stara się szkodzić pracy Pańskiej” (jw. s. 30-31).
„W owym czasie stało się, że niewiasty organizowały zbory i układały kazania, odczyty, dla starszych i polecały im, co mają mówić. Żądne zaszczytów niewiasty w zborze wpływały na swych mężów, lub niektórych braci, by wykonywały ich (tych niewiast) życzenia co do organizacji, lub postępowania zboru. Niewiasty w zborach pochlebiały starszym, by na nich wpłynąć. Czy to się stało świadomie i celowo czy nie, nie robi różnicy. Pokazuje to jednak dążenie szatana, ażeby rozbić organizację Pańską (…) Niewiasty w zborach wpływały na swych mężów i innych mężczyzn, by co do pracy Pańskiej wchodzili w kompromisy, ażeby przez to zadośćuczynić jakiemukolwiek samolubnemu życzeniu, lub ambitnemu dążeniu” (Światło 1930 t. 1, s. 31).
„Pomazańcy widzą dziś, że niejeden wskutek niewieściego wpływu wszelkiego rodzaju oderwany został od Pana i jego służby i że ci, którzy chodzili tą przewrotną drogą, już nie wykonują żadnej służby…” (jw. s. 32).
„I oto stwierdzić można, że to szczególnie byli wpływowi mężczyźni, którzy wchodzili w kompromisy z organizacją szatańską, i że wobec tego oni byli tymi, którzy, jak proroctwo mówi, uprawiali ‘wszeteczeństwo’. Możnaby tu postawić pytanie: W jaki sposób niewiasty, szczególnie niewiasty w zborze, wystawione są na pokusę djabła? Odpowiedź jest ta, że one w szczególny sposób używane były do wywierania swego przewrotnego wpływu, by zwieść sługi zborowe i przez to skłonić przywódców, ażeby się dopuścili niedozwolonych stosunków z organizacją diabelską i z nią wchodzili w kompromisy, by utrzymać siebie samych przy życiu. Niewiasta, wpływająca na swego męża, by służył jakiejkolwiek części organizacji diabelskiej, ażeby mogła mieć przyjemne, wygodne mieszkanie, lub inne podobne rzeczy, wpływa na swego męża w fałszywy sposób” (jw. s. 33).
Po tych różnych wydarzeniach i doświadczeniach kobiety w organizacji Świadków Jehowy przez wiele lat nie były dopuszczane do niektórych funkcji i zadań. Przykładowo dopiero w roku 1959 pozwolono im ‘szkolić się teokratycznie’:
„Czy pamiętasz początki Szkoły Teokratycznej w zborze ludu Jehowy? (...) W latach 1945 i 1946 pojawiły się pierwsze podręczniki. Potem przez jakiś czas nie dokonywano zmian poza dopuszczeniem do udziału w szkole sióstr w roku 1959” (Nasza Służba Królestwa Nr 2, 1979 s. 4).
Wydaje się, że i dziś Towarzystwo Strażnica ma pewne problemy z niektórymi kobietami, o czym wspomina w swych publikacjach:
„Czy Szatan próbuje skalać nowożytny zbór chrześcijański poglądami jakiegoś Balaama lub jakiejś Jezabel? To nie ulega wątpliwości; dlatego co roku wyklucza się prawie 40 000 osób – po większej części za niemoralność. Istna tragedia! Zarówno mężczyźni podobni do Balaama, jak i kobiety przypominające Jezabel buntują się przeciw starszym i usiłują skazić zbór. Przeciwstawiajmy się takim nieczystym wpływom ze wszystkich sił!” (Strażnica Nr 7, 1989 s. 13).
„W naszych czasach niektóre równie krnąbrne kobiety popchnęły swych mężów do odstępstwa, a nawet pozywały wiernych sług Jehowy przed sądy” (Wspaniały finał Objawienia bliski! 1993 s. 49).