Zwiedzałem Nadarzyn Świadków Jehowy!
Zwiedzałem Nadarzyn Świadków Jehowy!
Gościna w parafii nadarzyńskiej
Mało który aktualny Świadek Jehowy, będąc w organizacji, zwiedzał pewnie klasztor w Częstochowie. Ja zaś, jako katolik, odwiedziłem wiele lat temu Nadarzyn, polskie centrum Świadków Jehowy, wybudowane w roku 1992. Było to w którąś sobotę w latach 90. XX wieku i podłączono nas z kolegą do jakiejś ‘wycieczki’ głosicieli z naszego kraju. Gdy zobaczyłem te zajeżdżające tam na parking autobusy ze Świadkami Jehowy, to zaraz pojawiło mi się skojarzenie z Częstochową!
Najbardziej upamiętniło mi się kilka faktów ze zwiedzania tego obiektu:
Wizyta w pralni i opowiadanie, jak to się tu ładnie pierze, że każdy ma swój wyznaczony dzień na dostarczanie brudnej bielizny i że każdy betelczyk ma poza tym pralkę na swym korytarzu, gdyby się wcześniej pobrudził.
Wizyta w ‘zakładzie’ fryzjerskim i informacja, że każdy betelczyk, gdy przychodzi jego dzień na golenie, to znajduje u siebie na stoliku kartkę, że „jutro oczekuje na Ciebie fryzjer”.
Zaskoczyło mnie to, że każdy korytarz jest zamykany na klucz (także toalety) i „brat” oprowadzający nas otwierał przed nami wszystkie drzwi i to za dnia! W pewnym momencie nastąpiła konsternacja, gdy któryś ze zwiedzających chwycił za klamkę toalety i okazała się ona być zamkniętą. Dopiero ‘przewodnik’ umożliwił tej osobie skorzystanie z ubikacji.
Biblioteka nadarzyńska była otwarta, ale we drzwiach wisiał łańcuszek uniemożliwiający wejście tam. Można było tylko głowę wsadzić do środka. Zapytałem przewodnika, od którego roku są tu Strażnice. Odpowiedziano mi ogólnie, że od roku 1925.
Dużo czasu spędziliśmy w hali, w której pakowano literaturę dla Polski. Oprowadzający opowiadał z namaszczeniem, że są trzy tiry które rozwożą ją, że Polska jest jak kwiat z sześcioma płatkami i każdy tir ma dwa płatki i jedzie po ich obrzeżach. Później bracia odbierają ją z danych miejsc, że teraz mają najdalej 30 km do odbioru, a kiedyś nawet po 150 km. Oczywiście teraz zmieniło się to już od dawna. Inaczej wygląda ta dystrybucja (literatura przywożona jest prosto z Niemiec do miejsc odbioru). Oprowadzający mówił, że w każdej chwili mają literaturę w 60 językach, a jak trzeba inną, to w kilka dni sprowadzają. Pokazywano nam, jako zabytek, stary powielacz z lat 50-tych.
Oprowadzającym był o dziwo gdańszczanin z Przymorza, dzielnicy Gdańska. Zadałem mu dwa pytania. Ile produkuje się sztuk Strażnic po polsku dla każdego numeru. Odpowiedział, że 400 tys., a było wtedy ok. 100 tys. głosicieli. Dla każdego więc po 1 sztuce, plus 3 sztuki do rozpowszechnienia.
Drugie moje pytanie. Kiedy powstanie polski Przekład Nowego Świata, bo to było na początku lat 90-tych XX w., gdy jeszcze on nie istniał. Zdziwiła mnie odpowiedź, że tego nie może powiedzieć, że za ujawnianie poufnych informacji można stąd „wylecieć”(!).
Na stołówce mówiono nam, że wyznaczony jest konkretny czas na spożycie posiłku, kto nie zdąży lub się spóźni, to niestety przepada co nie zjedzone.
Po wizycie poszliśmy z kolegą na obiad do proboszcza, znajomego mego kolegi, który przez płot graniczy z Nadarzynem Świadków Jehowy. Tam też wiele o tym rozmawialiśmy, ale to już osobne zagadnienie opisane poniżej.
Gościna w parafii nadarzyńskiej
Jak wspomniałem powyżej, po zwiedzaniu obiektów Nadarzyna Świadków Jehowy i ich rajskiego ogrodu, udaliśmy się z kolegą na obiad do katolickiego proboszcza (dziś inny ksiądz, niż wtedy, jest proboszczem tej parafii), którego kościół graniczy z polską centralą Świadków Jehowy. Ten ksiądz był znajomym mego przyjaciela stąd ta gościna. Dużo rozmawialiśmy o jego sąsiadach. Opowiedział nam też kilka epizodów z nimi związanych:
Gdy Świadkowie Jehowy stawiali ogrodzenie uszkodzili jakieś korzenie drzewa granicznego, które zaczęło usychać. Po jakimś czasie przyszła delegacja nadarzyńska przepraszać proboszcza. On im powiedział, że trudno stało się i tyle. Dodał, że nie rości sobie i nie będzie rościł żadnych pretensji. Niestety Świadkowie Jehowy chcieli mieć to „na piśmie”, gdyż bali się, że proboszcz kiedyś odejdzie, a inny ksiądz wytoczy im proces. Zdaje się, że dla świętego spokoju, dał im to pismo. Wymagały od nich tego wyższe czynniki organizacyjne.
Kiedyś jesienią przyszli do niego Świadkowie Jehowy i pytali, czy mogą u niego pozamiatać liście na podwórzu i trawnikach. On powiedział im, że mu nie przeszkadzają, że liście, jak liście, uschną a wiatr je zabierze itp. Oni nadal nalegali, więc zapytał ich czemu im tak zależy? Powiedzieli mu, że są odpowiedzialni za porządek na swoim terytorium, a liście z parafii wiatr przerzuca na ich stronę i oni z tego powodu dostają ‘burę’ za bałagan na swej posesji. Ksiądz dla dobra sprawy pozwolił im. Tym sposobem mogliby posprzątać całą wieś z liści.
Ponieważ Świadkowie Jehowy ciągle zaczepiali parafian nadarzyńskich i ich zapraszali do siebie, a wierni skarżyli się proboszczowi, więc postanowił on złożyć im niezapowiedzianą wizytę z dość dużą grupą chętnych. Gdy pojawili się w recepcji, nastąpiła konsternacja. Zaczęły się telefony, może nawet do Brooklynu, czy wpuścić ich. Wszyscy bali się odpowiedzialności, bo a nóż jest to jakaś ‘bojówka’, która im zniszczy Nadarzyn? Wreszcie po pół godzinie przyszła odpowiedź, że zapraszają. Po zwiedzeniu posiadłości Świadkowie Jehowy byli zadowoleni, że udało im się gościom ‘wepchnąć’ dużo literatury na drogę powrotną do domów. O tej wizycie nawet wspomniał oprowadzający nas po Nadarzynie przewodnik Świadek Jehowy. Miałem więc relacje z dwóch źródeł.
Ponieważ Świadkowie Jehowy nieustannie zapraszali do siebie mówiąc, że kiedy katolicy miejscowi chcą mogą przyjść pozwiedzać, więc proboszcz udał się też kiedyś z grupą studentów, którzy przyjechali na jakieś dni skupienia czy rekolekcje do jego parafii. Konsternacja nastąpiła gdy proboszcz w sali królestwa podszedł do mikrofonu. Oprowadzającym głosicielom serca zamarły, gdyż myśleli, że on powie coś strasznego, a on zażartował tylko.
Ci studenci byli zdegustowani, gdyż gdy usiedli w sali królestwa chcieli aby zaczęła się sesja pytań i odpowiedzi, która się nie odbyła! Pragnęli zadawać wobec wszystkich pytania, jak na uczelni, a jakiś wyznaczony Świadek Jehowy miałby odpowiadać im publicznie. Niestety gospodarze nie zgodzili się na tę formę. Nie chcieli pewnie, aby różne wątpliwości udzielały się innym słuchaczom, gdy któryś ze studentów zada kontrowersyjne pytanie.
Świadkowie Jehowy zaproponowali, że ponieważ jest ich tu sporo, więc każdemu studentowi na osobności jakiś głosiciel odpowie na jego pytania.
Niestety ta forma nie spodobała się studentom. Nie chcieli ‘szeptanek’ na boku i zrezygnowano z tej sesji. Tak oto zakończyło się to spotkanie.
Tyle wspomnień.
Dziś wśród Świadków Jehowy szerzą się wieści, że ich centrala w Nadarzynie ma być zlikwidowana i przeniesiona do Sosnowca, gdzie istniało ich centrum kongresowe, które jest remontowane. Czy sprawdzą się te przypuszczenia oraz przyłączenie tam połączonego obecnie biura czesko-słowackiego?